Geoblog.pl    marianka    Podróże    Za Kaukazem    Istambuł skompresowany
Zwiń mapę
2010
14
wrz

Istambuł skompresowany

 
Turcja
Turcja, İstanbul
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2936 km
 
Mieliśmy stanowczo zbyt mało czasu na to, aby dobrze poznać i poczuć Istambuł. To olbrzymie, wielokulturowe miasto mogłoby nas spokojnie pochłonąć na wiele więcej dni. To jedno z takich miejsc, do których chciałabym bardzo wrócić na dłużej - może pomieszkać z pół roku, poczuć lepiej atmosferę tego miejsca.
Niewątpliwym plusem było to, że mieszkaliśmy bardzo, bardzo blisko Hagii Sofii i Błękitnego Meczetu, czyli w samym środku najbardziej turystycznej dzielnicy. W tym mieście, gdzie komunikacja miejska (skądinąd prezentująca bardzo wysoki poziom) jest dla Polaków dość droga, była to olbrzymia zaleta - wszystko mieliśmy niemalże pod nosem. Nasz hostel leżał na niewielkiej uliczce samych hosteli i knajpek. Tak duża konkurencja jaka panuje tam (i tak samo było w Kapadocji) skutkuje tym, że nie trudno znaleźć dość tani nocleg o całkiem niezłych warunkach.
Gdy dotarliśmy z Rafałem na miejsce (odprowadzeni przez kochanego Vulcana), cała reszta ekipy krążyła już po mieście. Nie wiedzieliśmy do końca jakie mają plany na ew. wspólne zwiedzanie, więc zostawiwszy rzeczy, poszliśmy się przejść po okolicy. Nie trzeba wiele się nachodzić, żeby wyjść ze strefy totalnie opanowanej przez turystów & pielgrzymki (ostatni dzień bayramu:)). Krążyliśmy sobie po wąskich uliczkach, co jakiś czas zaczepiani przez ludzi, którzy koniecznie chcieli nam coś sprzedać. Trzeba przyznać jednak, że nie są nachalni (przynajmniej nie aż tak, jak się baliśmy). Widzieliśmy też mnóstwo kotów. To miasto jest wręcz opanowane przez koty!
Byliśmy też na tymczasowej wystawie '1001 osiągnięć świata islamu'. Wystawa, jak sama nazwa wskazuje, ma bardzo edukacyjny charakter, ale trzeba przyznać - zrobiona jest świetnie. Traktuje o czasach bardzo niesprawiedliwie nazwanych 'ciemnymi wiekami', podczas, gdy w niektórych rejonach świata (rzecz jasna islamskich) wieki były złote. Najpierw więc grupa zwiedzających sadzana jest przed wielkim ekranem, gdzie wyświetlany jest krótki, może 20stominutowy filmik o tytułowych osiągnięciach. Całość, jak dla nas, to miks 'Harry Pottera' i 'Było sobie życie'. Ale dość przyjemnie się to ogląda. Druga część wystawy to najróżniejsze, przeważnie interaktywne stoiska, które w sposób dokładny prezentują islamskie wynalazki. Mamy do czynienia więc z systemem liczb arabskich (chociaż uczciwie przyznają, że Hindusi też maczali w tym palce), poznajemy pierwszego lotniarza, astronomkę, twórcę zegara wodnego. Jest mowa o architekturze, matematyce, medycynie... Naprawdę świetnie zrobiona wystawa. I co lepsze, darmowa.
Wieczór spędziliśmy z resztą ekipy (plus nowopoznanymi Polakami, którzy też spali w tym samym miejscu co my) na dachowym tarasie naszego hostelu.

