Gdzieś pomiędzy zawsze gwarną Dzielnicą Łacińską, a spokojnym, prowincjonalnym (o ile w Paryżu coś może być prowincjonalne...;)) Jardin des Plantes znajduje się Maubert.
Jest to kawałek miasta, który idealnie sprawdza się w roli łącznika między tymi dwoma dzielnicami. Jest tu spokojniej niż w Quartier Latin, ale weselej i bardziej klimatycznie niż w okolicach ogrodu botanicznego. I zdradzę Wam, że tu są jedne z moich ulubionych kawowych miejsc:) Wspaniałe właśnie teraz, wczesnym latem.
Nazwa 'Maubert' pochodzi najprawdopodobniej od zniekształconego nazwiska/przydomka mistrza Alberta ('Maître Albert') lub Alberta Wielkiego, filozofa i teologa, który wykładał tu w XIII w.
O samym Place Maubert pisałam już przy okazji zwiedzania Quartier Latin.
Spacer w tymi okolicami można zacząć od brzegów Sekwany, na Quai de la Tournelle. Szczególnie bardzo charakterystyczne, zabawne budki ze starymi książkami, takie małe, przenośne antykwariaty bardzo wpływają na klimat tej części Paryża (aha, zaczynam robić się sentymentalna!)
SKOK W BOK
Korzystając z okazji, postanowiłam zobaczyć jeszcze, pominięty jakiś czas temu Mémorial de la Déportation znajdujący się na wschodnim cyplu Île de la Cité. O samym miejscu nie ma co wiele pisać - każdy z nas zna słowa Auschwitz, Majdanek, Dachau, Ravensbruck i ich znaczenie...
Można za to wspomnieć, można dla złagodzenia atmosfery tego miejsca o zabawnym sposobie utrzymywania 'powagi'. Otóż wejście do memoriału zagrodzone jest... kijem od miotły z nobliwie wyglądającą, dyndającą tabliczką 'STOP'. Nie oznacza to jednak, że miejsce jest zamknięte! Stoi tam bowiem Pan Strażnik, który wręcz idealnie pasuje do całego komizmu miotlanego kija. Ów starszy Pan uważnie lustruje każdego petenta od stóp do głów, jakby chciał sprawdzić 'czy się nada'. Jeszcze tylko krótka instrukcja postępowania (rzecz jasna po francusku) z cyklu 'non photo, non portable' i można wejść.
No ale może to i dobrze...
KONIEC SKOKU W BOKU
Quai de la Tournelle dochodzimy do kościoła St-Julien-le-Pauvre, o którym też już pisałam (nie wspominałam chyba tylko, że patron tego przybytku, św. Julian Biedak był biskupem Mans, a jego szeroko znane miłosierdzie powodowało, że jego biskupia sakiewka była wiecznie pusta;)).
Tuż za kościołem zaczyna się Rue Galande, gdzie większość domów to średniowieczne oryginały. Pod nr 42 jest mała płaskorzeźba św. Juliana Gościnnego. Ja wróciłam się, żeby ją zobaczyć, ale nie warto;)
Warto za to zgubić się gdzieś w tych uliczkach tamtejszych.
Przykładowo placyk u skrzyżowania uliczek de la Bucherie, Haut-Pave, des Grands-Degres i Frederic Santon i jego przedłużenie, aż do Sekwany i ul. Maître Albert, to jedno z najbardziej uroczych miejsc w tych okolicach. Są księgarenki, jest galeria sztuki w dawnej rzeźni, jest roślinność pokrywająca stare elewacje kamieniczek. Szkoda tylko, że knajpki są bardziej restauracyjne niż kawiarniane;) Ale i tak, jednym słowem - jest tu gdzie zabłądzić.
Celowo można jeszcze się przejść do:
- kościoła St-Nicolas-du-Chardonnet. Ja tylko zajrzałam (szorty;)), ale nie żałuję jako bardzo umiarkowana fanka baroku;
- kościoła des Saints-Archanges (czyli św. św. Archaniołów). Jest on ciekawy o tyle, że ta pochodząca z XIV w. świątynia jest dziś kościołem wyznania rumuńsko-ortodoksyjnego.