Geoblog.pl    marianka    Podróże    Zachodnie Bałkany    Bratankowa Perła Dunaju
Zwiń mapę
2011
26
lip

Bratankowa Perła Dunaju

 
Węgry
Węgry, Budapest
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1982 km
 
Aż wstyd, że w stolicy naszego bratniego narodu (tym razem bez ironii!) pojawiliśmy się dopiero teraz. Pobyt tutaj upewnił nas, że to jedno z tym miast, które trzeba zobaczyć!



Przyjeżdżając do Budapesztu nie wiedzieliśmy wiele więcej ponad to, że znajduje się tu wspaniały parlament, baseny termalne, trzeba zjeść gulasz i że tu wykluła się rewolucja z '56 roku. No i że z Węgrami jesteśmy za pan brat. Że jest to prawda okazało się już zaraz po przekroczeniu granicy. Dość szybko złapaliśmy rewelacyjnego stopa z szalenie miłym Budapeszteńczykiem, który nie dość, że mówił świetnie po angielsku, opowiedział nam co nieco o swoim mieście, znalazł nam wygodny kemping w pobliżu centrum, to jeszcze nadłożył trasy aby pokazać nam najładniejszą panoramę na stare miasto znad rzeki. No i oczywiście znał nasze ulubione przysłowie 'Polak, Węgier, dwa bratanki...'. Swoją drogą musimy się tego nauczyć po węgiersku!



W Budapeszcie spędziliśmy niecałe dwa dni. Wystarczająco, żeby zobaczyć to, co najważniejsze i trochę poczuć ducha miasta, za mało, żeby nam wystarczyło. Myślę, że nie będziemy pierwszymi, którzy przyznają, że nieco 'habsbursko'-klasycystyczna, ale i totalnie bezpretensjonalna atmosfera tego miasta nas ujęła.



Jednym z najważniejszych budapeszteńskich zabytków jest węgierski Parlament, położony nad brzegiem Dunaju. Jego bryła jest niesamowita. Gapiliśmy się (dosłownie) na niego o różnych porach dnia i nocy, zawsze jednakowo zachwyceni. Nie mogliśmy rzecz jasna nie wejść do środka. Niestety takich jak my było więcej, trzeba było więc odstać trochę w kolejce (trochę osłodziła to pobliska wystawa fotografii dot. mniejszości narodowych i wsi okolicznych terenów), ale ostatecznie nie było to takie ważne - w środku jest równie pięknie i majestatycznie jak na zewnątrz.

Historia tego miejsca zaczyna się po złączeniu dwóch miast - stolicy Budy z Pestem po drugiej stronie Dunaju. Władze uznają, że nowe miasto potrzebuje nowej, reprezentacyjnej siedziby. Wybrano dość opustoszały i podmokły teren, w co nie chce się dziś wierzyć. Budowa neogotyckiego gmachu trwała niemal 20 lat (nie zdążono na obchody 1000-lecia państwa węgierskiego w 1896 r.), ale opłaciło się. Dziś to jeden z najsłynniejszych parlamentów świata, a na pewno jeden z najpiękniejszych. Rzeczywiście, osławione podobieństwo do brytyjskiego rzuca się w oczy, także w środku. Wnętrze zresztą robi wrażenie kapiącego złotem, skąpanego we freskach, witrażach i rozmaitych zdobieniach. Przy tym wszystko w dobrym guście. Chociaż być może na nasz dobry odbiór wpłynęła świetna i dowcipna przewodniczka.

Szczególne wrażenie robią dwie sale: sala, gdzie przechowywana jest narodowa relikwia i symbol Węgier - korona św. Stefana, służąca królom tego państwa od XI wieku. Miała burzliwe dzieje i to niemal cud, że możemy ją dziś oglądać. Nic dziwnego, że traktowana jest z niezwykłymi honorami, pilnowana przez gwardię przez całą dobę.

