1.Z pierwszego okna widać góry.
Ich malownicze zbocza i kształty musiały robić na mieszkańcach olbrzymie wrażenie, bo krążyć wśród nich zaczęły rozmaite legendy. Na przykład taka, że mieszkający w pobliżu olbrzym
Tomorri miał młodszego brata
Spiragu. Pech chciał, że obu jegomości zakochało się w tej samej kobiecie. Na nic się zdała braterska miłość, żaden z nich nie chciał drugiemu ustąpić (legenda nie precyzuje, czy dama ich serc miała coś w tej kwestii do powiedzenia). I w obliczu tak gwałtownych uczuć, między braćmi doszło do walki. I nie był to kurtuazyjny pojedynek, a prawdziwa walka na śmierć i życie z użyciem mieczy i cepów bojowych. Oboje zadali sobie poważne rany, oboje od nich zginęli. Olbrzymy umierając upadły na twarze, tworząc masywne szczyty górskie, od ich imion nazwane Tomorri i Spiragu. Ten drugi poprzecinany jest charakterystycznymi żlebami, co legenda tłumaczy jako ślady po uderzeniach mieczem.
2.Z drugiego okna widać rzekę.
Rzeka
Osum spokojnie przepływa przez miasto, dzieląc je na dwie, spoglądające na siebie, części. Nazwa rzeki nie jest przypadkowa, tak bowiem według legendy na imię miała ukochana olbrzymów. Piękna Osum dowiedziawszy się o tragedii, którą pośrednio spowodowała wypłakała tyle łez, że utworzyły one rzekę.
Tak właśnie położony jest
Berat, u podnóża dwóch olbrzymów, nad rzeką łez pięknej kobiety.
3.Z trzeciego okna widać napis na zboczu góry Spiragu.
Kiedyś te gigantyczne litery układały się w słowo
Enver, ku czci albańskiego dyktatora. Masywny napis (litery mają po 150 m wysokości i 50 m szerokości) od 1968 r. przypominał wszystkim mieszkańcom kto tak naprawdę rządzi tym krajem i miał być deklaracją miłości dla ukochanego wodza od mieszkańców miasta, w którym utworzono w 1944 r. Rząd Tymczasowy (a którego Hodża był premierem). Wykonanie go wymagało sporo wysiłku - wykarczowania zbocza góry, malowania liter na gołej skale, a wszystko to pod presją czasu - mieszkańcy mieli 10 dni, tak aby zdążyć na urodziny dyktatora (16.10). Później raz na czas przyjeżdżały do Beratu zastępy wojska, aby porządkować i zadbać o napis, tak aby nie zbladł, jak nie zblednąć miała sława Hodży.
Gwiazda wodza jednak w końcu zgasła, i gdy sytuacja polityczna się zmieniła i można było już na głos powiedzieć, że Hodży wszyscy mają dość, kwestia usunięcia olbrzymiego napisu stała się dość paląca. Nikt przecież nie chciał mieć takiego widoku z okna. Te same zastępy wojska przyjechały więc ponownie do Beratu, tym razem aby napis zniszczyć. Jak się zapewne domyślacie, nie było to łatwe zadanie i ponoć przerosło ono żołnierzy, mimo, że użyto w tym celu wszelkich możliwych środków, łącznie z materiałami wybuchowymi (mówi się nawet o zrzucaniu napalmu z samolotów). Napis 'Enver' miał się więc dobrze, dużo lepiej niż ten, kogo miał upamiętniać.
Historia napisu ma dość zaskakujący epilog. Po latach bezskutecznych starań o jego usunięcie, w 2012 roku jeden z lokalnych działaczy przy pomocy swojej rodziny i starych środków do rozpylania farby po prostu przestawił dwie litery w tym słowie. Nad miastem od tego pory góruje już nie 'Enver', a 'Never', co jest dość wymownym komentarzem. Co ciekawe, ten kto tego dokonał był jednym z twórców oryginalnego napisu, a jak mówi teraz próbował naprawić błędy młodości.
4.Z czwartego okna widać tysiąc innych okien.
Nie bez przyczyny Berat, jedno z najstarszych miast Albanii, nazywane jest
miastem-muzeum albo
miastem tysiąca okien. Obie nazwy są w pełni zasłużone - druga sama przychodzi na myśl, gdy patrzy się na panoramę miasta położonego na stoku wzgórza, gdzie wszystkie domy zwrócone są oknami ku rzece. Rzeczywiście wydaje się, jakby tych okien było ich co najmniej tysiąc.
