Rangun od 1989 roku wrócił do swojej tradycyjnej nazwy i jest Yangonem*, a od 2005 roku nie jest już stolicą Mjanmy.
Jednak formalny odwrót od kolonialnego dziedzictwa w stronę tradycji i utrata stołecznej funkcji wydają się niewiele zmienić w jego życiu. Faktycznie, część urzędników z rodzinami przymusowo przeniesiono do pustego Naypyidaw (zrobiono to niemal z dnia na dzień, dając zdumionym ludziom 5 dni na przenosiny), ale biznes, kultura i życie zostały w Rangunie.
W Rangunie, który jest dziwnym miastem.
Muszę przyznać, że nie zyskał naszej sympatii ani przy pierwszym, ani przy kolejnym wejrzeniu. Może wpłynął na to przymusowy kilkudniowy postój (ze względu na moją nagłą chorobę musieliśmy zrezygnować z reszty birmańskim planów i zostać na parę dni w Rangunie), a może po prostu Rangun nie jest miastem, w które łatwo polubić.
Za to na pewno jest miastem przepełnionym. Mieszka w nim ok. 5 milionów ludzi i choć władze jakiś czas temu przymusowo wysiedliły wiele osób likwidując slumsy i budując w ich miejsce nowoczesne budynki i tworząc parki, to problemu nie rozwiązały. Ulice w kolonialnym centrum są bardzo tłoczne - ludzie przepychają się idąc gęsiego, mijając mini-stragany i uliczne garkuchnie okupujące krawężniki jezdni. Przypominały nam targi, które pamiętamy ze wczesnego dzieciństwa, pełne rozmaitych towarów złej jakości, od zapalniczek, saszetek, śrubek po kwiaty, owoce i intensywnie pachnące w środku upalnego dnia, owoce morza. Ale nawet ich zapach nie przykrywał wszechobecnego smrodu śmieci i rozkładu.
Ulgi od ścisku i upału nie przyniósł spacer nadbrzeżem rzeki Irawadi - niestety nie ma tam żadnych bulwarów, a dominują przemysłowo-portowe zabudowania. Architektura kolonialna, którą Rangun się chwali i która przypomina o przeszłości, od której Mjanma próbuje się odciąć, jest piękna, ale straszliwie zaniedbana, zniszczona, zabudowana brzydkimi budynkami i schowana za straganami. Zdecydowanie mogłaby być to perełka miasta, trzymam więc kciuki za odratowanie kolonialnego dziedzictwa miasta!
Nieco przyjemniej czas spędzić można w parkach, do których miasto ma szczęście - od położonego najbliżej centrum
People's Park, pełnego mostków linowych zawieszonych między drzewami, po otaczające dwa duże sztuczne jeziora
Park Kandawgyi i
Park Waszyngtona, przy którym swój areszt domowy spędzała Aung San Suu Kyi.
Narzekać na Rangun można by jeszcze trochę, ale wolę skupić się na pozytywach.
A w tym mieście zachwyciły mnie dwie rzeczy!
1. SzwedagonJedno z najświętszych miejsc buddyzmu w Birmie i jedna z najpiękniejszych stup na świecie. Podobno powstała 2500 lat temu na zlecenie jednego z birmańskich królów po to, aby przechowywać w niej niesamowitą relikwię - 8 włosów z głowy Buddy (oraz mnóstwo innych skarbów i bogactw - szacuje się, że zgromadzono tutaj nawet i 9 ton złota).
Wysoka, 99-metrowa pagoda, cała pokryta złotem jest widoczna z wielu miejsc w mieście i już z daleka fascynuje. Chociaż wstępu broni spora kwota biletu oraz szatniarze wymagający 'donation' za przechowanie butów, nie można się tym zrażać.
Bo pagoda z bliska jest bajkowa. Złoto, tysiące diamentów i rubinów w ostrym słońcu sprawia, że trzeba mrużyć oczy patrząc na to wszystko. Otaczają ją liczne ołtarzyki, posągi Buddy i niewielkie pawilony z ozdobnymi dachami. Mnóstwo ludzi dookoła się modli, mnisi się przechadzają, grupy pielgrzymkowe śpiewają, palą świeczki, a inni po prostu w cieniu jedzą swój posiłek. Jest tu miejsce na każdego i dzięki temu jest podwójnie pięknie.
