Wiele miast pretenduje do bycia nazywanymi Wenecją, mniej lub bardziej słusznie. Wenecją północy nazywa się zależnie od potrzeby Utrecht, Sztokholm czy St Petersburg, polską Wenecją jest Wrocław, Fort Lauderdale Wenecją Ameryki, a Pułtusk Wenecją Mazowsza;) Również i Alpy mają swoją Wenecję, a jest nią Annecy. I trzeba przyznać, zarówno w kwestii kanałów jak i uroku, porównanie jest trafione;)
O Annecy mówi się jako o jednym z najbardziej urokliwych alpejskich miast. I coś w tym jest - położone jest nad Lac d'Annecy, dzięki czemu przypomina mi jedno z eleganckich miast z włoskiego regionu jezior (do tego to stolica sportów wodnych tej okolicy), jednocześnie pozwalając wpatrywać się w ośnieżone szczyty pobliskich Alp. Piękna, średniowieczna starówka, brukowane uliczki i atmosfera uniwersyteckiego miasta dopełnia całości - jeśli będziecie w tej okolicy, warto tu przyjechać.
My utartym schematem pierwsze kroki skierowaliśmy do tourist info, gdzie dostaliśmy mapkę z przykładowymi trasami spacerów po mieście, co znacznie ułatwiło nam decyzję 'co i gdzie';) Mieliśmy do tego szczęście - na ulicach miasta odbywał się targ. Na rozłożonych stolikach sprzedawano ręcznie wyrabiane sery, wyciskano sok z jabłek, smażono mięso, a nawet robiono kiełbasę. A tuż obok w prowizorycznej zagrodzie siedziały sobie... świnie:D Lekko makabryczne połączenie.
Zanim doszliśmy do samej, poprzecinanej kanałami (i najkrótszą rzeką Francji, Thiou - 3,5 km) i ukwieconymi mostami starówki, minęliśmy jeszcze kościół Notre-Dame-de-Liesse. Ładna bryła kościoła kryje niezbyt ciekawe wnętrze - kościół został doszczętnie zrujnowany podczas rewolucji i odbudowany dopiero w 1850 r. Tuż obok mieścił się dawny ratusz z ładną klatką schodową, ale nas jednak bardziej zainteresowała hipisowska orkiestra, która tam grała.
Dalej minęliśmy dwa kościoły: położony nieco na uboczu św. Maurycego, niegdyś jeden z najważniejszych kościołów, poświęconych patronowi miasta i kościół św. Franciszka nad głównym kanałem. Duża liczba kościołów w tym mieście nie powinna dziwić - był to jeden z głównych ośrodków kontrreformacji, azyl dla katolików uciekających z Genewy przed kalwinistami. Z miastem związany jest także urodzony niedaleko św. Franciszek Salezy, czczony dość mocno w tym regionie. Jego zamożna rodzina zresztą była jednym z najpoważniejszych 'inwestorów' w tej miejscowości;)
Tuż obok znajduje się Place aux Bois, swoją nazwę zawdzięczający temu, że pełnił funkcję składu drewna, spławianego na południe. Idąc kawałek dalej wąskimi uliczkami minęliśmy dawną bramę z Annecy w stronę Włoch i chwilę później znaleźliśmy się przy Palais de l'Ile, chyba najsłynniejszej fotograficznej wizytówce miasta. Ten średniowieczny pałacyk, a właściwie masywna, trójkątna twierdza to pierwotna rezydencja lordów Annecy i hrabiów Genewy, a także, po wybudowaniu zamku, więzienie ulokowane na małej wysepce w środku miasta.
Stąd, wzdłuż kanału rozciąga się chyba najładniejsza i najbardziej malownicza część starego miasta - masa kamieniczek w pastelowych kolorach po obu stronach kanału, połączona mostkami. Naprawdę ślicznie. Za linią domów stojących nad kanałem znajduje się główny kościół miasta, katedra św. Piotra, gdzie w XVI wieku przeniesiono siedzibę biskupstwa genewskiego (biskup po reformacji został wypędzony z Genewy). Kościół słynie z XIX wiecznych organów i rzecz jasna, z licznych wizerunków św. Franciszka Salezego :D
Tuż obok katedry znajduje się szkoła muzyczna, do której chodził Jean-Jacques Rousseau, postać również dość mocno związana z Sabaudią. Z drugiej z kolei strony jest dawny pałac biskupi, który później stał się akademią muzyki tańca, przez znajdujący się za nim ogród przechodzimy przez kolejny kanał i znajdujemy się na ulicy pełnej uroczych kawiarenek, poświęconej Madame Warens, kochance Rousseau.
Ostatnim punktem naszej trasy był górujący nad okolicą, pełen wieżyczek zamek Château d'Annecy. Zbudowany (a raczej budowany) między XII i XVI wiekiem był siedzibą kolejnych władców tych okolic - najpierw hrabiów Genewy, a następnie książąt Genewy-Nemours. Mimo tego, że potem (od końca XVII w.) mieściły się tu m.in. koszary, ostał się on w dobrym stanie, a dziś znajduje się tu muzeum (L'Observatoire régional des lacs alpins). Ku naszemu rozczarowaniu, trafiliśmy na przerwę obiadową i nie mogliśmy go zwiedzać. Nie ma jednak tego, co by na dobre nie wyszło - poszliśmy na kawę i crepes;)
Opuszczając to miasteczko przeszliśmy się jeszcze raz nad bajkowe jezioro Annecy, które brzegi zawsze roją się od wypoczywających ludzi. Warto stąd jeszcze przejść się na pobliski Most Zakochanych, kolejny fuji-point miasta.
Mimo niewielkich rozmiarów, Annecy ma zaskakująco wiele do zaoferowania. Rzadko mi się zdarza, żebym opuszczając po paru godzinach miasteczka tego typu i rozmiarów, czuła niedosyt. Niedosyt i sentyment;)