Nie mam najmniejszych wątpliwości, że
Guanajuato znajdzie się na mojej liście Top 5 miast Meksyku. Ta niewielka, górnicza miejscowość ma wszystko czego trzeba, aby nazwać ją ciekawą, uroczą i niezwykłą.
Już od pierwszego spojrzenia Guanajuato oczarowuje przybyszów swoim położeniem - po stokach gór Vedeer pną się tysiące różnokolorowych domków, między którymi pysznią się wspaniałe kopuły i wieże bogato zdobionych kościołów. Powiedzieć, że całość wygląda malowniczo, to nic nie powiedzieć.
Z bliska miasto zachwyca nie mniej. Pełne jest malowniczych uliczek, pnących się w górę i w dół (najsłynniejsza to Ulica Pocałunku - w najwęższym miejscu ma niewiele ponad 0.5 metra, tak że stojąc na przeciwległych balkonach można dać sobie buziaka!), kolorowych, kolonialnych budynków, zadrzewionych skwerów i wspaniałych świątyń. Moim ulubionym miejscem w mieście szybko stało się niewielkie, ale urocze, pełne soczysto-zielonych drzew, trójkątne
Zocalo oraz położona tuż nad nim, znacznie spokojniejsza dzielnica uniwersytecka, ulokowana na niewielkim wzniesieniu. Zupełnie nie zdziwiło nas to, że tutejsza sceneria często wykorzystywana jest jako plener filmowy (sami byliśmy nawet świadkami szalonej, filmowej pogoni wypasionymi autami po wąskich uliczkach).
Bogactwo w zdobieniach kościołów i budynków użytku publicznego nie wzięło się znikąd. Guanajuato ma ciekawą historię - powstało jako niewielkie górnicze miasteczko, któremu sławę i fortunę zapewniły odkryte wkrótce złoża srebra i złota. Przez 250 lat kopalnie Guanajuato wydobywały 20% srebra na świecie nabijając kiesy tutejszych 'srebrnych baronów'. Zresztą dziś Guanajuato wcale nie ma się gorzej - w latach '90 rządził nim gubernator Vincente Fox Quesada (został on potem prezydentem całego kraju), wprowadzając miasto w erę minimalnego bezrobocia i eksportu ponad 3 razy przekraczającego średnią krajową. Guanajuato radzi sobie w każdych warunkach.
Najlepszym symbolem czasów srebrnej prosperity jest wspaniała świątynia
San Cayetano, położona na obrzeżach miasta, tuż koło kopalni
La Valenciana. Kopalnię tę utworzono w połowie XVI wieku, ale po zaledwie roku opuszczono, gdyż wydawało się, że jej złoża zastały wyczerpane. Ponad 200 lat później, Antonio de Ordóñez y Alcocer, przedsiębiorca, który parę razy już zbankrutował inwestując w kopalnie, postanowił spróbować jeszcze jeden, ostatni raz. Na swój ostatni biznes wybrał właśnie La Valencianę, powierzając powodzenie swojemu patronowi, św. Kajetanowi. Ku olbrzymiej radości inwestora, interes okazał się olbrzymim sukcesem - po wwierceniu się 80 metrów wgłąb ponownie otwartej kopalni rzeczywiście odnaleziono żyłę srebra! I to nie byle jaką - największą w całym Meksyku! Szczęśliwy Antonio chcąc odwdzięczyć się patronowi, wybudował jeden z najpiękniejszych (a na pewno najstrojniej zdobionych) kościołów w kraju w stylu meksykańskiego baroku
churrigueresco. Sam główny ołtarz został całkowicie pokryty szczerym złotem. Złośliwi jednak twierdzą, że spory udział w decyzji o budowie wspaniałej świątyni były olbrzymie wyrzuty sumienia jej fundatora - ponoć miał on wyjątkowo wyzyskiwać i źle traktować pracujących dla niego górników.
Jeśli Meksyk będzie się nam kojarzył z wszechobecną fiestą, to Guanajuato zostanie w naszych głowach zdecydowaną stolicą meksykańskich imprez! Ulicami tego miasta dzień w dzień (a byliśmy tam równy tydzień) przechodziły długaśne procesje czy też parady, gdzie obok siebie prezentowano cudowne obrazy i figurki religijne, indiańskie tańce półnagich ludzi, dziecięce orkiestry dęte, ludzi przebranych za śmierć i złe duchy strzelające z pejczy w powietrze, bębniarzy i reprezentacje przeróżnych zawodów czy też związków zawodowych. W jakiś przedziwny sposób ta mieszanka wydawała nam się wtedy być całkiem spójna :) Te pochody oprócz tego, że były codziennie, to były długaśne (w sensie zarówno ilości paradujących osób, jak i czasu trwania), niesamowicie głośne i gromadziły masę widzów.
Oprócz tego miasto wieczorami zapełniało się jeszcze większą ilością ludzi niż w ciągu dnia, a jego bujne i głośne nocne życie ciągnęło się do wczesnych godzin porannych. Pewnie normalnie bylibyśmy tym zafascynowani, nie ukrywam, że jednak przy podróżowaniu z malutkim dzieckiem preferencje odnośnie życia nocnego nieco się zmieniają.
