Sardynia, całkiem słusznie, nazywana jest wyspą tajemnic.
O tym, że jest to prawda najlepiej przekonać się wynajmując tam auto i puszczając się w cudowną podróż po tej magicznej ziemi.
Do wyobraźni mocno przemawiają historie o starożytnych rozsianych po całej wyspie
nuragach - wieżach ciszy (niezwykle starych kamiennych wieżach niewiadomego pochodzenia i przeznaczenia), świętych studniach,
grobach gigantów (tak samo starożytnych monumentalnych tajemniczych grobowcach) czy wdzięcznych
domach wróżek.
My z różnych przyczyn nie zdecydowaliśmy się na wyprawę w głąb wyspy (nie macie pojęcia jak bardzo tego żałuję!!). Zamiast tego wybraliśmy się do Nory koło Puli, miejscowości nie tak dalekiej od Cagliari, słynącej z antycznych, fenickich i rzymskich ruin.
Już sam początek był pechowy - ciemna noc, pomylony przystanek, brak miejsca na namiot, dzikie psy i pęknięta stopa... jakoś tak strasznie nam się nie układało.
Natomiast, gdy rano w pierwszych promieniach słońca ściągnęliśmy buty na plaży, podziwiając piękny kolor morza, smukłą hiszpańską wieżę na dalekim cyplu i spokojną ciszę dookoła, wiedziałam już, że dla tych widoków warto było przyjechać!
*
Tutaj Sardynia budzi się jeszcze później niż w mieście.
Zanim wesołe
'buongiorno' na dobre rozbrzmiało dookoła, zdążyliśmy zjeść śniadanie siedząc na krawężniku, poobserwować poranne zajęcia jogi na plażowym trawniku, zaprzyjaźnić się z mewami i zajrzeć za bramy ruin (wstęp drogi, 7 euro).
A gdy znudził się nam poranek na leniwej plaży, wróciliśmy na piechotę do Puli.
Była udekorowana kolorowymi flagami, opustoszała w południe, upalna z kotami śpiącymi w cienistych zaułkach. Jakiś przyjazny przechodzień wskazał nam najładniejsze drzwi w okolicy, ktoś inny doradził gdzie napić się najlepszego Aperola, a na koniec wspomniał o legendzie o św. Efezjuszu, którego majowa procesja z Cagliari należy do najważniejszych wydarzeń na wyspie. Wszyscy jednoczą się wtedy we wspólnym świętowaniu, troszcząc się o tych, którym trudniej w tych celebracjach uczestniczyć - możecie sobie więc łamać głowy zastanawiając się kto i dlaczego wybudował tysiące nuragów i skąd wzięły się studzienne świątynie. Ale ja jestem pewna, że największy sekret Sardyńczyków to ich zainteresowana serdeczność!