2. Pętla kolejki miejskiejJuż sam kolonialny dworzec główny jest piękny z zewnątrz, dobrze wpisujący się w birmańską architekturę, zatopiony wśród drzew o fioletowych kwiatach.
W środku jest spora przestrzeń, podzielona na sektory dziwnymi kratami i przejściami. Ludzie koczują tu w oczekiwaniu, siedząc na krzesłach, na przyniesionych przez siebie matach i na ziemi. Jest ich multum, wygląda to tak, jakby pół miasta właśnie się gdzieś wybierało. Jedzą, gadają albo się nudzą. Albo ważą na wadze, która podaje i wagę i horoskop. Horoskop to niezwykle ważna rzecz w Birmie. Mówi się, że nawet stolicę przeniesiono do Naipyidaw ze względu na przestrogi astrologów.
Na kolejne perony można przejść albo porządnie, brzydkim mostkiem nad torami, albo na szybko, bezpośrednio po szynach. Ten drugi sposób zyskuje na popularności zwłaszcza gdy pociąg już nadjeżdża albo zaraz ma odjechać. Europejscy maszyniści dawno dostaliby tu zawału.
Jazda słynną,
ranguńską kolejką miejską, operującą po pętli opasającej całe miasto i jego przedmieścia jest niezwykłym przeżyciem. Trasa ma 50 kilometrów, 39 przystanków, a jej pokonanie zajmuje 3 godziny. Zbudowali ją Brytyjczycy w 1954 roku i dziś wygląda tak, jakby nigdy nie była modernizowana.
Gdy konduktor z końca pociągu machnie zieloną chorągiewką na znak, że można ruszać, stara maszyna powoli zaczyna sunąć się do przodu. Zdezelowane wagony bujają się na wszystkie strony, pasażerów chłodzą podwieszone pod sufitem wiatraki, a rozrywkę zapewniają sprzedawcy przekąsek (w tym i przepiórczych jajek!), napojów i gazet. Co chwilę któryś z nich przechadza się po wagonie i głośno reklamuje swój asortyment. W środku panuje ścisk, ludzie więc, z braku miejsc, rozsiedli się w przejściu między wagonami, na podłodze i na schodkach do wyjścia z pociągu. Kolejka jedzie ultra wolno, wydaje nam się, że rower pokonałby tę trasę znacznie szybciej.
Konduktor sprawdzający bilety pojawia się bardzo rzadko, Za to od czasu do czasu widzimy pociągową policję w ładnych, szarych mundurach policyjnych (o dziwo, naszyta na nich flaga Mjanmy ma pasek niebieski zamiast zielonego). Niektórzy oficjalne mundurowe lakierki zmienili już na wygodniejsze klapki-japonki.
Im też udzielił się ten bujający, pociągowy luz. Och, jak ja lubię pociągi!
* chociaż za Wikipedią:
'Tradycyjnym polskim egzonimem zalecanym przez Komisję Standaryzacji Nazw Geograficznych poza Granicami Rzeczypospolitej Polskiej jest Rangun'.
Informator* 1 PLN to ok. 400K (kyatów)
* Dworzec autobusowy jest bardzo daleko do miasta, dojeżdżając tam bladym świtem byliśmy skazani na wzięcie taksówki.
Ceny* bilet kolejki miejskiej w obrębie miasta: 200K (kupowany na peronie)
* butelka wody: 300-500K
* kawa 1500K
* sok pomarańczowy 1800K
* kawałek ciasta: 600-1800K
* chicken/mutton curry w knajpce ulicznej: 1300/1500K
* curry w lepszej restauracji: 4000-5000K
* sprite w knajpce 700K
* wstęp do Pagody Shwedagon: 8000K
* prom 4000K w dwie strony (cena dla cudzoziemców)
* taksówka z dworca autobusowego: 10000K
* wstęp do farmy krokodyli: 1000K