Queenstown-> Najsłynniejsze szlaki w pobliżu: *
Routeburn Track, jeden z Great Walks
-> Sceny z Władcy Pierścieni kręcone w pobliżu: * walka Arweny z Czarnymi Jeźdźcami
* Dimrill Dale - wschodnia brama Morii
* spływ rzeką Anduiną i Wrota Argonath
* Ogrody Isengardu (Glenorchy)
* Lothlorien (Glenorchy)
Naszym pierwszym przystankiem w Nowej Zelandii było
Queenstown.
Nie byliśmy zbyt oryginalni - to miasto to turystyczna mekka Nowej Zelandii, stolica sportów ekstremalnych i brama do słynnego Fiordlandu. Z tego powodu często jest nazywane
nowozelandzką stolicą przygód. Do tego Queenstown jest przepięknie położone nad intensywnie niebieskim jeziorem Wakatipu. Mało kto nie zahacza o to miejsce w czasie swojej podróży, co zresztą widać - mieliśmy wrażenie, że centrum miasta było zapełnione knajpkami, biurami turystycznymi i sklepami z odzieżą sportowo-turystyczną.
Wylądowaliśmy w Queenstown po ponad 3 dobach podróży. Byliśmy bardzo zmęczeni i marzyliśmy o pójściu spać, ale że była dopiero 11 rano postanowiliśmy jednak się jakoś zaktywizować. Wybór padł na realizację marzenia chyba wszystkich podróżników do Nowej Zelandii - spotkanie ptaka kiwi!
Kiwi są ultra płochliwe, coraz mniej liczne (spadek ich populacji szacuje się na 5% rocznie - toczą nierówną walkę ze sprowadzonymi przez Europejczyków ssakami, zwłaszcza oposami) i żerują nocą - to wszystko sprawia, że bardzo trudno jest je spotkać. Choć trudno je zobaczyć, to zdecydowanie łatwiej je usłyszeć, jeśli śpi się gdzieś w NZ na dziko - ptaki kiwi są bardzo, bardzo głośne i swoje nadejście oznajmiają beztrosko donośnymi okrzykami :)
Dlatego też znacznie łatwiej kiwi zobaczyć w rezerwatach. Jeden z nich znajduje się właśnie w Queenstown -
Kiwi Birdlife Park. Pracownicy opiekują się młodymi kiwi, przygotowując je do życia na wolności, a także prowadzą kiwi-rehabilitację dla tych ptaków, które tego potrzebują. Z tego względu może się zdarzyć, że w rezerwacie przebywa bardzo niewiele kiwi. Kiwi żerują w nocy, dlatego też zobaczyć je można tylko w 'nocnych' (czyli zaciemnionych) domkach, zachowując absolutną ciszę. Faktycznie, mocno wytężywszy wzrok byliśmy w stanie dostrzec szybko się przemieszczające, niezgrabne postacie kiwi. Najwięcej radości dostarczył nam jeden z nich intensywnie kopiąc dziobem dziurę w ziemi, tuż przy szybie, która nas od niego oddzielała. Róża już przez całą resztę wycieczki opowiadała tylko i wyłącznie o spotkaniu z kiwi :)
Polecam odwiedziny zwłaszcza w porach karmienia - łatwiej wtedy zobaczyć te ptaki, a samo karmienie poprzedza ciekawa opowieść o tych niezwykłych stworzeniach.
Swoją drogą, czy wiedzieliście że...
* tak naprawdę jest 5 różnych gatunków kiwi (z czego ostatni, kiwi szary, został dodany do oficjalnej klasyfikacji dopiero w 1994 roku);
* kiwi to jedyne ptaki, które mają nozdrza na samym końcu dzioba! Mają też świetnie rozwinięty zmysł węchu;
* kiwi to oczywiście ptaki, ale mają sporo cech przypominających ssaki - np. kości wypełnione szpikiem, grubą i twardą skórę czy pióra bardzo przypominające włosy;
* samice kiwi składają gigantyczne w porównaniu do rozmiarów swojego ciała jaja - kiwi jest wielkości kury, a ich jaja są ok. 6 razy większe od jaj kurzych i mogą osiągać do 20% masy ciała samicy! Porównując - to tak jakby kobieta ważąca 60 kg, urodziła 12 kg dziecko (mi się zrobiło słabo na samą myśl!). A jaja te często wysiadują samce;
* kiwi posiadają szczątkowe skrzydła (o wielkości 3 cm), które oczywiście są bezużyteczne w kwestii latania, ale służą tym ptakom jako oparcie głowy podczas snu;
* uważa się, że ptak kiwi to najstarszy z obecnie żyjących ptaków (jako gatunek wyewoluował 30 mln lat temu).
Chociaż większość odwiedzających rezerwat przychodzi tam dla ptaków kiwi, to samo miejsce jest świetnym wprowadzeniem w nowozelandzką faunę i jej problemy. Serdecznie polecam zwłaszcza popołudniowy pokaz, gdzie prezentowane są endemiczne nowozelandzkie gatunki, czemu towarzyszy ultra ciekawa opowieść o ich zwyczajach, a także o tym, z czym ochrona środowiska w NZ musi się mierzyć.
*
Queenstown, chociaż jako miasteczko samo w sobie nie oczarowuje (chociaż przyznaję, nie byliśmy w miejskich ogrodach, położonych na morenowym półwyspie wcinającym się w jezioro), to zdecydowanie nadrabia położeniem. A to podziwiać można najlepiej z góry!
Całkiem niezłym miejscem widokowym w okolicy jest wierzchołek
Bob's Peak. Zastępy turystów wjeżdżają na niego kolejką gondolową, ale jak sami sprawdziliśmy, spacer na szczyt jest ultra przyjemny. A widoki niesamowite - sami się przekonajcie! Polecam!