Tirana, och Tirana.
Sama nie wiem do końca jak na nią patrzeć i jak podsumować.
Na pewno łatwo ją znielubić - to miasto może robić dość odpychające wrażenie. Sporo tu brudu, chaotycznej zabudowy, kiepskiej jakości dróg, brzydkich budynków i ohydnych neonów i szyldów. Nieład.
Mimo całkiem dostojnego wieku, w Tiranie trudno odnaleźć ślady przeszłości. Faktycznie, znaleźć tu można ruiny
zamku Tirkan z I w.p.n.e., ale w mieście dominuje raczej monumentalna zabudowa, tak charakterystyczna dla czasów komunizmu. Obecny tu styl architektoniczny otrzymał nawet swój przydomek
gigantyzmu hodżańskiego. Serce miasta,
Plac Skanderbega to jego kwintesencja - wielkie rondo z trawnikiem w środku, ze sporymi budynkami dookoła. Otaczają go paskudny hotel Tirana,
Narodowe Muzeum Historyczne ze słynną socrealistyczną mozaiką na froncie i niepozorna
Opera. W pobliżu znajdziemy też budynki rządowe,
Galerię Sztuki (na zapleczu której są zdemontowane pomniki Lenina i Stalina!) i chyba najbrzydszą budowlę Tirany -
piramidę, która była hodżańskim mauzoleum, a dziś niszczeje. Podobno władze miasta, nie mając pomysłu na jej zagospodarowanie, rozważają wyburzenie tego absurdalnego budynku.
Na środku placu ustawiony był kiedyś wielki, złoty pomnik Envera Hodży, zastąpiony dziś Skanderbegiem na koniu. Jest to dobry symbol zmian jakie w Tiranie następują.
Dawna dzielnica komunistycznej elity,
Blloku, do której zwykły śmiertelnik nie miał wstępu, jest dziś najmodniejszą miejscówką w mieście, pełną klubów, butików, pubów i życia.
Najważniejszy meczet miasta, XVIII-wieczny
Ethem Beja, który z niewiadomych przyczyn jako jedyny przetrwał hodżańską manię niszczenia wszelkich religijnych obiektów (mimo, że przecież znajdował się w samym centrum miasta, przy jego głównym placu!), dziś z powrotem otwarty jest dla wierzących. Za czasów komuny wstęp do niego mieli jedynie... goście z zagranicy!
Tuż obok niego stoi charakterystyczna
wieża zegarowa, na którą ponoć można się wspiąć i podziwiać Tiranę z góry.
Czas przemian pozwolił także na budowę nowoczesnej
katedry katolickiej pw. św. Pawła.
Inny nowy symbol miasta to wieżowiec (o dość popularnej nazwie :D)
Sky Tower - podobno to z kawiarni na tego wierzchołku są najlepsze widoki na miasto.
*
Tirana to taki właśnie misz-masz.
Zwłaszcza gdy chodzimy po niej w zimny, sylwestrowy wieczór. Już koło 17-stej większość sklepów się zamyka. Cudem, z pomocą miejscowych chłopaków (na hasło Polska jednym tchem mówią:
'Szczęsny, Lewandowski!') udaje nam się dostać trochę świeżego sera i oliwek i kilka słodkich wypieków z greckiej piekarni. Oraz dobre czerwone wino.
Mimo, że to oficjalnie islamski kraj, picie alkoholu jest tu powszechne.
Chwilę później zamykają się ostatnie bary. Zostajemy sami na pustawych ulicach przyozdobionych kiczowatymi świątecznymi dekoracjami i świątecznymi kramikami. Z głośników na rządowych budynkach głośno, na całe miasto płynie piosenka Lennona o świętach i pokoju na świecie. Ulica Jana Pawła II krzyżuje się z ulicą Rugovy. A katolicka katedra oświetlona jest dużo lepiej niż główny meczet kraju.
To wszystko jakoś pasuje do tego dziwnego miasta.
*
Skarbem Tirany, jak wszędzie, są ludzie. I ich opowieści.
Większość z nich narzeka na straszną korupcję (chociaż podkreślają, że ostatnio zaczyna się z nią powszechnie walczyć), na skorumpowane sądy, na mocno bogacące się 5 najpotężniejszych rodzin.
