Puebla ma wszystko czego oczekiwalibyście od idealnego
miasta kolonialnego.
Czyli co ma?
Ma idealnie zachowane centrum, zadrzewione i zrelaksowane
Zocalo (główny plac miasta), otoczone wspaniałymi budynkami z podcieniami, w których ulokowały się liczne knajpki. Ma regularną siatkę szerokich, wybrukowanych ulic z malowniczymi, kolorowymi i niskimi kamieniczkami. Ma dostojną katedrę z drugimi co do wysokości wieżami w kraju i wielkimi organami, a 70 innych kościołów w samym tylko ścisłym centrum przypomina o surowym, katolickim konserwatyzmie, który panował w mieście przez lata, mimo, że dziś miasto jest o wiele bardziej wyluzowane (kwitnie tu życie nocne czy alternatywna sztuka).
Puebla, pierwotnie nosząca nazwę
Puebla de los Angeles (czyli Miasto Aniołów!) ma też długą, kolonialną historię. Powagi dodaje jej fakt, że jest to pierwsze miasto założone przez Hiszpanów nie na zgliszczach miast indiańskich. Przyczyna była dość prozaiczna - osadnicy potrzebowali bezpiecznego przystanku pomiędzy stolicą, Meksykiem, a portem w Veracruz. Dzisiejsza Puebla leży dokładnie pomiędzy nimi.
Przybyszów wprawia w zachwyt ponad 1000 kolonialnych budynków, często z pięknymi płytkami azulejos na fasdach, kapiąca złotem
Kaplica Różańcowa w kościele św Dominika, intensywnie żółty
kościół św. Franciszka czy
kościół de la Compania z grobem tajemniczej, XVII-wiecznej azjatyckiej księżniczki sprzedanej w Ameryce do niewoli, a potem uwolnionej (to podobno ona zainspirowała tutejszy kolorowy strój ludowy zwany
china poblana!).
Puebla do tego wszystkiego ma też swoją sztandarową potrawę,
mole poblano (czyli pikantny sos z dodatkiem czekolady, wymyślony podobno, jak wszystkie najlepsze dania, całkiem przypadkiem - pewna gospodyni domowa chciała wyczyścić swoją spiżarkę) i sztandarowy fast food,
taco arabe (cudownie doprawione mięso zawinięte w coś na kształt bliskowschodniego chlebka), lokalnie wyrabianą ceramikę
talavera oraz swoje własne święto z dniem ustawowo wolnym tutaj (i tylko tutaj) od pracy,
Cinco de Mayo (ależ żałowałam, że nie dopilnowałam, żebyśmy byli tutaj 5. maja!). Upamiętnia ono jeden z nielicznych w historii Meksyku sukcesów militarnych, kiedy to w roku 1862 garstka dzielnych meksykańskich żołnierzy skutecznie stawiła czoła trzykrotnie liczniejszym, atakującym oddziałom francuskim. Jeśliby chcieć się czepiać, to dodać trzeba, że obchody są o wiele huczniejsze w sąsiednich USA niż tu, a rozbawieni świętujący zdają się nie pamiętać, że niedługo po zwycięstwie armia francuska powróciła, zdobyła Pueblę i okupowała ją do roku 1867.
Przy tych wszystkich wspaniałościach Puebla w dalszym ciągu ma charakter niewielkiego miasteczka, prowincjonalnego przystanku między stolicą a kosmopolitycznym portem. Będąc tam, nie uwierzycie, że mieszka tam ponad 1.5 miliona ludzi!
Czy kogoś w takim razie zaskoczy, że Puebla ma także i wpis na listę UNESCO?
Przydatne adresy* El Taco Poblano, Calle 16 de Septiembre Esq 9 Ote 705: bardzo niepozorne miejsce z rewelacyjnymi taco.