Kiedy słyszy się 'Reims' na myśl przychodzą dwa, natychmiastowe skojarzenia: katedra i szampan. Są to też dwa powody dla których musiałam tam pojechać.
O słynnej katedrze będzie za chwilę, najpierw kilka słów o regionie , którego stolicą jest Reims, czyli jeszcze bardziej słynnej Szampanii.
Ta położona na wschód od Paryża kraina spokojnych wiosek i wzgórz od południa ograniczona jest jeziorami i mokradłami, a od północy Ardenami (swoją drogą nazwa tych gór pochodzi od celtyckiego słowa oznaczającego gęsty las, co znakomicie oddaje atmosferę i wygląd tych terenów). Może właśnie ta geograficzna pozycja sprawiła, że tylko tu można napisać się prawdziwego szampana. Tak w ogóle, nazwa Szampania czyli Champagne pochodzi od francuskiego słowa 'champ' oznaczającego pole. Trochę tak jak etymologia nazwy Polski;) (drugie, podobne wyjaśnienie sięga rzymskiego 'Campania' czyli 'równinna ziemia')
To przez te tereny przechodziła też słynna linia Maginota razem z twierdzą Sedan, a w Reims właśnie Eisenhower przyjął kapitulację Niemiec.
To czego warto tu spróbować, oczywiście poza tytułowym trunkiem to szynka z Ardenów, nadziewany pstrąg i słynne kiełbaski 'andouillettes' (próbowałam tylko tego z tej trójki i uprzedzam, mają bardzo CHARAKTERYSTYCZNY smak).
Do Reims (czyli antycznego Durocortum, podobno założonego przez brata Romulusa czyli Remusa:D) przybyliśmy wczesnym rankiem. Po, dodam, jednej z najbardziej nieprzespanych nocy mojego pobytu w Paryżu. Także proszę wziąć na to poprawkę - dosłownie umieraliśmy;) Szybka kawa jednak uratowała sytuację i mogliśmy się skupić na pierwszym i najważniejszym celu - katedrze Notre-Dame. Nie jest to byle jakie miejsce. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że ta Notre-Dame przez długi czas była o wiele ważniejsza dla Francuzów niż jej paryska imienniczka. Zaczęło się od tego, że w roku 496 (!!) król Franków, Chlodwig przyjął chrzest i został koronowany właśnie tu. Chcąc upamiętnić to wydarzenie, a może bardziej, 'ogrzać się' w jego majestacie, wszyscy królowie Francji, począwszy o XI wieku przybywali właśnie tu na swoje koronacje**.
Mimo, że już w 401 roku stała tu świątynia, obecny, gotycki kształt uzyskała w roku 1211. Oczywiście rewolucja nie oszczędziła tego miejsca - zniszczono lektorium i witraże, ale szczęśliwie reszta ocalała. Fasada robi imponujące wrażenie, które szybko mija po wejściu do świątyni - jest surowo i pusto, co trochę rozczarowuje. Wystarczy jednak się obejrzeć, aby zrozumieć dlaczego ta katedra jest tak hołubiona - piękna, olbrzymia rozeta rekompensuje rozczarowanie surowością wnętrza. Jest naprawdę imponująca.
Swoją drogą dowiedzieliśmy się, że jest to zabieg celowy - wszelkie zbędne dekoracje zostały usunięte ze środka kościoła, aby nie rozpraszać uwagi wiernych!
To, na co warto zwrócić uwagę (poza Wielką Rozetą):
* wysokość nawy głównej
* 'Uśmiechnięty Anioł'. Aniołów wśród dekoracji jest zresztą tak wiele, że sama katedra bywa nazywa 'katedrą Aniołów'. Ten jednak jest szczególny, jego dobrotliwa twarz i mina chwytająca za serce każdego;)
* witraże Chagalla w 'tylnej' kaplicy
* Galeria Królów na zewnętrznej fasadzie zawierająca 56 posągów królów Francji.
Tuż obok katedry, przy tym samym dużym place du Cardinal Lucon znajduje się Palais du Tau (kolejny obiekt na naszej 'MUST-SEE' liście oraz na liście UNESCO). Jest to dawny pałac arcybiskupi, którego nazwa pochodzi od greckiej litery T (czyli tau), która niegdyś wieńczyła biskupie pastorały.
