Malta od dawna była moim marzeniem.
Odkąd francuski znajomy rozłożył przede mną mapy Malty i Islandii (
'popatrz, obie wyglądają jak ryba!'), opowiadał o zawikłanych dziejach i niezwykłym języku tej wyspy, Malta stawała się dla mnie coraz bardziej pożądanym celem wyjazdu.
Okazja nie nadeszła szybko, jakoś zawsze coś sprawiało, że wyjazd nie dochodził do skutku.
W marcu zeszłego roku, w natłoku pracy, zdarzeń i stresu, powiedziałam jednak
'Teraz albo nigdy!' i kupiłam bilety na samotną wędrówkę po tej maleńkiej wyspie.
Zapraszam więc na, szybką jak tamta podróż, relację z tej śródziemnomorskiej krainy.
4 dni, ja i wymarzona Malta, twarzą w twarz.
*
Pierwsze kroki na Malcie skierowałam w stronę Valetty, no bo jakże inaczej mogłabym zacząć niż od stolicy!
Valetta więc to...* serce Malty, jej administracyjne i kulturowe centrum,
* najmniejsza i najbardziej południowa europejska stolica,
* królestwo dumnego, rozłożystego baroku, zwanego maltańskim, w postaci dumnych joannickich katedr i kościołów, rycerskich pałaców i placów,
* surowa z zewnątrz
konkatedra św. Jana Chrzciciela, patrona Joannitów i dumny
Pałac Wielkiego Mistrza z nielicznymi na wyspie drzewami rosnącymi na pałacowym patio,
* niewielki, otoczony murami półwysep o rekordowej gęstości zaludnienia, chociaż formalnie jej zespół miejski obejmuje... całą wyspę!
* legendarne miejsce schronienia św. Pawła Rozbitka,
* imponujące fortyfikacje, sprawiające, że wyspa była śródziemnomorską perłą nie do zdobycia,
* centrum śródziemnomorskiego świata - popatrzcie na mapę i zobaczcie, że Malta to sam środek basenu Morza Śródziemnego. Kto miał Maltę, panował nad morzem,
* niezwykle bohaterstwo w czasie II WŚ - mało kto zdaje sobie sprawę jak wiele przecierpieć musieli bombardowani Maltańczycy, zamknięci na małej wysepce, uzależnieni o morskich konwojów z dostawami jedzenia...
Ale dumna Valetta ma i zdecydowanie lżejsze oblicze, bo w końcu to...* przedziwna mieszanka brytyjskiego rozsądku, czerwonych londyńskich budek, włoskich ciepłych wieczorów, kamiennych domów z piaskowca i arabskiego urokliwego chaosu,
* multum małych kawiarenek serwujących kawę i atmosferę
dolce vita,
* małe, dające wytchnienie ogrody ukryte między fortyfikacjami i murami domów,
* dawne
auberges, czyli cudne 'gospody' przeznaczone do mieszkania dla zakonników pochodzących z różnych części Europy. Każdy język miał swoją własną oberżę - francuski, włoski, niemiecki, choć były i takie, których już prawie nie znamy - prowansalski, owerniacki (język francuskiej Owernii), aragoński czy bawarski.
A na koniec, dla mnie Valetta to...* przepiękne zachody słońca oglądane z murów miasta,
* ulice co raz to pnące się w górę i opadające w dół,
* malownicze porty i zatoczki pełne łódek, jachtów i statków,
* cudne fasady i kolorowe balkony pięknych kamienic,
* gwar miasta budzącego się po zimie do wiosennego życia.
Ach, właśnie na to czekałam!