Jeśli chcecie spotkać prawdziwego Szwajcara, nie jedźcie do Genewy.
Za to powinniście tu przyjechać, jeśli chcecie spotkać możliwie największą ilość obywateli z jak największej liczby krajów.
Nie wiem czy najpierw sprowadzono tu organizacje międzynarodowe, a potem spłynęły tysiące ludzi ze wszystkich stron świata, czy właśnie przeciwnie - kalejdoskop nacji zadecydował o umiejscowieniu najważniejszych światowych stowarzyszeń właśnie tu. Ale z pewnością Genewa w roli ich gospodyni odnajduje się świetnie.
Ta najbardziej kosmopolityczna (ponad połowa mieszkańców ma obcy paszport!) prowincja budzi we mnie mieszane uczucia – dużo podziwu i sentymentu, ale także i sporo irytacji. Obojętnie zresztą, czy się lubi to nie takie znowu wielkie (200 000 mieszkańców) miasto, nie można Genewy lekceważyć ani spłaszczać jej znaczenia. To miasto ma bardzo wiele perspektyw. I zależnie którą wybierzesz – właśnie taką Genewę zapamiętasz.
Perspektywa megalomańska.To ta najmniej lubiana przeze mnie. Każdy przyjezdny słyszał za pewne o największej fontannie w Europie czy największym na świecie zegarze kwiatowym.. Rzeczywiście może i 140 metry Jet d'Eau robią wrażenie, ale sama struktura strzelającej po prostu do góry wody (z prędkością 200 km/h) już nie tak bardzo.
O rozczarowaniu jakie przeżyłam mając 11 lat zobaczywszy słynny zegar kwiatowy „Horloge fleur” (upamiętnia dołączenie Genewy do konfederacji szwajcarskiej), który w mojej wyobraźni miał być niemal ósmym cudem świata, nie będę pisać. Po prostu – warto zobaczyć, ale bez specjalnych oczekiwań;)
Jak na prawdziwą metropolię przystało Genewa zmaga się także z problemami komunikacyjnymi. I choć komunikacja publiczna jest zorganizowana rewelacyjnie, to szkopuł leży gdzie indziej - jest tu o wiele za dużo aut w stosunku do mieszkańców. I mimo naprawdę świetnej, szwajcarskiej organizacji, po prostu nie da się parkować. Nie pomagają zakazy, specjalne strefy i godziny parkowania – miejsc jak nie było tak nie ma.
Prawdziwie wygórowane są tu też ceny. Wystarczy chyba, że napiszę, że nawet dla Szwajcarów Genewa jest droga.
Perspektywa elegancka.Genewa ma i drugą twarz, o wiele bardziej bezpretensjonalną. Bo gdy odłoży się na bok jej megalomańskie zapędy, widać naprawdę ładne, zadbane i eleganckie miasto. Jednym z moich ulubionych widoków jest miejsce gdzie Genewa 'zamyka' jezioro. Zgrabny most współgra z przepięknymi XIX-stowiecznymi kamienicami nadbrzeżnego bulwaru. Czysty wielkomiejski urok.
Można go podziwiać korzystając z dobrodziejstw wodnych taksówek 'mouettes', a w ładny dzień, jeśli się przyjrzeć, widać stąd Mont Blanc.
Z prawym brzegiem pełnym hoteli i restauracji kontrastuje brzeg lewy z angielskim ogrodem dającym cień w upalne dni (podobno zresztą aż 20% miasta pokryte jest przestrzenią zieloną i zdecydowanie jestem w stanie w to uwierzyć).
Dokładając do tego główną część starego miasta Place Bourg-de-Four i otaczające go uliczki o średniowiecznym stylu otrzymamy całkiem przyjemne dla turysty miejsce.
Będąc tutaj nie zapomnijcie odwiedzić też naszej ulubionej genewskiej dzielnicy – Carouge. Trochę przypomina nasz krakowski Kazimierz – leży w pewnej odległości od centrum, od którego jest trochę młodsza, pełna knajpek i wesołego, niezobowiązującego klimatu. Nie powinno to dziwić, bo miasteczko zaprojektowali architekci z Włoch. To zdecydowanie miejsce, gdzie bardzo bym chciała wrócić.