Po tym, gdy raz się tu było, trudno widok Beratu pomylić z jakimś innym miastem. Zwarta zabudowa uroczych białych domów w staro-albańskim stylu, schodzących kaskadami po dwóch stronach rzeki jest bardzo charakterystyczna.
Tak jak charakterystyczny jest wznoszący się w samym centrum miasta
Meczet Kawalerów z niskim minaretem. W dawnych czasach był miejscem spotkań i modłów młodych, nieżonatych mężczyzn, który pracowali jako ochroniarze-strażnicy na tutejszym targu. Meczetów w mieście jest zresztą sporo, żeby wymienić choćby Meczet Ołowiany czy Meczet Królewski z pięknymi freskami (jeden z najstarszych w kraju). Nie sposób ominąć także sporej
cerkwi św. Demetriusza wybudowanej kilka lat temu.
Piękne świątynie nie robią jednak takiego wrażenia jak białe, wąskie uliczki głównej dzielnicy miasta
Mangalem z wapiennymi chodnikami, pnące się powoli do góry. Czasem zza drewnianych drzwi domów uda się dojrzeć fragment wewnętrznego dziedzińca albo urywek codziennego życia mieszkańców. Albo zajrzeć można do któregoś z lokalnych sklepików, nawet o tej porze roku pełnego warzyw i owoców.
5.Z piątego okna widać
Goricę.
To położona po drugiej, mniej turystycznej stronie rzeki dzielnica zbudowana przez okupujących kraj Turków. Z resztą miasta łączy ją XVIII-wieczny most. Podobno była to dawniej dzielnica zamieszkała głównie przez chrześcijan. Dziś jest tu nieco spokojniejsza atmosfera niż na przeciwległym brzegu rzeki, którą dodatkowo podkręca spora ilość domów z tabliczkami
'na sprzedaż'.
Główną atrakcją tej części miasta jest
Zamek Iliryjski, a właściwie jego ruiny na szczycie wzgórza. A drugim atutem tej dzielnicy jest po prostu widok na resztę miasta tysiąca okien.
6.Z szóstego okna widać zamek.
Nad Mangalem wznosi się najstarsza część miasta, zwana
Kalaja. To stara cytadela, jeszcze z czasów bizantyjskich, potem zaanektowana przez Turków. Twierdza jest sporych rozmiarów i oprócz zabudowań obronnych mieści w sobie wiele domów (wciąż zamieszkałych!), cerkwi (podobno było ich aż 20!) i meczetów. Niestety świątynie spotkał smutny los w ateistycznym państwie Envera Hodży - wielu z nich już nie ma, a te, którym udało się przetrwać służyły przez lata jako magazyny.
Po uliczkach twierdzy chodzimy jak urzeczeni. Mimo iż jesteśmy w samym centrum miasta, panuje tu niemal wiejska, sielska atmosfera. Do tego mocne słońce, niebieściutkie niebo i białe mury. Skojarzenie z kamiennymi miasteczkami Lazurowego Wybrzeża nasuwało mi się samo.
7.Z siódmego okna widać
Bulwar Republiki.
To główna ulica miasta, częściowo udostępniona tylko pieszym, położona tuż nad rzeką. W przeciwieństwie to wyżej położonych części miasta, tutaj życie jest bardziej intensywne. Od rana są tłumy ludzi, którym nie przeszkadza niska temperatura. Nasze plecaki budzą ich spore zainteresowanie, chociaż naszą uwagę przyciąga głównie odbywający się na chodniku targ indyków i ich ważenie głową w dół!
Szybko okazuje się, że mamy słabą wytrzymałość na zimno i wzorem wielu tubylców lokujemy się w jednej z ciepłych kawiarni. A potem jeszcze chwytamy ciepłego burka do ręki i możemy wracać na spacer malowniczymi uliczkami Beratu.
Wciąż nie mamy ich dość. Tak jak widoków z tysiąca okien.
Informator* 1 PLN to ok. 30 ALL
Ceny* autobus z Durres do Beratu: 410 ALL
* uliczny burek ze szpinakiem albo serem: 40 ALL
* kawa w kawiarni: 130 ALL
* słodki deser w kawiarni: 170 ALL
* wstęp na teren twierdzy: 100 ALL