Początkowo była tutaj tylko gotycka kaplica oraz przepiękna Salle du Tau (to właśnie tu król spędzał noc przed koronacją, a po niej także tu urządzał wielką koronacyjną imprezę), które w roku 1690 zostały włączone w skład przebudowanego pałacu o obecnym kształcie. Dziś jest to muzeum, które warto zwiedzić (po pierwsze jest to muzeum z cyklu 'lekko, łatwo i przyjemnie' - czyli eksponowane jest właśnie to, co najbardziej warto zobaczyć tak, aby nie być przytłoczonym, nie mniej, nie więcej; a po drugie działa tu nasza ulubiona paryska reguła:
< 26 lat = 0 euro
!!). Mieliśmy z Aurelienem spore szczęście, bo akurat była tutaj także wystawa zdjęć przestawiających katedrę w nietypowych ujęciach (dla mnie natychmiastowe skojarzenie z nowszą wersją cyklu 'Katedra z Rouen' Maneta). Muszę przyznać, że chyba nigdy jeszcze nie widziałam wystawy fotograficznej, która by mnie bardziej zachwyciła. Mogłam tak siedzieć godzinami i się wpatrywać w te zdjęcia jeszcze raz i jeszcze raz...;)
Listę TOP 3 Reims zamyka Basilique St-Remi. Jest to najstarsza świątynia w Reims (XI wieczne romańsko-gotyckie opactwo benedyktyńskie). Bazylika dedykowana jest św. Remigiuszowi (i jego relikwiom) pierwszemu biskupowi Reims (V w.), od którego zresztą pochodzi nazwa miasta. Kościół, choć położony daleko od centrum (co akurat dziś było dla nas sporym problemem - Aurelien miał problemy z nogą), gdzie trudno znaleźć nawet miejsce z czymś do jedzenia, zdecydowanie nas zachwyciła! Ja zresztą jestem fanką romańskiej i wczesnogotyckiej architektury. Piękna, sporych rozmiarów jak na tamte czasy i poprzez swoje położenie z dala od centrum bardzo spokojna. Dla mnie - najpiękniejsze miejsce w Reims.
Tuż obok jest Musée St-Remi (także zdaje się na liście UNESCO) w starym opactwie, niestety akurat zamknięte.
Umierając z głodu poczłapaliśmy więc z powrotem w stronę starówki w poszukiwaniu JEDZENIA. Minęliśmy po drodze jeszcze Ancien Collège des Jésuites wraz z Planetarium (działające), będące do 1976 (!) roku przytułkiem. Dziś romańskie piwnice na wino, winnicę i barokowe wnętrza wykorzystuje się raczej jako scenografię filmową.
Jako że znalezienie odpowiedniego (czyt. nie za drogiego, ale i interesującego i przyjemnego) miejsca do jedzenia wszędzie, ale to wszędzie jest olbrzymim i czasochłonnym wyzwaniem, minęliśmy w tym czasie kilka mniej interesujących zabytków:
- kościół St-Jacques (z obowiązkowym elementem każdego francuskiego miasta - karuzelą, tuż obok)
- Musée des Beaux Arts (gdzie nie weszliśmy mimo kuszącego Cranacha i szkoły Barbizon)
- Grand Théâtre
- Palais de Justice
- Square des Victimes de la Gestapo.
W końcu jednak udało nam się coś znaleźć. I wtedy pierwszy raz jadłam żabie udka. Dobre:D (ale i tak ślimaki to dla mnie numer jeden;))
Dość późno się zorientowaliśmy, że może być już za późno na zrealizowanie obowiązkowego, nie do końca 'zabytkowego' punktu w Reims - odwiedzenia szampańskich piwnic (w tym kraju naprawdę szanuje się swój czas wolny i wszystko jest zamykane bardzo wcześnie, zwłaszcza w weekendy). Całe szczęście zasięgnąwszy rady tubylców namierzyliśmy otwartą jeszcze Vranken Pommery cave (okropnie kiczowaty, pseudobajkowy budynek!) i pospiesznie tam się udaliśmy. Po drodze opracowaliśmy finansową strategię i postanowiliśmy nie wchodzić, jeśli bilet będzie droższy niż 6 euro. Rzecz jasna kosztował dwa razy więcej, ale i tak weszliśmy. Niech żyje silna wola!
Z całą pewnością jednak nie żałuję. Raz w życiu (z reguły) jest się w Reims i zwiedzanie piwnic szampana to naprawdę dobra rozrywka! Całość jest świetnie zorganizowana. Każda grupa zwiedzających dostaje przewodnika było już za późno na grupę po angielsku, ale na szczęście miałam prywatnego tłumacza z francuskiego:D), który razem z nią schodzi do labiryntu podziemnych korytarzy i sal. Rozmiary tych jaskiń (18 kilometrów korytarzy, częściowo jeszcze z czasów Galo-rzymskich!) są naprawdę imponujące. Szczegółowo opisano nam zarówno historię powstania szampana, sposób jego wyrobu, dzieje marki Vranken-Pommery oraz współczesne sposoby przechowywania ponad 20 milionów butelek (w stałej temperaturze ok. 10 stopni C). Żona założyciela marki, pani Pommery była miłośniczką i mecenaską (jest takie słowo?) sztuki. Dlatego więc do dziś w piwnicach oprócz oprócz niewyobrażalnych ilości szampana mają miejsce performance sztuki współczesnej (niektóre z nich, mniej lub bardziej udane, nawet obejrzeliśmy).
Zwiedzanie piwnic zakończyło nasz pobyt w Reims. Nie widzieliśmy w końcu co prawda ani rzymskiego łuku triumfalnego (Porte Mars) ani galorzymskiego kryptoportyku, ale czy może być lepsze zakończenie upalnego, lekko męczącego dnia w Reims niż kieliszek chłodnego, przepysznego szampana?
** Nawet w 1429 roku Joanna d'Arc kazała koronować Karola VII właśnie tu, a ostatni król Francji Karol X koronował się także tutaj w 1825 roku.