Geoblog.pl    marianka    Podróże    W krainie Maurów - Maroko, Algieria, Tunezja i kawałek Andaluzji    Dzień dobry, Algierio!
Zwiń mapę
2012
09
maj

Dzień dobry, Algierio!

 
Algieria
Algieria, Ghazaouet
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1719 km
 

'Po co chcecie jechać do Algierii?' - to pytanie towarzyszyło nam od momentu, gdy taki pomysł wykiełkował w naszych głowach. Wszystko jedno czy padało ono w Genewie, czy w Krakowie czy nawet w Maroku, zawsze towarzyszyło mu 'Ale przecież tam jest terroryzm/bomby/niebezpiecznie/biednie/brak infrastruktury turystycznej!' albo 'Przecież ktoś Was tam porwie!'.
Zawsze to nieszczęsne, irytujące i pewne siebie PRZECIEŻ.
A gdy okazało się, że stereotypy zupełnie mijają się z prawdą o tym kraju, a głupie PRZECIEŻ nie ma racji bytu, byliśmy na prawdę szczęśliwi.
Bo PRZECIEŻ Algieria to jeden z najfajniejszych krajów, w jakich byłam!

Od zejścia z promu, gdy z lekką niepewnością co do naszej wizy (i wydania się wizowego przekrętu) i uprzedzeniem do natręctwa nabytym w Maroku robiliśmy pierwsze kroki na algierskiej ziemi, z każdym przebytym metrem byliśmy coraz bardziej zdumieni tym, jak bardzo ten kraj różni się od naszych wyobrażeń.

Bieda.
Utarło się myślenie o Algierii jako o biednym, arabsko-afrykańskim kraju. Gdzie, tak jak w Maroku, posiadanie auta jest olbrzymim luksusem, w mieszkaniach, w których mieszka się po wiele osób często brak pryszniców, a poza dwiema głównymi drogami nad brzegiem morza brak prawdziwej infrastruktury. Gdzie słowo 'dolar' otwiera wiele drzwi, a centra miast zatopione są w średniowiecznym, brudnym śnie.
To był pierwszy stereotyp, z którym musieliśmy się uporać - Algieria to NIE JEST biedne państwo.
Zawdzięcza to olbrzymim złożom ropy i gazu (jest jednym z czołowych eksporterów tych surowców do Europy) i pewnie gdyby nie żelazny ustrój, gdzie większa część udziałów wpada w kilka prywatnych rąk, dawno wyrosłaby na petrodolarową oazę w biednej Afryce.

Mimo to różnica między Algierią a Marokiem jest olbrzymia. Każdy jeździ tu w miarę nowym, dobrym autem, autostrady relacji wschód-zachód są bardzo porządne i szerokie, a kolei możemy im na prawdę zazdrościć. Mało tu żebraków, a ludzie spotkani na ulicy czuliby się zażenowani próbując wyłudzić pieniądze (no, może poza taksówkarzami;)).
Przy tym wszystkim ceny, wyraźnie niższe niż u turystycznych sąsiadów - Maroka i Tunezji, wydawały się niezbyt adekwatne.

Zaskoczyły nas także miasta - bardzo w stylu europejskim (nie można zapominać, że wynika to w dużej mierze stąd, że Algieria została włączona bezpośrednio do Francji zamiast być jej zamorskim protektoratem), czyste, często o klimacie śródziemnomorskim i intensywnie odnawiane.
Zresztą to poczucie odnowy towarzyszyło stale naszej podróży przez ten kraj - wszędzie remonty ulic, restauracje domów, budowy nowych gmachów: widzialny i wyczuwalny zwrot kraju w stronę, może nie do końca określonego, nowego.

Bezpieczeństwo.
To chyba była największa nasza obawa dotycząca tego kraju. Zaczytywaliśmy się dobrymi, choć niezbyt sprawdzonymi radami, aby nie zapuszczać się poza główne miasta, mieć dobrze zaplanowaną trasę podróży, spacerować tylko po centrum, uważać na miejscowych i przede wszystkim nie pojawiać się w Kabylii ani regionach pustynnych. Nie muszę chyba mówić, że złamaliśmy wszystkie te zasady i dobrze na tym wyszliśmy.