***

Dzień na Istambuł w pigułce. Nasz program nazwaliśmy pakietem klasycznym - obejmuje dokładnie to, co w tym mieście zobaczyć trzeba (i najbardziej warto). Na pierwszy ogień poszedł piękny i ogromny pałac Topkapi.
Mieliśmy dość sporego pecha do pogody - w tym kraju wiecznych upałów i słońca lało jak z cebra. Dosłownie. Jedynym pocieszeniem było to, że zwiedzanie pałacu zajmuje z pół dnia, więc mieliśmy nadzieję, że do tego czasu się wypada. Trochę mniej optymistyczne było to, że nie tylko my mieliśmy taki plan - to, że w pałacu były tłumy, to mało powiedziane;) Do tego, między kolejnymi elementami trzeba było przebiegać bez osłony dachu, więc i tak trochę zmokliśmy.
Mimo ponurej aury, pałac bardzo nam się podobał. Czuć wielkie bogactwo, potęgę i wpływy Imperium. Od architektury pałacu, zdobienia po wystawione eksponaty, wszystko to podkreśla. Co zyskało nasze uznanie - w pałacowym muzeum jest wystawione właśnie nie wszystko, co tylko posiadają, a pojedyncze elementy, dzięki czemu oglądaliśmy wszystko (nawet tacy laicy jak my) z wielkim zainteresowaniem. Najbardziej podobała nam się piękna, przestronna biblioteka, gdzie naprawdę miało się szaloną ochotę usiąść i poczytać (i jakby jeszcze ktoś podał tradycyjnej, tureckiej, jabłkowej herbaty...). Byliśmy też w salach poświęconym świętym relikwiom. Czego tam nie było! Od pokruszonego zęba proroka Mahometa, jego płaszcz, fragmenty brody po relikwie jeszcze mniej wiarygodne, jak np. laska Mojżesza czy turban Józefa (tego wrzuconego do studni przez braci).
Byliśmy też w haremie, który podobał nam się jeszcze bardziej niż reszta pałacu - zdecydowanie bardziej przybliżał realne życie na dworze sułtana. Który, wbrew miejskim legendom, mógł mieć tylko 4 żony (ale ok, kochanek mógł mieć ile bądź). Do tego cała hierarchia w haremie była bardzo ściśle ustalona - głową była matka sułtana, która aprobowała, albo i nie, 'awanse' kobiet na kolejne poziomy struktury. Tylko od jej widzimisię zależało, czy dana kobieta będzie mieć szanse zobaczenia w ogóle władcy. I rzecz jasna, gdy dana kobieta (oczywiście ta z górnych poziomów hierarchii) zaszła w ciążę z sułtanem, jej pozycja automatycznie rosła. Do tego, o tym który z synów będzie następcą tronu nie decydowała kolejność ich urodzenia, ale wybór ojca - sułtana, który sam wybierał najlepszego jego zdaniem kandydata. No, więc każda z żon chciała, aby to jej dziecię dostąpiło tego zaszczytu - stawała się wtedy drugą najważniejszą osobą w państwie - Mamusią Cesarza:) (za tym, wbrew pozorom, szła ogromna władza i pozycja w państwie!). Często zdarzało się, że nowo wybrany sułtan, po dojściu do władzy mordował wszystkich swoich przyrodnich braci i ich żony, tak aby nikt nie mógł mu zagrozić. Niełatwe czasy.
Dalszym punktem naszego programu była monumentalna Hagia Sofia. Stoi ona na przeciwko Błękitnego Meczetu, zbudowanego po to, aby ją przyćmić. I ciężko zdecydować co z zewnątrz wygląda lepiej. Ale jak chodzi o wnętrze, do Aya Sofia nie ma sobie równych - to zdecydowanie najpiękniejszy kościół, jaki widziałam w życiu. Gdy jeszcze uświadomiliśmy sobie, że została zbudowana w rekordowo krótkim czasie (5 lat!) i to w VI wieku, to nie chciało nam się wierzyć. Jest ogromna, piękna i przy tym delikatna (widać to zwłaszcza przy porównaniu filarów podtrzymujących konstrukcję Hagii Sofii i Błękitnego Meczetu). Wybudowana na potężnych zbiornikach wodnych przez wieki unikała zniszczenia podczas trzęsień ziemi, co na tym terenach jest swoistym ewenementem. Zniszczona i zbezczeszczona została wcale nie przez muzułmanów, ale przez chrześcijan podczas IV krucjaty! Podczas podboju Konstantynopola przez Imperium Osmańskie, świątynia została zamieniona przez meczet, ale (co świadczy o naprawdę wysokiej kulturze imperium) chrześcijańskie elementy kościoła nie zostały zniszczone! Mało tego, medaliony z hasłami koranicznymi są przywieszone na specjalnych medalionach, tak, aby nie uszkodzić ścian i mozaik. Tak więc Turcy bardzo podkreślają, że wszelkie zniszczenia Hagii Sofii były spowodowane przez chrześcijan. Świątyni przybyły minarety, minbar i mihrab oraz kompleks grobowców, łaźni i innych niezbędnych muzułmanom elementów. Mimo to bardzo, bardzo czuć, że to świątynia chrześcijańska, a nie muzułmańska. Dziś jest to muzeum.
Po takiej dawce pokarmu intelektualnego musieliśmy coś zjeść. Wybór padł na tradycyjnego tureckiego kebaba (czyli tak naprawdę kurczaka z ryżem). Właściciel knajpki zabawiał nas rozmową na temat koszykówki, której Turcy są wielkimi fanami (bo mają świetną drużynę:)).
Ostatnim, wieczornym punktem programu były cysterny bazyliki. Jest to olbrzymia, podziemna sala zbudowana w czasach bizantyjskich po to, aby trzymać wodę dla miasta na wypadek oblężenia. Było takich w mieście wiele, a ta jest największa. W czasach osmańskich została zapomniana i podupadła. Jakiś czas temu odkryto ją na nowo i odrestaurowano. Tak więc w dalszym ciągu jest tam woda, pływają ryby (aby woda się nie 'zastała'), a strop podparty jest starożytnymi kolumnami, pięknie oświetlonymi. Do tego kolumny nie są takie same - bizantyjczycy zwozili gotowe z różnych terenów podbitych przez siebie. Całość wygląda magicznie.

