Wpis o Mitrowicy będzie tak krótki, jak nasza wizyta w niej.
Bardzo chciałam pojechać do tego miasta. Chciałam na własnej skórze przekonać się o tym:
* że miasto jest mocno podzielone na albańską i na serbską dzielnicę, z granicą na rzece Ibar;
* że to jedno z najmniej przyjaznych miast do życia;
* że gdy masz ochotę na europejskie cappuccino idziesz na północ, do Serbów, a gdy ciągnie Cię raczej do kawy po turecku, trzeba wybrać się do Albańczyków;
* że strona albańska to gwar i żywiołowość, a serbska to spokój i cisza;
* że albański mizar mieści się w serbskiej dzielnicy, a serbski cmentarz w albańskiej;
* że
Most Pokoju (o ironio!) łączący zwaśnione części miasta to najlepszy wyznacznik atmosfery panującej w okolicy. Wystarczy sprawdzić czy jest otwarty (czyli nastroje są dość pokojowe) czy też znajdują się na nim zasieki i posterunki sił międzynarodowych (wtedy gdy sytuacja robi się napięta)
* czy naprawdę czuć w mieście ślady po zamieszkach z 2004 roku, które wybuchły, gdy gruchnęła wieść, że Serbowie utopili dwóch Albańskich chłopców (co okazało się nieprawdą). I w trakcie których zginęło 8 Serbów (chociaż Wikipedia mówi o 28), 11 Albańczyków i ponad 1000 osób zostało rannych;
* że na północy miasta niechętnie używa się euro, bo w końcu walutą Serbii jest dinar;
I o tym, że w tym mieście najlepiej czuć jak głęboko podzielone jest Kosowo.
Tego wszystkiego nie doświadczyliśmy.
Stanęły nam na drodze trudności komunikacyjne - opóźniony bus z Prisztiny, częste przystanki, bardzo, bardzo duży ruch samochodowy na trasie Prisztina-Mitrowica i straszne korki. Oraz brak autobusów powrotnych po 17-stej, co zmusiło nas do szukania na szybko jakiejkolwiek alternatywy w postaci nielicznych już tego dnia prywatnych minibusików jadących z centrum.
Nie zdążyliśmy poczuć atmosfery miasta. Czasu starczyło nam właściwie tylko na przejście głównym bulwarem miasta, zerknięcie na
Wielki Meczet Bajram Paszy i dwie, wprawiające w zadumę, konwersacje z mieszkańcami.
Jeden z nich, ten który uratował nas informacją o minibusach do stolicy, prowadził małą restauracyjkę w mieście. W kilkuminutowej rozmowie roztoczył przed nami smutny obraz Kosowa jako państwa zżeranego przez korupcję i bezrobocie, z fatalnym i nieudolnym rządem. Co prawda przyznał na koniec, że właściwie jemu żyje się całkiem dobrze, ale innym żyje się źle.
Drugą rozmowę odbyliśmy już przy busiku.
Tym razem naszym rozmówcą były młody chłopaczek, który udawał (a może nie?) Szwajcara i łamaną angielszczyzną, z dużym zainteresowaniem wypytywał dlaczego przyjechaliśmy do akurat Kosowa. Nasze odpowiedzi wyraźnie go nie satysfakcjonowały, był bowiem przekonany, że Kosowo to
'bad country'. A dlaczego to takie złe państwo?
'Bad, because it's poor'.
A zdjęć tym razem nie będzie (nie wyszły).
Informator* Nazwa tego miasta to także kwestia sporna: najczęściej używana u nas wersja
'Kosowska Mitrowica' to nazwa serbska, Albańczycy mówią o na nie po prostu
'Mitrowica'.
* w Kosowie obowiązująca waluta to euro (chociaż w serbskich enklawach używa się też dinara). Nigdy nie zostało to ustalone z UE, ale nikt nie kwapi się, żeby podważać ten status quo. Co ciekawe, w związku z tym, Kosowo nie wybija własnego euro, nie ma więc kosowskiej wersji awersu tych monet.
Ceny* bus z Prisztiny do Mitrowicy: 1.5 €
* minibusik z Mitrowicy do Prisztiny: 2.5 €