Faktycznie, czuć tu jeszcze echa krwawej wojny domowej z początków lat '90 XX wieku, kiedy to ludzie ze strachu po prostu bali się wychodzić na ulice, a dziś intensywnym i stałym śmiechem jakby starali się odgonić tragiczne wspomnienia. Strategiczne miejsca typu dworce albo stacje metra są mocno kontrolowane i ochraniane przez policję, ale zamiast atmosfery niepokoju wywoływało to w nas właśnie poczucie bezpieczeństwa.
Prawdą jest także to, że jak w każdym mieście, trzeba wiedzieć gdzie nie chodzić. Gdy jednak przypadkowo kierowaliśmy swoje kroki w takie strony, zawsze znajdował się ktoś, kto podążał za nami truchtem i objaśniał lokalne zagrożenia.
Podobnie było z osławioną Kabylią - poznaliśmy wielu Kabylów (kim dokładnie są - w kolejnych odcinkach;)), którzy swoją serdecznością namówili nas do wizyty w tamtym rejonie, wyjątkowo przyjaznym i serdecznym dla turystów. Gdy zapytaliśmy o porwania, które się tam zdarzają i którym Kabylia zawdzięcza swoje miejsce na stronach naszego MSZ, wyczerpująco i przepraszająco wyjaśniono nam, że jest to wynik miejscowych zatargów lokalnych biznesmenów, a nikt nigdy nie skrzywdziłby tam gościa.

Aby jednak nieco przyciemnić ten cukierkowy wizerunek Algierii okiem turysty, trzeba przyznać, że wciąż są tam miejsca, gdzie nie zapuszczają się nawet Algierczycy. Chodzi o daleką pustynię (proszę jednak nie odnosić tego do całości Sahary w Algierii - większa część jest bezpieczna i uczęszczana) w okolicach granicy z buntowniczym Mali czy Nigrem, skąd pochodzi najwięcej groźnych uchodźców. Tam porwania dla okupu lub wyższej terrorystycznej sprawy wciąż są na porządku dziennym.

Izolacja. O wizach i granicy.
Algieria się izoluje i jest to fakt.
Relatywnie trudno dostać tutejszą wizę, a przekraczanie granicy obwarowane jest murem biurokracji. Po częsci wynika to ze spięć z Marokiem okupującym Saharę Zachodnią (pokłosiem tego konfliktu jest zamknięcie granicy algiersko-marokańskiej), po części ze strachu przed uchodźcami od biednejszych lub niespokojnych sąsiadów - Libii, Nigru czy Mali, a po części z dumy i majątku.

Algierczycy bowiem wierni są zasadzie 'oko za oko, ząb za ząb' i stosują dokładnie takie same zasady przyznawania wiz jak strona przeciwna. Dlatego też obywatel Unii Europejskiej płaci za wizę dokładnie tyle samo co Algierczyk za wizę UE (60 euro), musi posiadać zaproszenie, potwierdzenie wszystkich noclegów i wysokie ubezpieczenie. To samo tyczy się i obywateli USA (którzy za wizę płacą jeszcze więcej) i innych. Takie przepisy funkcjonują głównie dlatego, że relatywnie bogatsza Algieria nie musi uzależniać swojej gospodarki od turystyki.
Mimo to, jak widać, przyjechać się tu da - wystarczy wykazać może trochę więcej determinacji niż normalnie;)

Policja i państwo kontrolowane.
Zarówno ze względu na ustrój, jak i na pamięć o wojnie i terroryzmie, Algierczycy są mocno kontrolowani przez rozmaite służby. Od wspomnianej kontroli na dworcach czy granicy po niebywale rozrośniętą biurokrację. Jednym z pierwszych jej przykładów, z jakimi się zderzyliśmy, były problemy z kupieniem zwykłej, prepaidowej karty SIM do telefonu.
Zrozumiałe zupełnie jest to, że należy w tym celu dostarczyć kopię paszportu lub innego dowodu tożsamości, co przyjęte jest w większości cywilizowanych krajów.
Tu jednak sama kopia nie wystarczy, musi ona zostać, szumnie powiedziane, zalegalizowana. W praktyce oznacza to, że z kserówką dokumentu należy udać się do jednego z magistratów (których tu w każdym mieście jest kilka, a każdy z nich ma własne godziny otwarcia) i tam otrzymać szereg różnych pieczątek, które z grubsza mają potwierdzać, że sprawdzono wizę oraz porównano wnikliwie kopię jak i dokument i uznano, że niczym się nie różnią.
Przy tym wszystkim jednak i urzędnicy i policja są bardzo mili i niejednokrotnie spotykaliśmy się ze stwierdzeniem tamtejszych, że to nic dziwnego, bo przecież służby mają służyć pomocą.

