Ile koreańskich potraw potraficie wymienić?
Jestem pewna, że u większości z Was wyliczankę otwiera wspaniały
bibimbap (no dobra, zaraz po kimchi) - miska pełna zdrowia, czyli kilka porcji rozmaitych warzyw, ryż i mięso/tofu/jajko. To wszystko podlewa się sosem i pieczołowicie miesza. Podobno najlepszy bibimbap w Korei zjeść można w mieście
Jeonju, skąd ponoć pochodzi ta potrawa. Jako wielcy fani tego dania, nie mogliśmy więc ominąć Jeonju w naszej podróży!
I słusznie - Jeonju okazało się być dla nas bardzo relaksującym miejscem, pełnym wspaniałego jedzenia, deserów, zachwytów nad estetyczną starówką i przyjemnych jesiennych spacerów.
Żeby oddać sprawiedliwość, Jeonju to nie tylko niefrasobliwy hedonizm - miasto ma długą i poważną historię. Założono je w I wieku p.n.e jako część królestwa Baekje, a w VII w. podbiło je królestwo Silla i uczyniło stolicą jednej z prowincji. Od IX wieku Jeonju stało się areną nawracających buntów chłopskich, sprzeciwiających się wysokim podatkom, oraz przedmiotem rywalizacji wczesno-koreańskich królestw. Było świadkiem brutalności japońskich okupantów, przeżyło burzenie murów, bombardowanie, przetrwało Wojnę Koreańską i, w jej wyniku, śmierć wielu swoich obywateli płci męskiej.
Industrializacja dotarła tu bardzo późno, bo w XX wieku, i to w ograniczonym zakresie. Nie ma tu zbyt wiele ciężkiego przemysłu ani produkcji przemysłowej, tak powszechnych w innych miastach Korei. Jest za to doskonale zachowany, wychuchany wręcz hanok (czyli tradycyjnie zabudowana dzielnica centralna), pełen restauracyjek czy warsztatów tradycyjnie wytwarzających papier lub likiery. Jest położona na wzgórzu dzielnica Jaman pełna niesamowitych murali, czy położony nad rzeką przyjemny park z gigantyczną huśtawką. Pełen relaks!
*
W maju 2012 Jeonju zostało wybrane przez Unesco jako jedno z miast kreatywnych w ramach Sieci Miast Kreatywnych. Jego domeną jest oczywiście gastronomia. Z tej okazji kilka słów o koreańskim jedzeniu.
Generalnie w Korei funkcjonuje powiedzenie, że Japonia to dania z surowych składników, Chiny to dania gotowane, a Korea kiszonkami stoi. I faktycznie - poza daniem-instytucją czyli
kimchi (słyszeliście, że Koreańczycy planują budowę fabryki kimchi w Polsce?), Koreańczycy kiszą mnóstwo innych rzeczy, z przepyszną rzepą na czele. Fermentacja była sposobem aby przetrwać surowe zimy nie głodując - sfermentowane jedzenie można wszak przechowywać bardzo długo.
Żeby oddać Wam skalę uwielbienia dla kimchi, wiedzcie, że Południowi Koreańczycy jedzą średnio 22 kilogramy kimchi każdego roku, a na seulskim lotnisku przed odprawą bezpieczeństwa były wyraźne znaki, aby w bagażu podręcznym nie wnosić płynów, materiałów pirotechicznych ani kimchi :)
Kolejnym symbolem kulinarnym tego kraju jest
grill koreański - mnóstwo restauracji posiada stoliki z grillem w środku, gdzie albo kelner albo goście sami grillują przepyszne mięsa, sosy i warzywa, którymi potem się dzielą, koniecznie tnąc to wszystko nożyczkami. Do tego podaje się mnóstwo wymyślnych i niewymyślnych przystawek zwanych
banchan (które co lepsze są zawarte w cenie grilla!) - np. kimchi, kiszona rzodkiew, wodorosty czy
dotorimuk (to galaretka z… żołędzi!). Grilla w Korei nie miałam dość nawet po 3 tygodniach!
Daniem gotowanym 'zbiorowo’ jest też tzw.
'hot pot’ czyli wielki gar 'zupy’ gotującej się na palniku przy stoliku, do którego goście sami wrzucają składniki wedle uznania.
Bulgogi także są koreańskim daniem, które zrobiło międzynarodową karierę. To marynowana na słodko, smażona, a potem grillowana wołowina o niepowtarzalnym smaku.
Nieznanym za to dla nas wcześniej daniem były
mielone kotleciki z żeberek, często także grillowane przy stoliku. Szczególnie nasze dzieci były wielkimi amatorkami tego delikatnego, aromatycznego mięsa.
Często zajadaliśmy się też wieprzowym kotletem w panierce, bardzo podobnym do naszego schabowego, podawanego z ryżem i surówką.
Kulinarnym odkryciem był dla nas też
gimbap, czyli bardzo podobne do sushi rolki z pysznościami zawiniętymi w ryż i wodorosty. Koreańczycy w gimbapie często zawijali kotleta i kimchi (choć oczywiście ryby, paluszki krabowe czy warzywa także).
Nowością było też
japczae - makaron ze słodkich ziemniaków z marynowaną wołowiną i warzywami w sosie sojowym i oleju sezamowym.
Makaron w ogóle jest w Korei bardzo lubiany, jedzony w mnóstwie postaci i rodzajów. Cytat z Wikipedii niech zobrazuje mnogość koreańskich dań z makaronu:
”Makaron pszenny (milguksu) był specjalne przyrządzany na urodziny, wesela lub pomyślne okazje, ponieważ długi i nieprzerwany kształt był uważany za związany ze szczęściem długowieczności i długotrwałego małżeństwa. (…)
W Korei tradycyjne potrawy z makaronem to onmyeon lub guksu jangguk (makaron z gorącym, czystym bulionem), naengmyeon (zimne danie z makaronem gryczanym), bibim-guksu (zimne danie z makaronem wymieszane z warzywami), kal-guksu (makaron cięty nożem), kong-guksu (makaron z zimnym bulionem sojowym), japchae (makaron ze słodkich ziemniaków z różnymi warzywami) i inne. Na dworze królewskim baekmyeon (dosłownie „białe kluski”) przyrządzany z makaronu gryczanego i bulionu z bażanta uważano za najwyższej jakości danie z makaronu.”Ale makaron to niejedyne koreańskie kluski - my zakochaliśmy się w
tteobokkach - ryżowych kluskach w słodko-pikantnym sosie.
No i są jeszcze
mandu - małe, zgrabne pierożki z rozmaitymi nadzieniami, którymi też z ochotą się zjadaliśmy. Tym chętniej, że są symbolem pomyślności i szczęścia!
Lubiane są również rozmaite potrawki i gulasze
jjigae przyrządzane w glinianych garnkach, zupy
guk (ponoć zupa kkori gomtang, na ogonach wołowych jest najlepszym środkiem na kaca!) oraz kleiki
juk.
A co na deser?
Koniecznie
tteok czyli ciastka ryżowe, nadziewane na słodko lub podawane ze słodką pastą fasolową. Nas rozczulały też sprzedawane dosłownie wszędzie małe ciasteczka w kształcie rybki, również z fasolową pastą w środku.
A czego mieliśmy dość? Jedynie słodkiego pieczywa na śniadanie! :)