Mówiąc 'Francja - elegancja' nie sposób nie pomyśleć o jednym z jej (i Francji i elegancji) największym symboli - Wersalu. I wszystko jedno czy o elegancji wiemy już wszystko, czy mamy się za nieśmiałych laików w tym temacie, będąc w Paryżu dłużej niż kilka dni trzeba tu przyjechać!
Pałac będący synonimem luksusu leży dość daleko od centrum Paryża, właściwie w osobnym miasteczku, Versailles (które tak naprawdę jest integralną częścią metropolii i ma okropnie brudny dworzec podmiejski!), które wbrew pozorom plasuje się dość wysoko w rankingach francuskich miast o najwyższej liczbie ludności.
Zaczęło się od skromnego pałacyku myśliwskiego, który Ludwik XIV Słońce postanowił przebudować. Przebudować to za mało powiedziane - wzniesiono w tym miejscu największy pałac Europy (mógł pomieścić do 20 tysięcy ludzi!), który szybko, wraz z przeniesieniem się tam dworu, stał się ośrodkiem władzy politycznej (i ośrodkiem knucia intryg także). Budowę nadzorowało 2 wspaniałych architektów (Le Vau i Hardouin-Mansart), wnętrza projektował Le Brun, a nad ogrodami pochylił się Andre Le Notre.
Można długo opisywać i zachwycać się pałacem. Wystarczy wspomnieć olbrzymi Dziedziniec Ministrów ze złoconą, kutą bramą, Dziedziniec Królewski (na który mogły wjeżdżać tylko powozy królewskie) i jeszcze bardziej za nim Dziedziniec Marmurowy, wyłożony płytami z marmuru. Harmonia i potęga robią wrażenie już od początku.
Wnętrza także ani na chwilę nie dają zapomnieć jaką potęgą była XVII wieczna Francja. Żeby wspomnieć tylko dwukondygnacyjną, wspaniałą barokową kaplicę, Operę (wybudowaną z okazji ślubu Ludwika XVI z Marią Antoniną) czy wreszcie prywatne apartamenty króla i królowej. Nie można pominąć także apartamentów reprezentacyjnych, które począwszy od Salonu Herkulesa nosiły imiona bogów rzymskich (od Wenus do Apolla). Najpiękniejszą salą jednak jest bez wątpienia Galeria Zwierciadlana - na 70ciu metrach długości 17 olbrzymich luster odbija światło wpadające przez 17 przeciwległych okien. To tu podpisano w roku 1919 Traktat Wersalski.
Co smutne to to, że jednak nie marmury, gobeliny, srebra, złoto czy kunsztowne meble przyprawiają tu o zawrót głowy - czynnikiem tym są niestety nieziemskie tłumy, które odbierają dużą część przyjemności z bycia w tym miejscu.
Bardzo możliwe, że w niesamowitych wersalskich ogrodach ulegają one rozproszeniu. My jednak tego nie sprawdziliśmy - w przeciwieństwie do pałacu, wstęp do ogrodów jest płatny dla studentów;) Jeśli jednak byście tam byli (my odbyliśmy ten spacer z okien pałacu:D) koniecznie trzeba zobaczyć oranżerię 'parter wodny' czyli 2 baseny otoczone rzeźbami z brązu, Ogród króla i staw zwierciadła (to już wstawki romantycznego XIX wieku), Wielki Kanał, gdzie urządzano przyjęcia na barkach, liczne fontanny (Latony, Neptuna, Smoka...) aż wreszcie Petit i Grand Trianon - niewielkie pałace wzniesione do spędzania czasu z faworytami królewskimi...;)
Akurat w czasie naszej wizyty w Wersalu miała tam miejsce czasowa wystawa królewskich tronów z różnych stron świata. Tak więc oprócz naszego swojskiego tronu Stanisława Augusta oglądać można było te symbole królewskiego majestatu z niemal wszystkich krajów europejskich ale także i (ku uciesze mojego kameruńskiego przyjaciela, Yannicka) z Kamerunu czy bardziej egzotycznych miejsc.
Do wad tego miejsca, o dziwo (w końcu tu tak turystycznie!) zalicza się stosunkowo mała ilość opisów/podpisów pod angielsku. Jak wszędzie - króluje francuski. Widocznie gospodarze chcą skłaniać zagranicznych gości do wykupowania znienawidzonych przez nas audiogajdów! Plus wyłapaliśmy jeden błąd w podpisie obrazu - naszą rodaczkę, królową Francji podpisano jako 'Maria Lescczynska';)
Cóż, Wersal i zachwyca i rozczarowuje. Zachwyca rozmachem i dbałością o najmniejsze szczegóły, harmonią i przemyślnością. Ale rozczarowuje zdecydowanie atmosfera turystycznego pikniku - trudno jednak temu się dziwić. Być w Paryżu i nie zobaczyć Wersalu?