Perspektywa religijna.Wydawałoby się, że w tak demokratycznym i politycznie poprawnym kraju jak Szwajcaria ciężko mówić o perspektywie takiego typu, ale historia Genewy pokazuje, że zdecydowanie trzeba.
Po pierwsze więc czasy zamierzchłe – przewijają się tu dzieje pierwszego biskupstwa burgundzkiego, Cesarstwa Karolińskiego, Świętego Cesarstwa Rzymskiego, Sabaudii... W czasach gdy misja biskupia była bardziej interesem politycznym niż powołaniem do Genewy dochodzą prądy reformatorskie i nauki pewnego Francuza, niejakiego Kalwina. Już wtedy zaznacza się silna niechęć mieszkańców Genewy do kleru, który zmusza swojego biskupa do ucieczki (do Annecy). Miasto tymczasem staje się 'republiką protestancką' i ośrodkiem religijno-naukowym Kalwina. Przyjazna atmosfera jaka tu panuje sprawia, że do Genewy napływają setki uciśnionych innowierców przyczyniając się do nazwania tego miasta 'Rzymem protestanckim'.
Do dziś podziwiać można tutaj Pomnik Reformacji upamiętniający wybitnych reformatorskich działaczy (John Knox, Guillaume Farel, Théodore de Bèze i Jean Calvin) i motto protestanckiej Genewy: 'Post Tenebras Lux' czy Audytorium Kalwina – niewielką gotycką kaplicę przy placu de la Taconnerie.
Szczególnym zabytkiem jest oczywiście główna świątynia miasta, stojąca na szczycie wzgórza na miejscu poprzednich pradawnych świątyń, dominująca nad miastem katedra St-Pierre.
Obecną zaczęto budować w XII w. stylu romańskim, a wstępnie skończono 150 lat później w stylu gotyckim. Dwie romańskie wieże nie zostały skończone, a ich miejsce zajęła jedna gotycka, bardziej strzelista.
To właśnie tu swoje grzmiące kazania głosił surowy Kalwin. Do dziś można podziwiać tu oprócz pięknych drewnianych stalli jego fotel. 'Surowa powaga' to chyba najlepsze określenie na uczucia jakie wywołuje to miejsce.
Samemu Kalwinowi nie można odmówić konsekwencji poglądów aż do końca. Pochowany został w bardzo prostym grobie na genewskim cmentarzu podpisanym jedynie inicjałami 'J. C.'. Nigdy, zgodnie z kalwińskimi zaleceniami, nie zdobią go kwiaty.
Perspektywa wojownicza.Będąc blisko religii nie sposób wspomnieć o walce o ideę. I w tej kwestii Genewa ma sporo do powiedzenia.
Zaczęło się od walki najprostszą - o niepodległość. Położona między takimi potęgami jak Sabaudia, Burgundia czy cesarstwo Habsburgów, Genewa wiele musiała się napracować na rzecz swojej autonomii, którą na dobre uratowało przyłączenie do Konfederacji Szwajcarskiej.
Nadszedł wtedy czas na walkę trudniejszą – o demokrację. W czasach, gdy równość praw wszystkich obywateli jest czymś oczywistym takie dążenie kompletnie nie dziwi, ale w XVIII wieku, jeszcze przed Rewolucją Francuską było ewenementem.
Walka ta miała zmienne koleje losu, ale już w XIX wieku było wiadomo, że jeśli szukać azylu politycznego, to właśnie tu (skorzystał z tego m.in. Władymir Iljicz Uljanow znany szerzej jako tow. Lenin). Niewiele pod tym względem zmieniło się do teraz – to tu organizowane są konferencje, obrady i spotkania mające na celu szumnie nazwaną 'poprawę losów świata', choćby niedawna, bardzo kontrowersyjna 'Światowa Konferencja przeciwko rasizmowi, dyskryminacji rasowej, ksenofobii i pochodnym formom nietolerancji'.
Czyż to nie paradoks, że dzięki tej walce, Genewa zyskała miano 'Stolicy pokoju'?
Perspektywa organizacyjna.To właściwie część perspektywy poprzedniej. Wszystko zaczęło się od słynnego Henri Dunanta i jego idei stworzenia Czerwonego Krzyża (który wraz z Czerwonym Półksiężycem tworzy jedną z najpiękniejszych organizacji świata). Fakt, że Dunant był Szwajcarem na pewno się do tego przyczynił, ale już wtedy neutralna Genewa stanowiła wspaniałą lokalizację dla siedziby takiej organizacji.
