Sardynię zamieszkuje rekordowa liczba stu- i stuparolatków.
Naukowców od dawna zastanawiał ten fenomen, bo w porównaniu do raczej krótkowiecznych krajów południowych, Sardynia jawiła się jako miejsce, gdzie nieświadomie odkryto eliksir nieśmiertelności.
Ciekawostką jest, że chociaż przez długi czas tę wspaniałą formę wyspiarzy kładziono na karb spokojnego życia i zdrowej diety, to podobno niedawno odkryto niewielką mutację genetyczną, która sprawia, że Sardyńczycy długo cieszą się zdrowiem i dobrym samopoczuciem. A słowa jakimi się pozdrawiają
Kent'Annos, czyli
Obyś żył sto lat!, nabierają w tym kontekście zupełnie innego znaczenia!
Zainteresowanych odsyłam
TUTAJ.
Jeśli jednak ktoś z Was mimo wszystko chciałby choć na trochę stać się Sardyńczykiem i nie zniechęciły go ograniczenia genetyczne, to zapraszam do drugiej części tego posta:)
Prawdziwy Sardyńczyk to wyspiarz z krwi i kości. Mocno związany ze swoją wyspą (podobno spora część ludzi wcale nie czuje wielkiej potrzeby dalekich podróży albo przeprowadzki na 'kontynent' czyli do Włoch), sardyńskimi tradycjami, a przede wszystkim językiem
il sardo, którym posługuje się silna większość Sardyńczyków (wg Wikipedii język ten to mieszanka katalońskiego, łaciny, arabskiego i greki). Włoskiego Sardyńczyk nauczy się dopiero w szkole (oba te języki mają status języka urzędowego na wyspie).
Prawdziwy Sardyńczyk to niezwykle serdeczny i zainteresowany innymi ludźmi człowiek. Z zachwytem obserwowaliśmy najdrobniejsze szczegóły w zachowaniu ludzi dookoła nas, świadczące o tym, jak ważne dla nich jest harmonijne życie we wspólnocie, gdzie każdy czuje się dobrze. Tyczyło się to nawet nas, przypadkowych turystów, których przecież na tej wyspie tak wielu.
Swoją drogą, nie mogłam odżałować, że nie zostaliśmy na dłużej i nie objechaliśmy całej wyspy!
Sardynię wyróżniają także...
murale! W wielu miastach na murach domów można ujrzeć spore malowidła, często układające się w całe historie czy zabawne scenki. Za stolicę tej sztuki uważane jest Orgosolo, tajemnicze miasteczko będące dawniej siedzibą sardyńskich rozbójników.
Jednak tym, co najbardziej wyróżnia Sardynię (i tym co nas rzecz jasna najbardziej interesowało:)), jest jej kuchnia.
Mimo, że tak jak w całych Włoszech, królują tu makarony, tak jak i dobra pizza, to w kuchnia sardyńska różni się nieco od powszechnie znanej kuchni śródziemnomorskiej, bazując głównie na lokalnych produktach.
A więc najważniejszy - sardyński chleb. Mimo, że każdy region szczyci się swoim własnym pieczywem, to na miano tego najsłynniejszego zasłużył 'papier nutowy' z Barbagii
pane carasau. Przypomina trochę chrupiący, sztywny naleśnik, jego receptura sięga starożytności, a ze względu na długi okres przydatności do spożycia cieszył się sporą popularnością wśród pasterzy. Przegryza się go chętnie z lokalnymi
oliwkami z cudownych, wszędobylskich gajów oliwnych oraz serem
ricotta albo
pecorino.
Czy pisałam coś makaronie?
Prawdziwy sardyński makaron różni się znacznie od tego rozpowszechnionego w Europie.
Fregola sarda, przypominające bardziej kuskus i pracochłonny
filindeu czyli
'Boże nitki' w niczym nie przypominają znanego nam spaghetti.
Znajdziemy tu też sardyńskie wariacje na temat ravioli (
culingiones) czy gnocchi -
malloreddusRafał nie mógł być szczęśliwszy niż wtedy, gdy dowiedział się, że ulubione mięso Sardyńczyków (jak i każdego innego ludu pasterskiego) to
jagnięcina. Pieczona z aromatycznym rozmarynem, mirtem i laurem stanowi, razem z mięsem prosiąt, podstawę tutejszej mięsnej diety. Szczególnie ulubioną potrawą jest
sa cordula czyli jagnięce jelita pieczone na rożnie. W uznaniu dla tradycyjnej sardyńskiej hodowli jagniąt, tutejszej jagnięcinie nadano nawet europejski certyfikat jakości.
Nie samym mięsem żyje człowiek - Sardynia, jak na wyspę przystało karmi się wspaniałymi
owocami morza. Nie tylko
sardynki, ale i rozmaite pstrągi, węgorze, dorady, cefale, mieczniki, tuńczyki, małże, kalmary i setki innych... Przyznam, że nie byłam zbytnią fanką samych owoców morza, ale to może dlatego, że nigdy wześniej nie jadłam tak dobrych jak na Sardynii!
Skosztować tu możemy także pikantnych zup rybnych (
burrita i
cassòla), spaghetti z owocami morza czy suszonej ikry
bottarga.
A co w kwestii słodyczy?
Znajdziemy tu ich całe spektrum - od modyfikacji katalońskiej turrona, czyli
torrone, niewielkie migdałowe ciasteczka po
saedas czyli ciastka pączkopodobne z nadzieniem z sera, polane miodem.
Wszystko oczywiście zapijamy dobrym
winem (niektórzy twierdzą, że jak włoskie wino to tylko z Sardynii -
Cannonau albo
Carignano),
likierem mirtowym, sardyńskim piwem
Ichnusa albo popularnym w całej Italii
apperolem.
Smacznego!