Wewnętrzne miasto Baku, otoczone grubymi, imponującymi murami pachnie sziszą i mocną herbatą pitą w małych szklaneczkach-czarkach. Gdzieniegdzie pachnie też kotami, których po wąskich, krętych uliczkach plącze się multum.
Swoją drogą, miasto chlubi się tym ulicznym labiryntem, mówi się, że taka jego budowa miała utrudnić najeźdźcom orientację. Dziś może trochę utrudnia turystom, chociaż ci właściwie z prawdziwą przyjemnością gubią się wśród licznych meczetów, łaźni i starych karawanserajów. Wszystkie te budynki są w zadziwiająco dobrej kondycji, o pięknych fasach w kolorze piaskowca, którego konsekwentnie używano tutaj przez wszystkie, długie przecież, lata życia miasta.
Jasnobeżowe są więc modernistyczne kamienice projektowane przez polskich architektów, mury miasta, budynki łaźni, a nawet imponujący
Pałac Szachów Szyrwanu. Właśnie ta architektoniczna kolorystyczna spójność i niezwykły ład to chyba największa siła tego miejsca.
Od początku robi na nas olbrzymie wrażenie - w mury miasta weszliśmy wczesnym świtem, gdy po ulicach, poza nami, włóczyły się po cichu tylko koty. Jedną z licznych kafejek otwierał ziewający rozdzierająco kelner, a poza tym naprawdę nic tu się nie działo.
Spokojnym krokiem dotarliśmy do naszego celu - taniutkiego hosteliku w zaniedbanym podwórku, odkrywając tym samym bakijską tajemnicę. Niemal każda z pięknych fasad tutejszego starego miasta kryje za sobą odrapane, biedne podwórko. Myśl ta i porównanie będzie nam zresztą towarzyszyć podczas całej podróży po tym kraju...
Trudno zresztą odrzucić takie myśli, gdy odwiedza się imponujący
Pałac Szachów Szyrwanu (Szyrwan to dawna stolica kraju). Wszystko tutaj, od układu pomieszczeń po wysokość schodów zaprojektowane było tak, aby nasycić jedno, jedyne ego - ego szacha. Jego służba żyła i pracowała w piwnicach, wołana przez dziurę w ziemi, a każdy musiał pamiętać, że nie można być wyższym niż władca, nawet gdy siedzi on na tronie. Temu też służyła dziura w podłodze sali tronowej - sam też stał skazany, wystając tylko głową, gdy szach odbywał nad nim sąd (a w razie czego łatwo było winnego o tę głowę skrócić). Schody w pałacu też stanowiły nie lada wyzwanie - wygodne mogły być tylko na szacha, który ponoć miał ponad 2 metry wzrostu!
Dumny szach musi przewracać się dziś w grobie na myśl, że jego tron, z którego wszechwładnie rządził, został zagrabiony i wystawiony w petersburskim muzeum! Ot, przewrotność tutejszej historii.
Ale to nie pałac jest najbardziej tajemniczym miejscem starego miasta. Bez wątpienia jest nim
Dziewicza Wieża. Położona na Starym Mieście, w obrębie murów, góruje nad Baku swoją smukłą, ciemną sylwetką. Nie wiadomo dokładnie kiedy powstała (mówi się i o XII w. n.e. i o VII w. p.n.e), ani w jakim celu ją postawiono. Nie wykluczone, że miała bronić miasta przed najazdami ludów tureckich, mogła być schronem, ale i równie dobrze mogła służyć do pradawnych obrzędów religijnych czy obserwacji nieba. Każda z tych hipotez znajdzie tutaj swoje poszlaki - od dziwnego układu wąskich okien, odwzorowującego wędrówkę słońca po niebie i kształcie podstawy wieży podobnej do płomienia ognia, po jej wewnętrzną konstrukcję uniemożliwiającą dostanie się na piętra wieży bez drabiny czy sznura, czy ukryty w murze szyb prowadzący do głębokiej studni z czystą wodą.
Zdarzyć mogło się tu wszystko!
A opowiada o tym fantastyczne, interaktywne muzeum urządzone we wnętrzu wieży. Każde jej piętro poświęcone jest innej teorii czy legendzie. Sama zresztą nazwa tego budynku - Dziewicza Wieża, budzi wiele kontrowersji.
Nie wiadomo czy pochodzi od:
* pięknej dziewczyny, która wolała się rzucić ze szczytu budynku zbudowanego na jej cześć byle nie wyjść za mąż za własnego ojca;
* pięknej dziewczyny, która wolała się rzucić ze szczytu budynku zbudowanego na jej cześć byle nie wyjść za mąż za wrogiego najeźdźcę kraju;
* pięknej dziewczyny z możnego rodu, która została w wieży zamknięta ponieważ chciała poślubić biedaka, a gdy zrozumiała, że się to nie uda popełniła samobójstwo skacząc z jej szczytu;
* faktu, że podczas najazdów ukrywano w niej wszystkie kobiety;
* czy po prostu od tego, że nigdy nie została zdobyta.
