Po przekroczeniu granicy wegierskiej wcale nie było gorzej ze stopem - zabrał nas bardzo miły Chorwat jadący do Pecsa. Ponieważ było to nam niezbyt po drodze (kierowaliśmy się na Budapeszt), postanowiliśmy wysiąść przy przecinającej drogę autostradzie w kierunku do stolicy. Tam utknęliśmy. Mało kto zjeżdżał na autostradę, nikt za bardzo nie chciał się zatrzymać, a jeszcze do tego zaczęło się ściemniać. W końcu, trochę z rezygnacji, wsiedliśmy do auta jadącego do Pecsa. Zawsze jakiś ruch do przodu. Nie była to jednak najlepsza decyzja.
Zresztą wtedy zaczął się jakiś okropny ciąg naszych fatalnych decyzji i posunięć. Dość, że w końcu wylądowaliśmy pieszo na zupełnie nieoświetlonej obwodnicy Pecsa po zlej stronie miasta. W ciemności, czasem błyskając latarką w kierunku nadjeżdżających aut (żeby nas przypadkiem nie rozjechali tam), brnąc mokrymi butami w przyszosowym błocie szliśmy w kompletnie złym kierunku. To było fatalne.
Ale jak to bywa, zawsze sie gdzieś dochodzi, tak więc i my w końcu znaleźliśmy się na drodze, która była oświetlona. Był to nieopisany luksus! Potem pojawił się skręt w stronę miasta i widok zabudowań dodał nam otuchy. A gdy siedliśmy na wspaniałą kawę w pierwszej lepszej (na szczęście naprawdę lepszej;)) kawiarni i przez 20 minut nie myśleliśmy o tym, że jakby nie było, jesteśmy w dość nieciekawym położeniu, odetchnęliśmy i poczuliśmy, że teraz już będzie tylko lepiej. Nasze morale narpawdę urosło.
Nic jednak tak dobrze nie robi jak plan działania. Postanowiliśmy więc kontynuować dziarski marsz w stronę centrum miasta, tak żeby przejść je na przestrzał i wyjść na drogę do Budapesztu, a tam na pierwszej napotkanej stacji benzynowej zacząć łapać stopa. Nie wzięliśmy pod uwagę tego, że:
1. Pecs jest dość dużym miastem
2. Jest rozciągnięty równoleżnikowo (czyli tak, jak chcieliśmy go przejść) i to naprawdę spory kawał drogi;
3. Było już późno - koło 19.
Ruszyliśmy więc przez miasto (gdzie co chwilę znikają chodniki!). Po dobrych 4 km napotkany Węgier powiedział nam, że do centrum już blisko - jakieś 3, 4 km... Gdy doczłapaliśmy we wspomniane okolice, naszym oczom ukazał się budynek dworca autobusowego. Ten widok, oraz świadomość, że żeby wyjść z miasta musielibyśmy przejść minimum kolejne 8 km, sprawiły, że nie zastanawialiśmy się długo. Na szczęście Pecs może poszczycić się znacznie większą ilością połączeń niż Sarajewo, tak więc niedługo potem siedzieliśmy w wygodnym busie do Siofok.