Ze smutkiem opowiadają o jednym z najgorszych ustrojów komunistycznych na świecie (dla Hodży nawet ZSRR był zbyt mało komunistyczny!), o obozach pracy, o paleniu świątyń, o całkowitej izolacji kraju i obsesyjnym oczekiwaniu na atak z każdej strony. O tym, że gros z budżetu tej komunistycznej dyktatury było wydane na budowę bunkrów dla każdej z albańskich rodzin. A postawienie każdego z tych bunkrów kosztowało tyle, co dwupokojowe mieszkanie.
Słuchaliśmy też o islamie w wersji albańskiej, skwitowanym jednym zdaniem:
'Adaptujemy się'. Podobno większości Albańczyków nie zależy na religii, mało kto z nich praktykuje. Religia raczej weszła mocno do tradycji narodowej i warto też podkreślić, że Albańczycy świętują też ustawowo wolne Boże Narodzenie. Wielu z nich to
bektaszyci, uznani przez resztę muzułmańskiego świata za heretyków - mogą pić alkohol, nie przestrzegają ramadanu i szariatu, a wg nich pozycja kobiety i mężczyzny jest równa.
Oprócz muzułmanów i ateistów, żyje tu także trochę prawosławnych i katolików, a między nimi wszystkimi panuje duża tolerancja.
Mimo, że minęły czasy
'pierwszego, w pełni ateistycznego kraju', to w dalszym ciągu państwo kompletnie nic nie płaci na instytucje religijne.
Dziwnym trafem, mimo to powstaje dużo nowych meczetów na prowincji. Nasi rozmówcy twierdzą, że nie jest to przypadek. Wg nich sponsorami tych budów są fundamentaliści z krajów arabskich, którzy próbują trafić do prostych ludzi z albańskiej prowincji. Podobno to samo się dzieje w Kosowie i zachodniej Macedonii.
Nie mamy jak sprawdzić czy tak jest naprawdę, ale faktycznie, w samym centrum Tirany powstaje właśnie nowy, wielki meczet.
Zmorą kraju jest oczywiście olbrzymia emigracja.
Trudno się dziwić - średnia pensja to 400 euro, a wynajem mieszkania kosztuje ok. 200 euro. Największą popularnością wyjazdową cieszą się sąsiednie Włochy.
Ale wszystko się zmienia, jak wszędzie. Kapitalizm i globalizacja powoli i tu rozpościerają swoje macki.
Z jednej strony przynoszą śmieszne mody i trendy. Jedną z nich jest moda na dziwne imiona - od bohaterów seriali czy telenowel, albo imiona np. złożone z 2 liter imienia matki i 2 liter imienia ojca (serio!).
Ale z drugiej strony wiatr zmian zachęca do coraz częstszego zakładania własnych małych biznesów.
Dobrym tego przykładem był uroczy guesthouse, w którym spaliśmy. Dopiero co otworzony (byliśmy pierwszymi gośćmi!), prowadzony przez człowieka, który jeszcze do niedawna był głównym archeologiem kraju, a teraz jest prywaciarzem. Rodzinna i ciepła atmosfera (zostaliśmy zaproszeni na sylwestrowe świętowanie, a rano na kawę) oraz rosnąca turystyczna popularność Albanii wróżą mu sukces w tej branży.
Archeolog opowiada z entuzjazmem o zmianach w kraju. O tym, jak wiele pieniędzy wkłada się ostatnio w restaurację zabytków, o tym jak pomaga im Unia Europejska, o rosnącej turystyce.
Na koniec dodaje, że jak żyje, nie pamięta tak niskich temperatur w Tiranie. Twierdzi, że przez całe jego życie nie było tu poniżej 0 stopni.
Zimno jednak nas nie zraża. Z Tirany ruszamy dalej!
*
Informator* 1 PLN to ok. 30 ALL
* powszechnie można płacić w euro
Ceny* busik z Fier do Tirany: 500 ALL
* burek: 50 ALL
* dwójka w hosteliku: 10 Euro
* wino: 800 ALL
* ser i oliwki: 300 ALL
* obiad: 350-400 ALL