Jak wiele można zmyślać?
Ile dowcipów można zrobić innym?
Jak wiele przeżyć przygód, podbojów i niebezpieczeństw?
Gdzie jest granica między świetną zabawą i ułudą, a rzeczywistością?
Gdybym mogła zapytać o to jednej osoby, byłby to Roger de Rabutin, hrabia Bussy (zwany także Rogerem de Bussy-Rabutin). Była to XVII wieczna, zdecydowanie niebanalna i bardzo barwna awanturnicza postać.
Urodził się co prawda jako trzecie dziecko płci męskiej w rodzinie hrabiowskiej, co w tamtych czasach raczej nie rokowało sukcesu, ale jego starsi bracia bardzo wcześnie umarli, więc nasz bohater stał się dziedzicem i nadzieją na przedłużenie rodu. Odebrał zatem gruntowne wykształcenie, studiował w najlepszych kolegiach i wydawało się, że spokojnie wejdzie w świetlaną przyszłość, ale jego zawadiacka natura bardzo szybko dała o sobie znać.
W wieku 16-stu zaledwie lat w roku 1634 ucieka ze szkoły i zaciąga się do armii (jego ojciec był oficerem armii francuskiej). Walczy w paru kampaniach i oblężeniach, udaje mu się nawet, jako zdolnemu żołnierzowi, zastąpić ojca na stopniu 'mestre de camp' i wydaje się, że jego dwie życiowe ambicje - bycie 'honnête homme' (popularny w XVII-stowiecznej Francji ideał uczciwego człowieka) oraz osiągnięcie wyróżniających umiejętności w posługiwaniu się bronią zostaną spełnione. Niestety, parę lat później kardynał Richelieu wtrąca go do więzienia w Bastylii na parę miesięcy za... opuszczanie się w obowiązkach wojskowych podczas gonitw za miłostkami!
Ta nauczka wydaje się zbytnio nie wpłynąć na Rogera, który wraca szybko do ukochanego wojska.
Ten męski świat, pełen ryzyka i przygód zostanie na zawsze jego prawdziwą miłością.
Żeni się co prawda w między czasie dwa razy, podrywa bogate wdowy, popada w tarapaty finansowe, ale zawsze wraca w końcu do armii. Wszystko jedno mu było czy była to armia francuska czy też walczył jako najemnik. Mimo odznaczeń wojskowych i wspaniałych szarż jednak w końcu w każdej jednostce popada w niełaskę - jego kłótliwość, próżność i zadufanie w sobie przysparzały mu wielu wrogów. A szalę goryczy przelewały komponowane przez niego oszczercze piosenki.
Dalej nic sobie z tego nie robił, aż wreszcie popadł w prawdziwe tarapaty.
Po pierwsze: wziął udział w orgii w Paryżu podczas Wielkiego Tygodnia.
Po drugie: napisał obraźliwy (ale i podobno dowcipny) paszkwil 'Histoire amoureuse des Gaules' poświęcony dworskim intrygom i poczynaniom niektórych dam. Podobno oberwało się tam nawet i rodzinie królewskiej, czego dumny władca, Ludwik XIV puścić płazem (mimo licznych tłumaczeń hrabiego Rabutina) nie zamierzał.
Chociaż i tak właściwie można powiedzieć, że Rogerowi się udało - spędził w Bastylii jedynie rok, po czym został zesłany na wygnanie do swoich włości w Burgundii (czyli właśnie tu). Na pocieszenie - towarzyszyła mu wierna kochanka.
Raz pozwolono mu na chwilę wrócić na dwór, jednak jego przywitaniu towarzyszył (skądinąd uzasadniony) taki chłód, że Roger czym prędzej wrócił do Burgundii, gdzie w spokoju dożył swoich dni. Trzeba przyznać, że podobno tym razem odczuwał wielki wstyd, choć prawdopodobnie dopiero odebranie mu możliwości służby w wojsku sprawiło, że tak spokorniał.
Mimo, że Roger wydaje się być momentami niezbyt uroczą postacią, na jego obronę trzeba dodać, że był zasłużonym członkiem Académie française aż do śmierci i pozostawił po sobie całkiem spory i wartościowy dorobek literacki. Zresztą utwór, za który zapłacił śmiercią towarzyską ma tak naprawdę spore walory artystyczne, unikalny styl, a niektóre jego fragmenty wzorowane są na twórczości znanego antycznego piewcy miłości - Petroniusza.
Trzeba mu też przyznać, że pod koniec życia nabrał do swoich wyczynów dystansu - wiele z biografii, które napisał mają elementy autobiograficzne jako moralitety na użytek jego własnych dzieci:)
Czemu o nim wspominam?
Oprócz tego, że był wielkim żartownisiem,
posiadał przepiękny zamek (XII w., przebudowany potem w stylu renesansowym), który leży po drodze do miejsca gdzie się udawaliśmy.
Skuszeni informacją, że wstęp dla unijnych obywateli do lat 26-ciu jest darmowy postanowiliśmy (trochę się pogubić po drodze i ) go zobaczyć.
Wygląda naprawdę bajkowo, sielankowo i tak przytulnie.
Szkoda tylko, że trafiliśmy idealnie w porę lunchu, co pozwoliło nam jedynie na zrobienie kilku zdjęć, ale o zwiedzaniu nie było co marzyć.
A wielka szkoda, bo szalony Roger jest podobno twórcą dekoracji tej budowli. Pałac zresztą służył jako tło wielu francuskich filmów.
Najbardziej byłam ciekawa ostatniego (i podejrzewam najlepszego) żartu hrabiego. Jedna z pałacowych sal poświęcona jest wykonanym przez niego portretom jego licznych kochanek. Podstęp kryje się w tym, że spora część z nich jest... wyimaginowana! Które są prawdziwe? - to już chyba na zawsze pozostanie tajemnicą Bussy-Rabutina!
*************************************
Zdjęć mamy niewiele, do tego stopnia, że pozwoliłam sobie jedno z nich (ostatnie) skopiować z ulotki informacyjnej o zamku.