Gdy zwiedzim Warszawę, już nam pilno,
Gdy zwiedzim Warszawę, już nam pilno
Zobaczyć to stare nasze Wilno,
Zobaczyć to stare nasze Wilno.Nie wiem jak to możliwe, że nigdy wcześniej nie byliśmy w mekce wszystkich Kresowiaków. Zresztą nie tylko Kresowiaków - próżno szukać drugiego miasta tak bliskiego historycznie, kulturowo i symbolicznie Polakom jak Wilno*.
Miasto to obecne w polskiej świadomości jest tak mocno, że mimo "
O Litwie, dalibógże!, mniej wiem niż o Chinach"**, o samym Wilnie każdy mówić może godzinami.
Można się też kłócić czy to z dawna polskie miasto, czy też należy szanować jest litewskość, można się wzruszać jego historią czy zaczytywać w literaturze mu poświęconej (że polecę chociaż krótki wyciąg:
Wileńskie cytaty) albo można po prostu wybrać się tam na dobry cydr.
Przy tym wszystkim jednak, na temat Wilna każdy ma własne zdanie, oczekiwania i sentymenty. Nie ośmielę się więc wygłaszać tu żadnych sądów, czy przybliżać dobrze znanej wszystkim historii. Pozwólcie więc tylko, że krótko powiem czym Wilno było dla nas.
******************************************
Wilno więc najpierw było
smutne i melancholijne. Kapiące deszczem, brzmiące rozkładanymi parasolami i szumem turystów spiesznie chroniących się w suchych bramach. Mokre zaułki starówki i poszarzałe od koloru nieba kamieniczki wprowadziły nas w idealny nastrój na spotkanie Dziadów. Tajemnicza
cerkiew unicka św. Trójcy, trochę zaniedbana, odrapana, ale pełna godności, mimo niknących już fresków, dała nam poznać miejsce, gdzie zmarł Gustaw, a narodził się Konrad i gdzie pielgrzymują zastępy Polaków, aby w małej, nieco sztucznej celce spróbować poczuć atmosferę prawdziwej duchowej przemiany.
W tak niemal mistycznym nastroju dane nam było poznać Wilno
rozmodlone, tradycyjne, religijne i barokowe. Zaledwie po drugiej stronie ulicy lśni wypolerowana na połysk
cerkiew św. Ducha strzeżona przez dziarskie gospodynie. Ale to nie tu tak naprawdę zmierzają nasze stopy - na końcu trochę pnącej się do góry ulicy znajduje się najsłynniejszy bodaj 'łuk' na Litwie,
Ostra Brama.
A pod nią tłumy, a do niej tłumy, a przed nią tłumy. Śpiewające, modlące się, głośne i ciche.
Widzieliśmy też Wilno
zapomniane. Kościoły z odpadającymi freskami (w tym cudowny, nie zawsze otwarty, przenoszący do innego świata
klasztor Franciszkanów z kościołem Wniebowzięcia NMP czy najstarszy w kraju
kościół św. Mikołaja) czy krzywe uliczki z oknami zabitymi deskami.
Mimo tej melancholii cichych ulic, Wilno nigdzie jednak nie jest bardziej
zamyślone, dziko wzruszające i poważne niż na
cmentarzu na Rossie. Trochę zarośnięte, nieuporządkowane, pełne najszczerszych uczuć i ciche...
Stąd już z kolei tylko jeden krok do Wilna
podniosłego, patriotycznego i majestatycznego, chociaż także i dość
zadeptanego. Pierwszy znak tego co się święci dał nam wyniosły, różowy
kościół św. Katarzyny, ale tak naprawdę feeria uczuć wzniosłych dopadła nas pod sercem miasta, przed białą, klasycystyczną
Wileńską Katedrą. Święci patroni, Stanisław, Władysław, Kazimierz (jakie słowiańskie imiona!) mignęli tylko nam przed oczami, oślepionymi fleszem wszechobecnych aparatów fotograficznych. Z daleka pozdrowiliśmy więc władców Rzeczpospolitej Obojga Narodów, zachwyciliśmy się starą dzwonnicą i architekturą świątyni, a myślami uciekliśmy do pogańskich początków państwa...
Nie sposób więc uciec tu od Wilna
pierwotnego, wielko-książęco-litewskiego, dumnego. O tych początkach przypomina widoczna już z daleka
Góra i Baszta Giedymina z zatkniętą na czubku powiewającą litewską flagą. Sąsiaduje z nią wzgórze z symbolicznym
Pomnikiem Trzech Krzyży. Gdy stoimy tu i patrzymy w dół na miasto, które najpiękniej wygląda przy zachodzącym słońcu, uświadamiamy sobie, że nigdy bardziej nie szanowaliśmy jego litewskości.
Jakby na potwierdzenie tych myśli wreszcie zaświeciło dla nas słońce nad Wilnem i odkryło nam jego inną twarz -
wesołą, szaloną i artystyczną. Z placami pełnymi piwnych knajpek, z
ulicą Literacką albo słynnym już
Zarzeczem...
Nie ma jednego Wilna, tak jak nie ma jednej, prawdziwej wersji jego historii ani zestawu uczuć, jakie w przyjezdnych to miasto wywołuje. Od nas tylko zależy co wybierzemy...!
* Dla mnie jest to oczywiście jeszcze Lwów, ale to już zupełnie inna bajka...
** Są to, jakże aktualne słowa naszego narodowego-litewskiego wieszcza.