Druga sala to sala posiedzeń Izby Wyższej Parlamentu, obecnie pełniąca funkcję sali konferencyjnej. Wśród herbów wszystkich dynastii panujących na Węgrzech dostrzeżemy godło Polski, jako znak Jagiellonów;)



Drugi obowiązkowy punkt budapeszteńskiego zwiedzania to Zamek Królewski w Budzie, znajdujący się na wszystkich możliwych listach cudów świata czy UNESCO. Korzenie tej królewskiej rezydencji wnoszącej się na wzgórzu nad brzegiem rzeki (trochę jak nasz Wawel) sięgają średniowiecza i XIII wieku. Niestety w toku burzliwych dziejów wielokrotnie ulegał (z)niszczeniu (zwłaszcza podczas okupacji tureckiej i II WŚ), więc jego dzisiejszy kształt nie jest wierny oryginałowi. Mimo to, wciąż zachwyca. Oprócz dużej rezydencji królewskiej, mieszącej dziś muzea (m.in. najsłynniejsze z nich Budapesti Történeti Múzeum), znajdziemy tu wiele innych ważnych dla Węgrów symboli. Jest więc plac z bramą z wymowną rzeźbą mitycznego ptaka Turula, który ponoć przyprowadził lud madziarski na miejsce obecnych Węgier na przełomie XVIII i IX w., jest gotycki kościół św. Macieja, odwieczne miejsce koronacji węgierskich królów czy fantastyczna i bardzo charakterystyczna neoromańska Baszta Rybacka (mój ulubiony punkt tego miasta!) z pięknym widokiem na drugą dzielnicę , Peszt. Oprócz tego na uwagę zasługuje całe malutkie Stare Miasto w obrębie wzgórza zamkowego i śliczne kolorowe kamieniczki.

Korzystając z tego, że jesteśmy po tej stronie Dunaju przenieśliśmy się na drugie wzgórze zwane Górą Gellerta (Gellért Hegy, Gellert to po węg. Gerard). Jest to fantastyczny punkt widokowy(360 stopni) i miejsce odpoczynku dla mieszkańców stolicy. Nie zawsze tak było - po stłumionym powstaniu narodowym w 1848 roku cesarz austriacki wybudował tutaj ponurą cytadelę, której mury miały przypominać Węgrom jak bezcelowe będą ich dalsze próby buntu... Dziś za to można pocieszyć się widokiem Pomnika Wolności, który jak dla mnie mocno przypomina Matkę Armenię z Erewania czy Matkę Gruzję z Tbilisi;) Jest to zresztą scheda poradziecka.

Dla fanów wzgórz, Budapeszt oferuje ich sporo, a jednym z najbardziej popularnych jest jeszcze Góra Jana (János Hegy) z majestatyczną wieżą widokową;) To najwyższe wzgórze Budapesztu.



Na drugą stronę miasta wracamy słynnym mostem Łańcuchowym, pierwszym kamiennym mostem łączącym Budę i Peszt. Szczerze mówiąc nie oczarował nas, choć nocą jest bardzo ładnie podświetlony.



Ta strona rzeki, czyli Peszt, mimo, że nie królewska, to zdecydowane centrum tego miasta. To tutaj mamy parlament, masę kafejek, większość instytucji kulturalnych, a wreszcie najważniejszy kościół miasta, czyli Bazylia św. Stefana, do której teraz zmierzamy. Choć ma tylko trochę ponad 100 lat, to ten olbrzymi kościół (może pomieścić ponad 8500 osób) szybko wpisał się w panoramę i tradycję miasta. Po parlamencie to najwyższy budynek miasta. Zresztą, wspaniała bazylikowa kopuła (z mozaiką przedstawiającą Boga Ojca) to kolejny punkt widokowy - dysponujemy tu 360-stopniową panoramą. Bazylika poświęcona jest (jak zresztą prawie wszystko na Węgrzech) św. Stefanowi, pierwszemu węgierskiemu królowi i patronowi tego kraju. Przechowywana jest tu zresztą jego relikwia - zmumifikowana prawica, skarb narodowy Węgier...