Olbrzymiej kontroli podlega tutaj także obieg pieniądza. Zarówno lokalnych dinarów, których wywozić z kraju nie można, jak i, przede wszystkim, waluty zagranicznej. Zacznijmy od tego, że tak jak i u nas w czasach Peerelu, zwykłym obywatelom waluty posiadać nie wolno. W tym celu wymiana pieniądza dokonana może zostać tylko w określonych bankach i podlega limitacji. Na wjeździe trzeba określić ile dokładnie pieniędzy się posiada w gotówce i biada tym, którzy tak jak my, nie potraktują tej deklaracji serio. Bowiem jedynie na podstawie takiego świstka można później tę gotówkę wymienić. Urzędnik bankowy wymieni żądaną kwotę po oficjalnym kursie:
1 euro = ok. 100 dinarów,
a następnie uzupełni i podbije naszą deklarację. Każda, nawet najdrobniejsza wymieniona kwota zostanie tam odnotowana. Nie muszę chyba dodawać, że papier ten należy później okazać przy wyjeździe z kraju i może (choć na szczęście nie musi) stać się podstawą do dalszych kontroli.

Tym, którzy pamiętają (lub są za młodzi, ale mieli szczęście nasłuchać się sporo opowieści) niebywałą pomysłowość rodaków podczas trwania absurdów i podwójnych PRL-owskich standardów, powiem, że tu jest dokładnie tak samo. Ci co bardziej łebscy Algierczycy szybko zrozumieli, że ich dinary za granicą są kompletnie nic nie warte i nie da się ich nigdzie wymienić, a więc posiadanie dolarów albo euro to dobra inwestycja. Dlatego też dosłownie kwitnie tu czarny rynek wymiany walut, tolerowany (a nawet czasem wspierany) przez lokalnych policjantów czy administratorów. Początkowo podchodziliśmy nieufnie do oferowanego nam kursu:
1 euro = 140/150 dinarów
(półtora raza wyższego niż oficjalny!), gdy jednak przycisnęła nas potrzeba, zdecydowaliśmy się na taką nieoficjalną wymianę. Muszę przyznać, że jej profesjonalizm przyćmił nasze wyobrażenia:

Krótki poradnik nieoficjalnej wymiany waluty w Algierii
1. Potrzebę wymiany pieniędzy należy zasygnalizować tubylcowi. Nie ma wielkiego znaczenia kto to będzie - sprzedawca fast foodu, taksówkarz czy przechodzień. Każdy zna kogoś, kto taką wymianę prowadzi i będzie zachwycony mogąc nam pomóc.
2. Teraz następuje zwykle przekazywanie cennych turystów z rąk do rąk, aż w końcu zostają oni zaprowadzeni do zakamuflowanego punktu wymiany. Może to być sklep z pamiątkami, piekarnia czy restauracja. Gdzieś tam z tyłu na zapleczu znajdują się tajne, schowane drzwi, a za nimi...
3. Prawdziwy, profesjonalny punkt wymiany walut. Turysta zostaje zaproszony, aby usiadł w wygodnym fotelu, na wyświetlaczu zostaje pokazany mu wysoki kurs wymiany do akceptacji, podane pieniądze zostają przeliczone w profesjonalnym urządzeniu liczącym banknoty, a zagraniczna waluta trafia do małej pancernej kasy. Profesjonalizm jest większy niż w niejednym kantorze!
4. Podany sposób, choć nie jest legalny, jest szeroko, nieoficjalne akceptowany przez władze (które zapewne też czerpią z tego zyski) i najzupełniej bezpieczny. Ot, podwójne standardy.

