Dziś pierwszy dzień nowego roku, czas więc na podróżnicze podsumowanie roku 2023!
Mijający rok był intensywny i skupiony na dwóch wielkich dla nas tematach - w pierwszych dniach czerwca urodziła się nasza trzecia córeczka, Flora, zdecydowanie zmieniając naszą rodzinną dynamikę. Jest ona niemal co do dnia rówieśniczką naszej budowy - pod koniec maja udało się domknąć biurokrację (po 14 miesiącach!) i ruszył wreszcie generalny remont naszego nowego-starego domu. Oba te wydarzenia totalnie mnie pochłonęły i nie ma co ukrywać, przy trójce dzieci i skomplikowanej budowie do ogarnięcia, czas mi się skurczył do zera. Niby człowiek wiedział, ale jednak się łudził :)
Mimo takiego zaangażowania czasowego (i co tu dużo mówić, finansowego - budowa to worek bez dna!), nie odpuściliśmy jednak podróżowania. Choć zmieniło ono jednak nieco swoją formę.
Odbyliśmy 5 podróży zagranicznych, z czego 2 były dłuższe:Na przełomie lutego i marca byliśmy w
Arabii Saudyjskiej (z której relacja idzie mi jak krew z nosa), przez 2.5 tygodnia objeżdżając jej pustynne drogi.
Chłodna majówka minęła nam na północnej Słowacji, która nas zachwyciła - niby kraj tak nam bliski (hehe, to był już czas, gdzie kryterium wyboru kierunku było takie, aby w 2-3h móc dojechać do szpitala w Krakowie :)), a jednak kryjący mnóstwo nieznanych nam wcześniej perełek.
Flora, tak jak jej siostry wcześnie wzięła się za podróżowanie - w drugiej połowie lipca, mając 6 tygodni wybrała się zdobywać najwyższe szczyty
Krajów Bałtyckich. Tym razem postawiliśmy na pierwszą podróż autem, a nie samolotem, i mimo sporego dystansu do zrobienia, to był bardzo dobry wybór.
Również autem we wrześniu ruszyliśmy w Dolomity, odwiedzając po drodze Austrię. Testowaliśmy układ, który do tej pory wielokrotnie się nam sprawdzał podczas mojego urlopu macierzyńskiego - Rafał pracował zdalnie, a ja ogarniałam dzieci, co pozwalało nam podróżować więcej niż etatowe 26 dni. Niestety ten eksperyment się nie powiódł - samodzielne ogarnianie trójki dzieci (z czego 2 jest malutka) w podróży nie jest na moje nerwy :)
Za to resztę pozostałego rafałowego urlopu wykorzystaliśmy bardzo dobrze - w połowie listopada wyruszyliśmy w ponad 3-tygodniową podróż do Singapuru, Malezji i północnej Tajlandii. To był pierwszy lot Flory, od razu dość długi, ale na szczęście i ona i ja zniosłyśmy go z godnością :)
Łącznie byłam w 10 krajach, z czego 3 były dla mnie nowe (Arabia, Singapur i Malezja).
Wyjątkowo mało, jak na nas lataliśmy w tym roku
samolotem, dokładnie 10 razy. Ten rok zdecydowanie minął nam pod znakiem roadtripów ;)
Udało nam się zobaczyć
15 miejsc z listy Unesco, co jest całkiem miłym wynikiem:
Petroglify w Jubbah,
Hegra, Jedda, Obszar Kulturowy Hima, Twierdza al-Turaif w Ad-Diriyah, Historyczne centrum Wiednia, Bańska Szczawnica, Spiski Hrad i Lewocza, Kierniów, Południk Struvego, Dolina Wachau, Dolomity, Ogród Botaniczny w Singapurze, Malakka i George Town, Dolina Lenggong w Malezji.
Podróżowaliśmy też po Polsce:W kwietniu szukaliśmy krokusów w Tatrach, w maju odpoczywaliśmy na skałkach Jury Krakowsko-Częstochowskiej, byliśmy w Beskidzie Żywieckim, pokazaliśmy dzieciom Syrenkę w stolicy przy okazji udziału w Maratonie Warszawskim, a wczorajszego Sylwestra spędziliśmy w Gorcach.
Polska jest super - w przyszłym roku chciałabym jej zobaczyć więcej!
Sumarycznie byliśmy w aż
98 miejscowościach!
W kwestii gór, zrobiliśmy wielki postęp w zdobywaniu
Korony Gór Świata wchodząc na 6 szczytów.
Rafał zaliczył Jebel Ferwa w Arabii, całą rodziną weszliśmy na litewską
Aukštojas, łotewski
Gaiziņkalns i estoński
Suur Munamägi. Na koniec roku zostawiliśmy sobie wizytę na singapurskim Bukit Timah oraz tajskim Doi Inthanon. Szczyty, na które weszliśmy wszyscy może imponujące nie są, ale dużym sukcesem jest to, że mała Weronika weszła na nie o własnych siłach!
W kwestii zdobywania Korony Gór Polskich niestety dalej impas - jakoś nam nie po drodze od 2 lat.
Przed nami rok, w którym nastawiamy się na przystopowanie z podróżami - chcemy się skupić na zakończeniu remontu domu i moim powrocie do pracy (już niedługo!). Chociaż wiadomo, kto to wie, co się wydarzy :)
To zresztą jest najfajniejsze w 1-szym stycznia - gdy wraca się do niego myślami po roku, często trudno uwierzyć we wszystkie wspaniałe rzeczy, które wydarzyły się przez ostatnie 365 dni.
I tego nam wszystkim życzę!