Wersja wydarzeń numer 1:
hinduski bóg Śiwa objeżdżał świat wraz ze swoją żoną Parwati. Na głowie niósł świętą rzekę Ganges, tak, aby uchronić świat przed powodzią (kocham legendy!). Śiwa chciał pokazać Parwati najpiękniejsze miejsca na ziemi, więc w czasie drogi nad Oceanem Indyjskim zatrzymali się na pięknej, niezamieszkałej wyspie (czyli Mauritiusie rzecz jasna). Podczas lądowania kilka kropel świętej wody z Gangesu wylało się z głowy Śiwy na ląd. Woda upadła w sam środek krateru wygasłego wulkanu, w rezultacie czego powstało tam jezioro.
Bogini Gangesu była wielce niezadowolona, że jej bezcenna woda została wylana na nieznane ziemie, ale Śiwa uspokoił ją zapewniając, że pewnego dnia jej czciciele będą i tutaj oddawać jej cześć.
I tak się też stało.
Wersja wydarzeń numer 2:
hinduski kapłan Pandit Jhummon Giri Gossagne Nepal mieszkający w Triolet (miejscowość w północnej części wyspy) miał sen. Przyśniło mu się piękne jezioro w maurytyjskich górach, połączone z wodami indyjskiego, świętego Gangesu.
Wyruszył więc na poszukiwanie miejsca ze swoich snów. Nie było to łatwe, bo pod koniec XIX wieku infrastruktura drogowa na Mauritiusie nie należała bowiem do specjalnie rozbudowanych. Mimo to po pewnym czasie kapłan dotarł na południe wyspy i odnalazł święte jezioro ze snu, czyli
Grand Bassin. Wieść o świętym miejscu szybko rozeszła się wśród miejscowych wyznawców hinduizmu, którzy zaczęli tu pielgrzymować (pierwsza pielgrzymka wyruszyła właśnie z Triolet w 1898 roku).
Na nadbrzeżu jeziora stanęły hinduistyczne świątynie, a w roku 1972 inny już hinduski kapłan przywiózł z Indii wodę z Gangesu i wśród pięknych ceremonii wlał ją do jeziora. W ten sposób legenda złączyła się z prawdą, a jezioro nazwano
Ganga Talao (czyli
'Jezioro Gangesu').
Moja wersja wydarzeń:
Jest pochmurno, mamy wrażenie, że zaraz zacznie siąpić deszcz. Jedziemy szeroką, wielopasmową drogą, która prowadzi do najświętszego hinduistycznego sanktuarium na wyspie, czyli właśnie Grand Bassin. Zanim jednak tam dojedziemy, naszym oczom ukazuje się gigantyczna statua Śiwy. Ma 33 metry wysokości i jest 3.cim najwyższym pomnikiem tego bóstwa na świecie (i oczywiście najwyższą statuą na wyspie w ogóle).
Krótki spacer doprowadza nas nad brzegi jeziora. Rzeczywiście, nie jest takie małe, a jego brzegi upstrzone są świątyniami, świątynkami i posągami bóstw. Najciekawsza jest południowa strona wybrzeża, gdzie zagęszczenie bogów jest największe. Panuje tu niesamowita atmosfera, istny barok kolorów, zapachów, kształtów, emocji i dźwięków. Kadzidła, mantry, bose stopy, kolorowe sari, ofiary z warzyw i owoców, usilne modły i wszechobecny chaos są fascynujące.
Pravesh, nasz kierowca, twierdzi, że sam nie wie który bóg jest którym, bo jego religia ma ich zbyt wiele, aby mógł ich zapamiętać. Modli się więc tylko do wybranych. Nie przepada na przykład za Śiwą, głównym bóstwem. Uważa, że Śiwa był playboyem i nie jest godny czci.
A co uważają inni?
Wersja wydarzeń wg pielgrzyma:
Grand Bassin to prawdziwe sanktuarium. Można modlić się i do Śiwy i do jego syna, Ganesa z głową słonia, do Hanumana z twarzą małpy czy do bogini Gangi. Każdy znajdzie tu kogoś dla siebie. Pełno tu też odniesień do świętej liczby wg hinduizmu: 108. Na przykład posąg Śiwy ma 108 stóp, a na szczyt okolicznego wzgórza prowadzi dokładnie 108 stopni.
Najlepiej przybyć tu podczas dorocznej pielgrzymki podczas
Mahaśiwaratri, największego hinduistycznego święta obchodzonego poza granicami Indii. Zwykle wypada ono pod koniec lutego lub na początku marca i trwa 3 dni. Aby w nim uczestniczyć już kilka dni wcześniej ze wszystkich zakątków wyspy wyruszają piesze pielgrzymki do Grand Bassin. Wierni idą w upale (luty to najgorętszy miesiąc na wyspie) i niosą
kanwary, czyli ozdobne łuki z drewna, zdobione kwiatami. Na miejsce dociera nawet i 500 tysięcy osób, które oddają cześć Śiwie, składając mu ofiary i paląc kadzidła.
Trudno wtedy oczywiście odwiedzić to miejsce jako turysta - drogi wokół Grand Bassin zajęte są przez przemieszczające się, śpiące i modlące się tłumy.
Chociaż niezmiennie, wszelcy przybysze są tu zawsze mile widziani. Przez cały rok.