Turystyka.
Algieria to jest i nie jest turystyczny kraj.
Nie jest, bo trudno dostać wizę, nie ma backpackerskich hosteli, a w czołowych atrakcjach kraju brak zamiejscowych.
Przy tym wszystkim jednak Algieria to turystyczny raj. Nigdzie do tej pory nie spotkała nas aż taka bezintersowna gościnność, która zwłaszcza w porównaniu do marokańskiej zachłanności, tak bardzo cieszyła.
Co rusz na ulicy zaczepiał nas ktoś, kto chciał nam powiedzieć, że wita serdecznie w Algierii, bardzo się cieszy, że tu jesteśmy i życzy przyjemnego pobytu.
Nagminnie też oferowano nam coś zupełnie za darmo, z czystej gościnności i dobrego serca, w co na początku tak trudno było uwierzyć.
Couchsurfing też działa tu jak nigdzie indziej - w żadnym z odwiedzonych miast nie musieliśmy wykupywać noclegu, a nasi gospodarze brali wolne w pracy, aby z nami dłużej pobyć czy też zwoływali znajomych, aby nam umilić czas.
Trochę jak za komuny - gość z zagranicy to było coś trochę niezwykłego, ktoś na kim chciało się zrobić jak najlepsze wrażenie, byle tylko nie pokazać po sobie, że tak na tym dobrym wrażeniu zależy;)


I na koniec przyznam Wam się do czegoś - gdy żegnaliśmy się z Algierią i wsiadaliśmy do auta, którym dojechać mieliśmy do Tunisu, zupełnie niespodziewanie z oczu poleciały mi ciepłe, szczere łzy. Wrócę tu.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (1)
  • zdjęcie
Komentarze (13)
DODAJ KOMENTARZ
rav
rav - 2012-08-24 19:54
haha, pod Twoim wpisem geoblog juz się reklamuje z wizami do Algierii :-)
 
zula
zula - 2012-08-24 20:18
Marianko - to już 35 państwo ! Gratuluję .
 
genek
genek - 2012-08-24 20:27
hey a gdzie jestes w algierii a moze w antigua jak to wynika z flagi...
 
stock
stock - 2012-08-24 20:30
Ostrzyłem sobie zęby na tę część algierską i rzeczywiście zapowiada się niezwykle ciekawie!
 
marianka
marianka - 2012-08-24 20:30
Właśnie napisałam od razu do geobloga, że ma małe zamieszanie z flagami;)
 
BoRa
BoRa - 2012-08-24 22:10
Bardzo ciekawy opis.
 
mirka66
mirka66 - 2012-08-25 08:36
No tak,wszystko co napisalas sie zgadza.To samo mowila o pobycie w Algierii moja siostra.:)))
 
EGR57
EGR57 - 2012-08-30 18:06
Ja tez bylam zachwycona Algieria.Czekam na zdjecia i opisy.
 
Geoblog
Geoblog - 2012-09-03 11:15
Rav: reklama dokleja się automatycznie do wszystkich wpisów dotyczących krajów wymagających wiz.
Marianka: dzięki jeszcze raz za sygnał :)
 
rav
rav - 2012-09-05 09:39
ciekawe, co się następnie zdarzyło w Algierii... ;-)
 
marianka
marianka - 2012-09-05 09:52
Geoblog: dzięki za zmianę;)
Rav: Właśnie wiem, że strasznie zawalam z tempem opisów, ale różne zawirowania moje trochę to wszystko opóźniają. Ale sytuacja będzie się stabilizować, więc powinnam niedługo nadgonić;)
 
mamaMa
mamaMa - 2012-11-17 21:36
Ciarki przechodzą po takim wpisie - odkrywać zaszufladkowany świat!
 
undefined
undefined - 2012-11-25 16:43
Brzmi bardzo zachęcająco!
 
 
marianka
Marianka
zwiedziła 38% świata (76 państw)
Zasoby: 677 wpisów677 3902 komentarze3902 12918 zdjęć12918 25 plików multimedialnych25
 
Moje podróżewięcej
31.03.2016 - 26.07.2023
 
 
22.02.2023 - 11.03.2023