O Turynie nie mówi się zbyt pochlebnie. Że przemysłowy, że szary, że poza fabryką fiata, kibicami Juventusu i schowanym przed publiką Całunem Turyńskim nie ma tu czego szukać.
Na szczęście mieliśmy okazję przekonać się, że jest to nieprawda i oszczerstwo. Najprawdopodobniej zresztą rzucane przez tych okropnych, zazdrosnych Mediolańczyków - tak jak wszędzie na świecie, tak i tu ma miejsce wojna dwóch miast. Jak Kraków i Warszawa, Turku i Helsinki czy Zurich i Berno, tak tutaj Turyn toczy z Mediolanem świętą wojnę.
Tak więc wolałam się nie przyznawać, że moim zdaniem mediolańska katedra jest całkiem całkiem;)
Patrząc na mapę Turynu, od razu nasuwa się wniosek, że to miasto może nauczyć co to znaczy symetria. Stare miasto to ogromny obszar pokryty regularnymi liniami i kątami prostymi przecięć uliczek. Uważne oko dostrzeże tylko kilka odstępstw od pedantycznego układu miasta.
Dobrym miejscem, żeby zacząć spacer po mieście jest ruchliwy Piazza della Repubblica. W dzień pełno tu ludzi, kramów i ruchu, a w nocy z kolei dziwnych bud, pakunków i bałaganu. Odbijamy w via Milano, reprezentacyjną ulicę zagłębiającą się w stare miasto. Na południe stąd rozciąga się najstarsza, po-rzymska część miasta, którą wędrowaliśmy wczorajszego bardzo późnego wieczora, bardzo symetryczna, pełna kawiarni, a osią jej jest ładna via Garibaldi. Mieści się też tutaj Palazzo di Citta (w miejscu dawnego targu), XVIII wieczny pałac będący siedziba władz miasta.
My jednak tym razem skręcamy w via IV Marzo z dwoma odrestaurowanymi, średniowiecznymi domami, która prowadzi nas do pierwszego 'hitu' miasta, piazza san Giovanni (św. Jan Chrzciciel to patron miasta), przy którym stoi turyńska Duomo. W katedrze tej przechowywany jest słynny Całun Turyński, jedna z najważniejszych relikwii chrześcijaństwa. Jej fasada to podobno jedyny w Turynie, słynącym ze wspaniałej barokowej architektury, przykład renesansu. Wnętrze, utrzymane już raczej właśnie w stylu barokowym jest bardzo ładne, jednak nie powalające. Najbardziej interesująca jest kaplica Całunu. Ozdobiona czarnym marmurem, uwieńczona barokową kopułą, przyciąga wielu turystów i pielgrzymów. Na miejscu można zapoznać się z historią tej kontrowersyjnej relikwii (ciekawe ulotki także w języku polskim), przez wielu uważanej za przykład fałszerstwa doskonałego. Czy tak jest - to kwestia wiary, warto jednak poczytać o jej niezwykłych dziejach.
Absyda katedry jest 'wciśnięta' w budynek pałacu Palazzo Reale (na liście UNESCO), znajdującym się przy Piazza Reale (czyli królewskim), będącym częścią serca (historycznego i towarzyskiego) Turynu, dużego placu Piazza Castello. Znajdziemy tu informację turystyczną, masę stoisk z pamiątkami i cały przekrój turyńskiej społeczności. Na uwagę turystów zasługuje wspomniany już wcześniej XVII-wieczny Palazzo Reale , siedziba książąt sabaudzkich (Turyn to stolica Piemontu, który dawniej wchodził w skład potężnego księstwa Sabaudii i Piemontu, trzęsącego średniowieczną Europą). Przyjemnie przejść się na wewnętrzny dziedziniec pałacu, a podobno jeszcze lepiej wejść do środka i zobaczyć pięknie dekorowane komnaty książęce (których nazwy zachwycają: Sala Godności, Sala Cnót, Sala Zwycięstw...). Lewą stronę pałacu zamyka Palazzo Chiablese, będący przez pewien czas siedzibą książąt genueńskich.