Ale imprezy to nie jedyna działalność kulturalna, którą proponuje Guanajuato. Miejsce ma tu wiele ciekawych festiwali artystycznych, z których najsłynniejszy to
Festival Internacional Cervantino. Przybywające zewsząd zespoły muzyczne, taneczne i teatralne na kilka tygodni opanowują miasto w październiku i sprawiają, że festiwal urósł do rangi jednego z najważniejszych wydarzeń kulturalnych Ameryki Łacińskiej! Odwiedzający miasto zwykle też idą z niemal pielgrzymką do muzeum
Domu Diego Rivery, miejsca, gdzie urodził się ten jeden z największych meksykańskich artystów.
*
A jeśli urocze położenie, malownicze uliczki, piękne budynki, zadrzewione Zocalo, ciekawa historia i barwne imprezy Was nie przekonały, bo wszak w niejednym mieście można takie rzeczy znaleźć, to Guanajuato ma jeszcze 3 unikalne asy z rękawa. Bardzo proszę:
1. El PípilaNad miastem góruje olbrzymi pomnik mężczyzny czynu. Jego estetyka i ulokowanie bardzo kojarzyły mi się z widzianymi na Kaukazie 'Matką Armenią' czy 'Matką Gruzją', jak się okazało zupełnie niesłusznie. Pípila był meksykańskim górnikiem, zasłużonym w Wojnie o Niepodległość z początku XIX wieku. Podania mówią, że gdy rozpoczęły się walki, Hiszpanie zabarykadowali się z bronią i bogactwem w kamiennej fortecy pełniącej rolę składu zboża,
Alhóndiga de Granaditas. Forteca była solidna, ale miała jeden słaby punkt - drewniane drzwi. Dzielny i zdeterminowany Pípila założył sobie na plecy olbrzymi, płaski kamień, mając pełnić rolę tarczy przed pociskami Hiszpanów i rozpoczął szturm na wrota fortecy. Operacja zakończyła się sukcesem - drzwi spalono, oblegający wdarli się do środka, w pień wycięli okupantów i przejęli kontrolę nad miastem. A bohaterskiemu Pípili wystawiono gigantyczny pomnik widoczny z prawie każdego punktu miasta.
Tuż pod pomnikiem jest punkt widokowy ze wspaniałą panoramą na miasto, a ci, którym nie w smak jest wspinaczka pod górę (chociaż zajmuje ona maks. 15 minut) wjechać mogą tam kolejką wąskotorową.
2. TuneleGuanajuato ma całą sieć tuneli przecinających góry, wśród których jest położone, i łączące jego odleglejsze dzielnice. Tunele to majstersztyk - są tam jezdnie samochodowe, chodniki dla pieszych, skrzyżowania i rozjazdy, a nawet miejsca do zaparkowania. To małe miasto w mieście, a do tego cudownie skracające drogę przemieszczającym się po Guanajuato. Byliśmy oczarowani.
3. MumieTo naprawdę było coś! Wszyscy wiedzą, że Meksykanie mają osobliwe, żeby nie powiedzieć, dość luźne podejście do śmierci. Najsłynniejszym wyrazem tego jest oczywiście doroczne Święto Umarłych, ale i samo miasto Guanajuato dokłada tutaj solidną cegiełkę.
Historia zaczęła się, gdy na miejskim cmentarzu
El Panteón de Santa Paula w Guanajuato zabrakło miejsca - był 1833 rok i szalała epidemia cholery. Zmarłych grzebano w pośpiechu, nieraz budując grobowce nawet już nad ziemią. Kilka lat później, w 1865 r. postanowiono wprowadzić wysoką opłatę za użytkowanie grobów, tak, aby nieopłacone groby ustąpiły miejsca nowym pochówkom. Jakież było zdziwienie wszystkich, gdy w grobach odkryto doskonale zasuszone mumie! Ponoć jest to zasługa bardzo suchego klimatu oraz zawartych w glebie minerałów. Pragmatyczni mieszkańcy miasta postanowili rozwiązać problem braku miejsca na cmentarzu... wykopując jeszcze więcej mumii i zakładając
Muzeum Mumii! Miejsce jest wyjątkowe, raz ze względu na dość prozaiczną historię powstania, ale także ze względu na doskonały, wręcz ultrarealistyczny stan zachowania mumii (najstarsza ma 120 lat), a także ich zróżnicowanie. Są tu i najzwyklejsi ludzie (często z zachowanymi częściami ubiorów), jest dramatyczna mumia kobiety pochowanej żywcem, kobiety w ciąży i jej nienarodzonego dziecka, będącego najmniejszą mumią świata (w momencie śmierci doszło do poronienia), a także noworodków, czy ofiar morderstw. Do tego wiele mumii ma koszmarny grymas, wynikający z pośmiertnego puchnięcia języka w buzi. Całość jest zarówno makabryczna, jak i fascynująca. Mimo, że radzę odwiedzać na własną odpowiedzialność, to gorąco polecam się jej podjęcia :)
*
Kończąc peany na temat Guanajuato, muszę przyznać, że to miasto ma jedną, konkretną wadę. Ma jedno z najsłabszych zapleczy kulinarnych, jakie widziałam. Naprawdę niewiele znaleźliśmy tam miejsc z przyzwoitym jedzeniem, a jeszcze mniej z pijalną kawą. Cóż, mówią, że ideałów nie ma :)