W Albanii było mroźno, ale prawdziwą zimę spotkaliśmy w Kosowie.
10 euro, 3.5 godziny powolnej jazdy autobusem i znaleźliśmy się w innym świecie. W
Prizren było minus 7 stopni i mnóstwo śniegu. Do tego był już wieczór, było ciemno i ślisko, ale mimo to ulice miasta tętniły życiem. Właśnie ta atmosfera żywiołowości, gwar ulic i knajpki wypełnione ludźmi zostaną moim głównym skojarzeniem z najmłodszym państwem Europy.
I bardzo życzliwi ludzie - nikt nas nie próbował oszukać, a wszyscy, nieco zdziwieni, że chce się nam odwiedzać ich kraj, starali się nam jak najbardziej pomóc i ułatwić pobyt.
Prizren to najbardziej turystyczne miasto Kosowa, choć w ten styczniowy wieczór nie było tego zupełnie czuć - ulice i knajpki zapełniali wyłącznie miejscowi. Mam wrażenie, że przez cały pobyt w Prizren nie spotkaliśmy ani jednego turysty, a w hostelu byliśmy jedynymi gośćmi. Wraz z kluczami do pokoju dostaliśmy górę koców, a w środku czekała na nas metalowa koza i drewno na opał.
Nie trudno jednak uwierzyć skąd Prizren wzięło ten zaszczytny turystyczny tytuł - jest wprost urocze. Otoczone malowniczymi górami
Szar Płanina jest pięknie położone nad rzeką Bystrzycą, która jest punktem centralnym miasta. To wokół niej koncentruje się miejskie życie i w jej pobliżu znajdują się najważniejsze zabytki, restauracyjki czy ustawia się letnie kino.
Mimo pokrywającego wszystko śniegu czuć wyraźnie orientalny klimat miasta. Dominuje tu niska zabudowa, budynki mają czerwone dachy, a gdzie nie sięgnąć wzrokiem, widać smukłe minarety. Uważni wypatrzą też tureckie kopuły
Hammamu Gaziego Mehmeta Paszy i białe kamieniczki w staroalbańskim stylu z dużymi oknami. Najładniejszą z nich jest budynek
Ligi Prizreńskiej, organizacji, która w dobie upadającego Imperium Osmańskiego dbać miała o albańskie interesy polityczne (budynek został zniszczony przez Serbów podczas niedawnej wojny bałkańskiej, szybko został jednak odbudowany). Jest mnóstwo świateł, przyciągających uwagę reklam i dziwacznych konstrukcji z trakcji elektrycznej.
Ludzie, zaaferowani swoimi biznesami zdają się nie zwracać uwagi na zimno. Może tylko zwalniają lekko kroku na łukowatym, tureckim, XV-wiecznym kamiennym
Starym Moście, mocno teraz oblodzonym.
Akurat jest piątek, do miejskich meczetów zdążają więc mężczyźni, w większości starsi. Prawie wszyscy dzierżą w ręku siaty, niektórzy, najbardziej zawzięci, dokonują ablucji na zewnątrz. Okutani we wszystko co możemy, ledwo jesteśmy w stanie na to patrzeć. Podobne sceny oglądamy i koło głównego meczetu miasta
Sinana Paszy przy ruchliwym placu
Szadyrwan i przy małym meczecie
Maksuta Paszy i przy położonym tuż przy Lidze Prizreńskiej meczecie
Bajrakli (to w nim odbyło się podobno spotkanie założycielskie Ligi). Mimo tego modlitewnego poruszenia i pozamykanej części sklepów, reszta miasta wydaje się żyć całkiem normalnie. Faktycznie, podobno Kosowarzy dość mało praktykujący naród.
W lecie podobno wieczory spędzają siedząc na murach starej, górującej nad miastem
Twierdzy (Kalaja). Widoki z niej są ponoć wspaniałe, zwłaszcza gdy towarzyszy im zachód słońca. Nie dziwi więc, że młodzi Prizreńczycy przesiadują tutaj wieczornymi godzinami plotkując i robiąc zdjęcia. Ale dziś jest tak ślisko, że spoglądając na nasze lekkie buty rezygnujemy ze wspinaczki.
Postanawiamy wykorzystać czas w Prizrenie w inny sposób - Rafał tradycyjnie odwiedza tutejszego fryzjera. Berber spisał się na medal, troskliwie susząc rafałową głowę przed wyjściem na mróz. Zresztą sami zobaczcie na zdjęciach jak było :)
Chociaż orientalny klimat i minarety mogą być zwodnicze na pierwszy rzut oka, nie da się nie zauważyć i serbskiego rodowodu tego miasta. Już w pobliżu placu Szadyrwan jest kamienna
cerkiew św. Jerzego (dawna siedziba prizreńskich biskupów), a kawałek dalej
katedra katolicka czy malutka
cerkiew św. Mikołaja. Patrząc w stronę twierdzy nie da się ominąć wzrokiem ruin jeszcze do niedawna działającej
cerkwi Chrystusa Zbawiciela. Ruiny do niedawna były pilnowane przez oddziały KFOR (szczęśliwie w ostatnich latach zostały zabezpieczone, uzyskały nowy dach i teraz można je już zwiedzać).
Serbowie w czasie wojny w 1999 roku zburzyli siedzibę Ligi Prizreńskiej, ale Albańczycy w odwecie w 2004 roku zbeszcześcili i spalili tutejsze cerkwie. Większość z nich straszy ruinami albo jest nieczynna do dzisiaj.
Zniszczona została też cała dzielnica serbska. Zresztą jej mieszkańcy chwilę wcześniej uciekli z miasta w popłochu. Dziś mieszka tu niewielu Serbów. Łatwo ich poznać po autach bez tablic rejestracyjnych - jeżdżą bez blach na znak protestu wobec kosowskiej administracji.
Zniszczenia nie ominęły także prizreńskiej perełki, wpisanej na listę UNESCO
Cerkwi Bogurodzicy Ljeviškiej. Mimo ochrony żołnierzy KFOR, została podpalona i rozszabrowana, a dziś jest otoczona drutem kolczastym. Ta XII-wieczna świątynia przetrwała zamianę na meczet i powrót na łono prawosławia na początku XX w., trzeba wierzyć, że przetrwa i aktualne zawirowania.
Jak i cała wielokulturowość Prizrenu.
Informator* w Kosowie obowiązująca waluta to euro (chociaż w serbskich enklawach używa się też dinara). Nigdy nie zostało to ustalone z UE, ale nikt nie kwapi się, żeby podważać ten status quo. Co ciekawe, w związku z tym, Kosowo nie wybija własnego euro, nie ma więc kosowskiej wersji awersu tych monet.
Ceny* taksówka z dworca autobusowego do centrum miasta w Nowy Rok: 1 €
* nocleg w hostelu: 10 €
* obiad: 1.5-3 €
* herbata: 0.5 €
* cappuccino: 1 €
* ciasta do kawy 1-1.2 €
* fryzjer: 3.5 €