Kontynuując zeszłoroczną tradycję, czas na podróżnicze podsumowanie roku 2022.
To był czas, w którym mam wrażenie, że nieco zwolniliśmy podróżniczo - po pierwsze wróciłam do pracy na pełen etat (i na głęboką wodę), co mocno mnie pochłonęło. A po drugie na początku roku kupiliśmy stuletni, rozpadający się dom, który potrzebuje totalnego remontu, co mocno nas angażuje finansowo i czasowo. Z drugiej strony, nie ukrywam, to cudowny rodzaj zaangażowania!
Całkiem jednak podróży nie odpuściliśmy!
Za granicą byłam 6 razy:w marcu poleciałyśmy z Różą do Wiednia na dziewczyński weekend, którego obie potrzebowałyśmy. A jeszcze bardziej potrzebowałam samotnego wypadu, pierwszego od dobrze ponad roku - wybrałam się na kilka dni na kwietniowy Festiwal Tulipanów do kolorowego Keukenhof w Holandii.
Majówkę całą rodziną spędziliśmy objeżdżając cudowną Zachodnią Turcję (i zajadając się tureckim jedzeniem!).
W lecie, korzystając ze wznowionych podróży służbowych spędziłam tydzień w Wielkiej Brytanii, zahaczając o Wyspy Normandzkie (
Guernsey i
Jersey).
We wrześniu rodzinnie zrobiliśmy mały
roadtrip po pobliskiej Europie (i po okolicach Alp) - Słowenii, Włoszech, kawałku Bawarii i zachodnich Czechach.
A w prawie 3 tygodnie w listopadzie spędziliśmy w
Korei Południowej.
Byłam w łącznie 9 krajach z czego tylko 1 był dla mnie nowy (chyba, żeby liczyć osobno jeszcze Guernsey i Jersey, wtedy 11 i 3 :)).
Samolotem leciałam 20 razy, co idealnie wpisuje się w naszą średnią (przy okazji, podczas podróży do Korei, Róży stuknął 100-tny lot, co jest niezłym wynikiem jak na pięciolatkę!).
Jak na nas, to rozbiliśmy unescowy bank (chociaż przy naszych hardkorowych podróżnikach takich jak stock czy genek wypadamy słabo), odwiedzając
27 miejsc z listy Unesco (niektóre kolejny raz): zabytkowe centrum Wiednia, XVII-wieczny pierścień kanałów w Amsterdamie, osmańską Bursę, stanowisko archeologiczne w Troi, Pergamon, Efez, Pamukkale i Hierapolis, zabytkowe dzielnice Stambułu, kopalnię soli w Wieliczce (też się liczy, a co!), Westminster Abbey, Tower of London, historyczne centrum Grazu, włoską Akwileję, bawarską Ratyzbonę, czeskie spa w Mariańskich Łaźniach i Karlowych Warach, przepiękną Kutną Horę, pałac w Litomyślu, seulską świątynię Jongmyo/Chongmyo, pałac Changdeokgung tamże, groby dynastii Joseon, Namhansanseong, twierdzę w Hwaseong, wyspę Jeju/Czedżu, świątynię Bulguksa (najpiękniejsza w Korei, naszym zdaniem!), zabytkowe Gyeongju (Kjongdzu), wieś Yangdong i świątynię Haeinsa.
Jeździliśmy też po Polsce!Rok zaczęliśmy w Kotlinie Jeleniogórskiej, i zaliczyliśmy kilka wypadów w górskie okolice (Zawoja, opolski Jarnotłówek, swojskie Kudłacze i Szczawnica). Jeździliśmy rowerami po Jurze Krakowsko-Częstochowskiej i odwiedziliśmy po sąsiedzku Wieliczkę. Po raz pierwszy zwiedziliśmy Białystok i okolice, a kilkukrotnie służbowo odwiedzałam Wrocław.
Sumarycznie byliśmy w aż
96 miejscowościach.
Górsko nie było spektakularnie.
Z Korony Gór Polskich niestety nie zdobyliśmy żadnego szczytu. Natomiast jak chodzi o ‚światowe’ wierzchołki, to zaliczone są
4 punkty z Korony Gór Świata - stanęłam na najwyższym punkcie
Guernsey,
Jersey i na
Halla-sanie w Korei Płd, a Rafał wszedł na
Zugspitze.
Szykujemy się już na rok 2023, który dostarczy nam małych trzęsień ziemi i sporo emocji - na początku czerwca po raz trzeci powiększy się nam rodzina, a przy dobrych wiatrach (i łaskawym spojrzeniu konserwatora zabytków) pod koniec roku uda nam się przeprowadzić do nowego domu. Z pewnością jednak podróży nie zamierzamy całkiem odpuszczać. Pierwszą planujemy jeszcze póki mogę latać!