Drugi z obowiązkowych do zobaczenia punktów w tym miejscu to Palazzo Madama (też na liście UNESCO) o przedziwnej bryle. Jedna jego strona to jasna, lekko klasycyzująca, barokowa fasada, natomiast tył to ciemne, groźne i ponure mury rodem ze średniowiecza (XIII wiek). Środek (na tyle na ile go zwiedziliśmy) robi bardzo dobre wrażenie. Siedzibę ma tutaj muzeum sztuki starożytnej.
Do placu przylega spory park Giardini Real (którym szliśmy co prawda tylko nocą;)).
W tym miejscu się rozdzieliliśmy. Część z nas poszła na kawę, a my z Rafałem postawiliśmy na bardziej ambitny program. Idąc najbardziej reprezentacyjną ulicą miasta, via Roma z tradycyjnymi włoskimi podcieniami doszliśmy do Piazza San Carlo, jednego z najładniejszych placów Europy. Na jego środku stoi monumentalny pomnik Emanuela Filiberta na koniu z brązu. Perspektywę placu zamykają dwa bardzo ciekawe, bliźniacze kościoły, Santa Cristina i San Carlo. W jednym z nich odbywał się akurat ślub, co było zamanifestowane przez... potężny kawał pnia drzewa i piłę stojące przed wejściem;)
Dalej horyzont zamyka bryła dworca.
My odbiliśmy w ulicę via Accademia delle Scienze aby zobaczyć jedno z najsłynniejszych egiptologicznych muzeów - tutejsze Muzeum Egipskie szczycące się drugą kolekcją egipską na świecie. Ciekawe było to, że jest ono w remoncie - ma powstać tu bardzo nowoczesne centrum ją eksponujące, a tymczasem kolekcja wystawiana jest w dwóch częściach. Pierwsza, dość tradycyjna niestety, mimo imponujących zbiorów jest po prostu nudna, natomiast druga zaaranżowana w ciekawych pomieszczeniach stylizowanych na egipskie świątynie, zachwyca. Mimo wszystko nie mogę oprzeć się wrażeniu, że wywożenie z Egiptu całych kaplic to czyste barbarzyństwo.
Po wyjściu z muzeum mogliśmy myśleć tylko o jednym - to zdecydowanie był już czas na obiad. Spotkaliśmy się z resztą ekipy i każdy z nas zamówił coś włoskiego. Od pizzy, która naprawdę smakuje tu inaczej niż gdziekolwiek indziej, po delikatnie przyprawiane śródziemnomorskimi ziołami mięso i ryby, popijane włoskim winem. A na deser obowiązkowo tiramisu i kawa (espresso kontra cappuccino). Viva Italia!
Po krótkiej sjeście dalszy ciąg spaceru. Tym razem kontynuujemy trasę via Po (Po to włoska nazwa najdłuższej rzeki tego kraju, Padu), dochodząc do Piazza Vittorio Veneto (o którym później) i bulwarów nad Padem. To jedno z przyjemniejszych miejsc tego miasta. Spokojnym spacerem doszliśmy do najbardziej rekreacyjnego punktu na mapie tego miasta - Parco del Valentino, gdzie podobno miejscowi chronią się latem przed upałami. Do parku przylega zamek Castello del Valentino i położonego u jego podnóży rekonstrukcji średniowiecznego miasteczka (na podstawie architektury Piemontu i doliny Aosty), Borgo e Rocca Medievale. Sam zamek pochodzi też z nowszych czasów, bo z XVII wieku (jest stylizowany na starszy). Bardzo nam to miejsce przypadło do gustu (mimo, że jest straszliwie turystyczne:)).
Wróciliśmy potem w okolice katedry (trochę chaotyczne to zwiedzanie;)) na Piazza Cesare Augusto, gdzie oglądać można pozostałości po rzymskich murami okalających miasto (już w czasach rzymskich mieszkało tu ponad 5000 ludzi) - świetnie zachowaną bramę Porta Palatina.
Wieczór zakończyliśmy wracając na Piazzo Vittorio Veneto, jeden z najobszerniejszych placów Europy rodem z epoki napoleońskiej. Oprócz niezwykle harmonijnych zabudowań (robiących wrażenie zwłaszcza wieczorem), miejsce to charakteryzuje się tłumami młodych turyńczyków, które właśnie tu wybierają się na wieczorne aperitivo (zakochaliśmy się wszyscy w aperitivo, zgodnie przyznając, że w Polsce podobny biznes nie miałby szans kwitnąć).