Nie byliśmy tej zimy jeszcze w górach!
Zakopana po brzegi w remoncie mieszkania i przeprowadzce, pracy, wyjazdach i codziennej rutynie nawet nie spostrzegłam się, że tegoroczna zima prawie się kończy!
Szczęśliwie udało nam się na chwilę oderwać od malowania, odłożyć pędzle i wałki i wyskoczyć na pół dnia w pobliskie
Gorce. Celem był ich najwyższy szczyt, jedna z najbardziej chyba schodzonych przez nas gór,
Turbacz.
Wczesna pobudka, bo o 5, nikogo nie zniechęciła i chwilę po 7 byliśmy już w
Koninkach, na poczÄ…tku
niebieskiego szlaku. Było pięknie - słońce jeszcze nisko nad horyzontem zaczynało rozświetlać zaśnieżony szlak. Im wyżej się pięliśmy, początkowo dość stromą ścieżką, tym więcej śniegu nas otaczało, a słońce pokazywało coraz więcej swoich promieni. Rafał szybko nas opuścił, aby w ramach treningu na szczyt... wbiec!
Gdy doszliśmy do
Polany Średnie, dzień był już w pełni i trzeba było mrużyć oczy patrząc na iskrzący śnieg (tak, że ledwo dojrzałam niespodziankowy, prawie-walentynkowy napis zostawiony dla mnie na śniegu przez męża!). Drzewa były przykryte czapami śniegu, białą płaszczyznę polany przecinały ślady biegówek, było cicho i słonecznie.
Tak bardzo wszyscy tęskniliśmy za takimi widokami!
Dziarski marsz szybko doprowadził nas do
Czoła Turbacza, minęliśmy
Szałasowy Ołtarz i doszliśmy do gwarnego
Schroniska pod Turbaczem. Tutaj usiedliśmy na chwilę na ciepłe drugie śniadanie i gorącą herbatę. Z otwartymi buziami gapiliśmy się przez okno na doskonale widoczne potężne Tatry. Cudo!
IdÄ…c ze schroniska
czerwonym szlakiem10 minut później byliśmy już na szczycie.
Turbacz nas nie zawiódł - ze szczytu roztaczały się cudowne widoki!
Droga w dół była szybka (i śliska;)). Wróciliśmy na niebieski szlak i tą samą drogą co wcześniej wróciliśmy do auta. Gdy o 14 byliśmy już w Krakowie, a cudne gorczańskie pejzaże były już wspomnieniem. Do następnego razu!