W pobliżu znajduje się prawdziwe centrum miasta - masa restauracji, kawiarni, sklepików z pamiątkami czy też bardziej poważnych instytucji, takich jak np. Vigadó (centrum koncertowe i wystawowe) albo kościół i Muzeum luterańskie. My na chwilę siadamy na kawę na placu Deák Ferenc, tranzytowym węźle Budapesztu. Stąd tylko krok do Alei Andrássy'ego, uważanej za najpiękniejszą ulicę Budapesztu. Nie nam oceniać czy tak jest naprawdę, chyba nie. Warto i tak się tędy przejść, popatrzeć na ładne secesyjne kamienice, ładnie podświetloną neorenesansową Operę Państwową, Narodowy Instytut Baletu vis a vis niej albo... Muzeum Terroru umiejscowione bardzo trafnie w dawnej siedzibie węgierskich faszystów a następnie służb stalinowskich.

Dużo ciekawszy jest koniec tej alei - Plac Bohaterów, jeden z ładniejszych i większych placów miasta. Jego najważniejszym punktem jest Pomnik Tysiąclecia, pierwotnie budowany na rocznicę ustanowienia państwa węgierskiego w 1896 r. Składa się z wysokiej, 36-cio metrowej kolumny z archaniołem Gabrielem (który podobno nakłonił pierwszego króla Stefana to założenia korony królewskiej) otoczonej posągami siedmiu jeźdźców - księcia Arpada i jego wiernych druhów. Przestrzeń zamyka półkolista kolumnada (przedstawiająca najważniejsze historyczne węgierskie postaci). Dwa skrzydła placu to gmachy Pałacu Sztuki i Muzeum Sztuk Pięknych. Całość jest niesamowicie harmonijna i sprawia bardzo majestatyczne wrażenie!



Zaraz za placem zaczyna się śmieszny park miejski Városliget. Znajdziemy tam zoo i Łaźnie Széchenyi’ego, ale na to co nas zachwyciło trafiliśmy trochę przypadkiem. Chodzi mianowicie o Zamek Vajdahunyad znajdujący się w centrum tego parku. Wbrew pozorom nie jest to żaden zabytek ani prawdziwy zamek. Pierwotnie z okazji 1000-lecia Węgier w parku odbyła się wystawa, na której obejrzeć można było (nietrwałe) kopie różnych znamienitych budynków z terenów tzw. Wielkich Węgier (Zespół Budynków Historycznych). Wystawa zyskała powszechny zachwyt co zaowocowało jej powtórzeniem, a raczej wybudowaniem tych samych obiektów z trwałych materiałów - tak właśnie powstał ten zamek, totalna mieszanina stylów i pierwowzorów (np. brama mostowa to kopia zamku biskupiego z Diakováru w dzisiejszej Chorwacji, kaplica wzorowana jest na kościele z Lébény itd.). Autentyczny czy nie, naprawdę zrobił na nas spore wrażenie - atmosfera jest wręcz bajkowa;)



Nie mieliśmy już wiele czasu, ale gdybyśmy mogli pewnie jeszcze odwiedzilibyśmy dwie wyspy na Dunaju - zieloną wyspę Małgorzaty, oazę spokoju stolicy i wyspę Sziget, miejsce jednego z najsłynniejszych rockowych festiwali w Europie. Gdybyśmy chcieli się zrelaksować jeszcze bardziej, to pewnie skorzystalibyśmy z którejś z term (wodnych lub błotnych), z których to miasto słynie;)