Rozmyślając o tych legendach stanęliśmy na szczycie wieży skąd rozciąga się fantastyczny widok na miasto.
Miasto dość kontrastowe, bowiem tuż za starówką zaczyna się elegancka i znacznie młodsza część szerokich ulic i budynku gdzieś z początku XX w. Ciągnie się tu rozległa strefa pieszych (rewelacja!), jest super czysto, a cały klimat mocno przypomina nam Barcelonę. Podobno w tej okolicy, a zwłaszcza w pobliży centrum tej dzielnicy
Placu Fontann najlepiej szukać knajpek i restauracji.
Tam zresztą najbardziej czuć żywotność tego miasta - obserwujemy doskonale ubranych ludzi (przez cały dzień naliczyłam jedynie 10 kobiet z chustą na głowie), dzieciaki grające w gry i mężczyzn raczących się herbatką w cieniu (herbaciarnie to zdecydowanie męska kraina!). Co chwilę jesteśmy też zaczepiani przez wesołych wolontariuszy (trwają tutaj Europejskie Igrzyska), którzy rozdają darmową wodę mineralną, mapki miasta czy zapraszają na pokaz regionalnych tańców. Trzeba przyznać, że miasto na Igrzyska przygotowane jest rewelacyjnie!
Swoją drogą, mimo, że nie przyjechaliśmy tu rzecz jasna ze względu na sportowe wydarzenia, to wobec tego, że bilety są śmiesznie tanie (ok. 10 zł za sesję 6 godzin!) i wciąż dostępne (przybyło tutaj bardzo mało kibiców), decydujemy się wybrać na mecz naszej reprezentacji w... siatkówkę plażową! Muszę przyznać, że sport ten jest wyjątkowo widowiskowy i humoru nie popsuło nam nawet to, że nasze panie oba mecze przegrały!
Warto zresztą wybrać się do części miasta położonej na południowy zachód od centrum. Tutaj chyba najlepiej widać bogactwo miasta - przejścia podziemne są obłożone marmurami, nie ma żuli, jest czysto, a pięknie utrzymane trawniki są nieustannie nawilżane (upał jest nieznośny!).
Darmową kolejką szynową wjeżdżamy na szczyt
Wzgórza Męczenników. Znajduje się tu park z pomnikiem nieznanego żołnierza i Azerów, pierwszych ofiar ofensywy Armii Czerwonej z początku lat '90-tych, i tych, którzy zginęli w wojnie o Karabach. Wędrując między ich nagrobkami zastanawiamy się czemu w Polsce brak tak pięknie utrzymanego miejsca wspominającego ofiary stalinizmu i reżimu komunistycznego.
Z zadumy wyrywa nas spojrzenie do tyłu - stoi tu najsłynniejszy symbol nowoczesnego Baku,
Ogniste Wieże czyli piękne wieżowce w kształcie płomieni ognia, i spojrzenie w bok, na Zatokę Bakijską.
Przypomina nam to, że koniecznie musimy przejść się
Prospektem Nafciarzy czyli główną arterią miasta ciągnącą się wzdłuż Morza Kaspijskiego. Przylegające do niej nadmorski pieszy bulwar ożywa zwłaszcza wieczorami, zapełniając się spacerującymi ludźmi, budkami z napojami i jedzeniem czy obwoźnymi handlarzami.
Na czas Igrzysk stoi tu dodatkowa atrakcja - Znicz Olimpijski. Jego prosta forma na molo wsuniętym w głąb morza przyciąga tłumy. Każdy chce sobie zrobić z nim nocne zdjęcie czy dotknąć wody, w której stoi, ciepłej od gazu i płomieni, wirujących na wietrze.
Pięknie spięte są tu dwa symbole kraju, ogień i wiatr.
W końcu
'Azerbejdżan' oznacza właśnie
'Kraina Wiecznego Ognia'!
Informator:* 1 manat = ok. 1 dolar
* Azerbejdżan to drogi kraj, a Baku to jego zdecydowanie najdroższe miasto.
* Nazwa Baku pochodzi od perskiego słowa oznaczającego 'Uderzenie wiatru';
Ceny:* nocleg w 17-sto osobowym pokoju w hostelu: 15 manatów
* zwiedzanie Wieży Dziewic: 2 manaty
* zwiedzanie Pałacu Szachów: 2 manaty + 6 manatów za przewodnika
* kawa w dobrej kawiarni: 6 manatów
* ciasto w kawiarni: 4-7 manatów
* lemoniada: 3 manaty
* danie główne w restauracji: 9-10 manatów
* menu lunchowe: 5 manatów
* deser lodowy: 3-6 manatów
* pamiÄ…tki-magnesiki: 1 manat
* przejazd autobusem: 20q