Nie trzeba było więc długo czekać na kolejne osiedlające się tu stowarzyszenia i wydarzenia – Liga Narodów czy późniejsze ONZ, podpisanie konwencji Genewskich, UNESCO, Światowa Organizacja Zdrowia, Światowa Organizacja Handlu i Międzynarodowa Organizacja Pracy to tylko te najbardziej spektakularne.
Łowcy cudów świata, do których i ja się zaliczam, na pewno nie ominą miejsc na mapie miasta związanych z tymi instytucjami. Do sztandarowych należy olbrzymi (może pomieścić tyle osób ile opera paryska!) Pałac Narodów Zjednoczonych, który znajduje się... na międzynarodowym terytorium! Jego symbolem jest znajdujące się przed nim 'Złamane krzesło' – symbolikę odgadnąć musicie sami;)
Warto wstąpić też do Muzeum Czerwonego Krzyża – jedynego muzeum poświęconemu tej tematyce.
Perspektywa handlowa.Genewa nie poprzestaje jednak tylko na idei. Dobrze wie, że to nie biedni decydują o losach świata.
Ciężko powiedzieć kiedy dokładnie ujawniły się finansowe zdolności jej mieszkańców (podobno zaczątków szukać trzeba jeszcze pod panowaniem Rzymu), ale już w czasach wypraw krzyżowych Genewa była głównym ośrodkiem obrotu pieniądzem między papiestwem a Europą Zachodnią.
Z pewnością do późniejszego sukcesu przyczyniły się także propagowane przez Kalwina oszczędność i rozsądek – w XVIII wieku Genewa wyrasta na najbogatsze miasto Europy. Już wtedy widać początki szwajcarskiej polityki poprawności – słynne genewskie banki kredytowały zarówno królów Francji jak i uciskanych przez nich innowierców. Taka polityka, słuszna czy nie, rzeczywiście się opłacała.
Podobnie było z handlem, który błyskawicznie rozwijał się dzięki bogactwu miasta. Handlowano z każdym – czy to w katolickich Włoszech, czy w protestanckich Niderlandach, czy w dalekim Konstantynopolu.
Ale to nie banki i handlarze sprawili, że Genewa stała się swojego rodzaju mekką. Chodzi oczywiście o zegarmistrzostwo. Początki były skromne – od paruset zegarmistrzów w XVII wieku po tysiące warsztatów zegarkowych 100 lat później. Postęp technologiczny dał się poznać i tutaj - w roku 1755 założono najstarszą istniejącą do dziś manufakturę zegarkową, Vacheron Constantin.
Laikom na pewno nie obce są też działające tutaj potężne firmy takie jak Rolex czy Patek Philippe. A muzeum poświęcone dziejom tej drugiej (założonej swoją drogą przez imigrantów z Polski!) jest dziś jednym z najważniejszych miejsc na turystycznej mapie Genewy.
Perspektywa radosna.To ostatnia i najlepsza. Styk kultur i społeczności, wieczne życie w sąsiedztwie albo zmienne koleje losu sprawiły, że Genewa naprawdę potrafi się cieszyć. I robi to w świetnym stylu. Co chwilę ma tu miejsce jakieś święto lub festiwal. Pomijając już uroczyście obchodzone święto narodowe Szwajcarii – 1. sierpnia, warto przyjechać tu w czasie trwania dwóch innych:
* letniego Fêtes de Genève (zdjęcia poniżej)
* l'Escalade czyli 'wspinaczki' upamiętniającej nieudany nocny atak Sabaudczyków na mury miasta.
Każdy poza tym znajdzie coś dla siebie – mamy tu Festiwal Róż, święta z okazji winobrania czy regaty Bol d'Or. Także oferta kulturalna miasta nie pozostaje w tyle za innymi metropoliami.
Moim ulubionym akcentem genewskiego dobrego humoru jest za to propozycja złożona sąsiedniej Francji – władze miasta chciały na własny koszt wybudować tramwaj do blisko położonych francuskich gmin, tak aby dojeżdżający do pracy w Genewie Francuzi ('frontaliers') mieli łatwiejszy dojazd!