My jednak go nie mieliśmy - została nam jedynie... noc;) Autobus do Krakowa mieliśmy nad ranem, optymistycznie więc postanowiliśmy noc przezimować w wiecznie tętniącej życiem stolicy Węgier;) Budapeszt słynie z nieustająco otwartych klubów, kafejek, knajp. Trochę jednak się rozczarowaliśmy. Tak do 23, 24 nie było żadnego problemu ze znalezieniem miejsca, wypiciem piwa czy zjedzeniem kolacji. Potem niestety było już gorzej niż kiepsko. Całkiem przypadkiem do 1 w nocy przesiedzieliśmy (przy całkiem niezłej kolacji co prawda) w restauracji, w której.... zaczął odbywać się koncert piosenek w wykonaniu transwescytów! Nieco dziwnie czułam się tam jako jedyna kobieta (aczkolwiek całkiem bezpiecznie;)) natomiast loki Rafała na paniach śpiewaczkach zrobiły piorunujące wrażenie;)

Mam nadzieję, że ten nocny marazm węgierskiej stolicy wynika jednak tylko i wyłącznie z pory wakacji;)



A propos kolacji - co warto zjeść w Budapeszcie? To miasto nie oszczędzi nam smaku papryki (podobno węgierska gospodyni, gdy przygotowuje posiłek stawia na stole słoik z papryką i zastanawia się co do niej dodać;) i ostrych przypraw;) Nie można nie spróbować tutaj nieśmiertelnego gulaszu albo bogracza (reklamowanych w dosłownie każdej knajpce), lecza (znanych także w Polsce), lángosa (coś podobnego do naszych placków ziemniaczanych, smażony na głębokim tłuszczu), zupy rybnej, bułeczek pogácsa, a wszystko to zdecydowanie popić trzeba Tokajem, Egri Bikavér (czyli byczą krwią) lub mocną, węgierską kawą;) W wersji mocniejszej polecam palinkę (niektórzy Węgrzy właśnie tym trunkiem nawet zaczynają dzień!) lub likier unicum.



Resztę nocy przezimowaliśmy trochę na ławkach na placu Deák Ferenc wśród intensywnie ćwiczących swoje podpisy deskorolkarzy a trochę włócząc się po pustych ulicach miasta. Zobaczyliśmy też ładnie podświetloną (niestety tylko do ok. 1 czy 2 w nocy;)) Wielką Synagogę. Jest to największa synagoga w Europie! Ten ładny, harmonijny budynek w stylu mauretańskim ma niestety tragiczną historię - jeszcze przed wybuchem II WŚ został wysadzony w powietrze przez nadgorliwych pronazistowskich Strzałokrzyżowców. Skończoną ją odbudowywać dopiero w 1996 roku. Wszystko po to, aby przypadkiem nie zasnąć;)



Gdy zaczęło świtać przemarznięci, ale wciąż z niedosytem Budapesztu wsiedliśmy w pierwsze kursujące metro (swoją drogą Budapeszt ma najstarsze po londyńskim metro w Europie!), aby zacząć powrót do domu...

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (17)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (5)
DODAJ KOMENTARZ
zula
zula - 2011-11-13 17:50
Z łezką w oku pochodziłam po Budapeszcie ! - dziękuję za chwilę wspomnień ,
 
mirka66
mirka66 - 2011-11-13 21:44
Uwielbiam to miasto.Bylam tam juz kilka razy.Niestety nigdy nie mialam okazji wejsc do Parlamentu.Moze nastepnym razem .... :)
 
rav
rav - 2011-11-14 09:42
świetne zdjęcia i opisy, zwłaszcza ten o kolacji i koncercie :-)))))))))))
 
BoRa
BoRa - 2012-09-05 22:23
Budapeszt miło wspominam..
Twój opis jest genialny, tylko wydrukować i jechać zwiedzać.
 
Sylwina
Sylwina - 2014-03-16 18:03
dla baszty i term warto tam pojechać ,
 
 
marianka
Marianka
zwiedziła 37.5% świata (75 państw)
Zasoby: 673 wpisy673 3884 komentarze3884 12828 zdjęć12828 25 plików multimedialnych25
 
Moje podróżewięcej
31.12.2021 - 01.01.2024
 
 
31.03.2016 - 26.07.2023