Będąc tak blisko nie mogliśmy nie wejść na
Śnieżkę, najwyższy szczyt Czech i
Karkonoszy.
Startując z malowniczego i straszliwie turystycznego
Karpacza (mimo wszystko, polecam się tam zatrzymać i zobaczyć
Świątynię Wang) ruszyliśmy
czerwonym szlakiem w górę. Po porannym deszczu nie było ani śladu - było przyjemnie ciepło, ale wciąż rześko, światło się wydłużało i czuć było w powietrzu, że to jeden z tym letnich, długich wieczorów, do których potem się tęskni zimą.
Szybko doszliśmy do
Schroniska Nad Łomniczką, jednego z tych miejsc, gdzie wciąż nie ma prądu, ale jest klimat, a od lat niepodzielnie rządzi ten sam gospodarz. Nie mogliśmy uwierzyć, że w środku lata było tam kompletnie pusto! Napiliśmy się czeskiego piwa, spędziliśmy wieczór przy świeczkach, a mimo, że oficjalnie nocować tam nie można, to gospodarz pozwolił nam się rozłożyć w śpiworach na noc na podłodze. Byliśmy zachwyceni.
Rano zerwaliśmy się bardzo wcześnie i dalej podążając czerwonym szlakiem, ruszyliśmy do góry. Trasa była aż zbyt wygodna, wybrukowana kamieniami, a w dalszej części zaopatrzona w schody. Nie sposób się tu ani zgubić ani porządnie zmęczyć. Minąwszy symboliczny
cmentarz Ofiar Gór doszliśmy do
Schroniska Pod Śnieżką (vel Domu Śląskiego), skąd odbiliśmy na
niebieski szlak i ruszyliśmy na ostatnie podejście.
Śnieżka jako jedna z najbardziej wybitnych gór w Polsce charakteryzuje się specyficznym mikroklimatem, a pogoda na szczycie bywa zupełnie inna niż w okolicy. Tego dni panowała tu mocna mgła, strasznie wiało i było zimno. Było tak zimno i jesiennie, że gdy od czasu do czasu wiatr na chwilę rozgarniał mgłę i ukazywało nam się zalane słońcem schronisko w oddali, ledwo mogliśmy uwierzyć, że tam w dole jest lato!
Na szczycie nie zabawiliśmy więc długo. Po obowiązkowym przystanku w schronisku na kawę i coś słodkiego ruszyliśmy w dół
niebieskim szlakiem, a raczej szerokim, kamiennym traktem. Im niżej, tym więcej nas mijało ludzi, korzystając z pięknej, słonecznej niedzieli i wygodnej trasy. Mimo, że taka ilość ludzi z rodzinami w górach cieszy, to jakoś ten szeroki, wybrukowany szlak stracił dla nas cały urok.
Ta wygodna trasa prowadzi aż do
Schroniska Pod Strzechą Akademicką, skąd już blisko było do legendarnej, malowniczo położonej nad jeziorkiem
Samotni, kolejnego sudeckiego schroniska. W niedzielne popołudnie trudno było tam znaleźć wolny stolik!
Wycieczkę skończyliśmy podążając dalej niebieskim szlakiem i odbijając
zielonym do centrum Karpacza.
Czas najwyższy się zbierać, bo czekała nas jeszcze długa droga do Krakowa!