***

Drugi dzień pakietu klasycznego. Na pierwszy ogień poszedł Błękitny Meczet. Podziwiamy niezłe zorganizowanie służb porządkowych - meczet jest wyposażony w chusty dla zwiedzających kobiet, całość mimo ogromu turystycznego nawału idzie bardzo sprawnie, więc po nie tak strasznie długim oczekiwaniu dostajemy się na boso do środka. Budowla, tak jak i z zewnątrz, tak i we wewnątrz zachwyca. Minusem jest tylko masa turystów skupiona na małej części świątyni. Ale da się przeżyć, wszak wierni, którzy chcą tam się modlić mają jeszcze gorzej:D
Polacy, których poznaliśmy w hostelu polecali nam rejs po Bosforze, co też postanowiliśmy urzeczywistnić. Na szczęście wiedzieliśmy ile powinniśmy zapłacić (10 lirów), więc udało nam się uniknąć losu innych nieświadomych turystów, którzy płacili nawet i po dwa razy więcej niż my. Co prawda zapewnienia rejsowego 'naganiacza' (mają tam naganiaczy do wszystkiego - od knajpek na rejsach skończywszy) o tym, że ma już skompletowaną grupę czekającą na statku i że już zaraz ruszamy, to była jedna wielka ściema, nie mniej jednak za jakieś 30, 40 minut ruszyliśmy. Rejs trwa ok. 1,5 h i płynie się najpierw wzdłuż brzegu europejskiego, a następnie wzdłuż azjatyckiego. Dość blisko, więc można dokładnie przyjrzeć się różnicom w architekturach obu części miasta (różnice nie są może bardzo wyraźne, ale da się je wyłapać). No i widzieliśmy delfiny!
Gdy wróciliśmy suchą stopą na brzeg, było już późne popołudnie i byliśmy bardzo głodni. Podobno gdzieś w pobliżu miała być dobra jadłodajnia rybna, ale ponieważ kompletnie nie umieliśmy jej znaleźć, zaczęliśmy szukać czegokolwiek co wyglądałoby nieźle. Niestety w tych okolicach nie było to takie proste, więc byliśmy (a zwłaszcza męska część wyprawy) coraz bardziej poirytowani. W końcu udało nam się znaleźć bardzo przyjemną knajpkę, gdzie spróbowaliśmy polecanego nam specjału - kebabu z Adany (który rzecz jasna najlepszy jest w Adanie, ale tu też był niczego sobie:)).
Potem się podzieliliśmy (na dwie czwórki: my + Blondasy, Basia + Paweł + Pająki), umawiając się na spotkanie wieczorem w dzielnicy Taksim (tej, którą pierwszego dnia zwiedzaliśmy z Vulcanem). Nasza grupa marzyła o kawie, której nie można było o dziwo nigdzie w okolicy dostać! Zrezygnowawszy z kawowych marzeń ruszyliśmy więc na słynny bazar. Po drodze dostrzegliśmy meczet ledwo widoczny między wąskimi uliczkami. Jako że bardzo nam zależało na tym, żeby zobaczyć 'zwykły' meczet, czyli nie oblegany przez turystów, gdzie przychodzą normalni Turcy, postanowiliśmy rzecz jasna do niego wejść. Nie było to takie łatwe, bo meczet znajduje się na 'podium', czyli jakby na piętrze, a schody nań prowadzące są niemal schowane w gęstwinie sklepików i straganów. W końcu jednak z pomocą miejscowych udało nam się je zlokalizować. Byliśmy strasznie z siebie dumni, gdy wspinaliśmy się na schody prowadzące do meczetu. Ku naszej rozpaczy okazało się, że jest to niezłe centrum turystyczne:) Chusty dla zwiedzających, kolorowe wyświetlacze z informacjami turystycznymi i nawet Japończycy - wszystko tam było! A gdyby ktoś chciał sprawdzić co to za miejsce - był to meczet Rustema Paszy.
Później ruszyliśmy do kilku sklepów i na bazar, gdzie nawet udało nam się trochę potargować;)
Gdy nadszedł wieczór pojechaliśmy na Taksim, gdzie na próżno czekaliśmy na resztę ekipy, więc sami przeszliśmy się po jednej z najważniejszych arterii Stambułu - ulicy Istiklal. Tam dopiero czuć, że to miasto żyje. Jedna demonstracja idzie w lewo, druga w prawo, zaraz potem banda kibiców, jakiś strajk, japońska wycieczka, banda nastolatków... Kocioł!
Wróciliśmy na piechotę, mijając grekokatolicki kościół św. Trójcy (Aya Triada), Starbucks, przy którym Blondyna dostała napadu radości, uniwersytet stambulski, katolicki kościół św. Antoniego, wieżę Galata i masę, masę sklepów.

***

Ostatnie pół dnia w Istambule. Strasznie szkoda było nam żegnać się z tym miastem. Znów się rozdzieliliśmy (te same grupy co wczoraj), ze względu na odmienne środki transportu - Blondasy postanowiły razem z nami zakosztować uroków tureckiego stopa! Tak więc z rana zdążyliśmy jeszcze przed wykwaterowaniem z hostelu zobaczyć pobliski grobowiec ostatnich sułtanów (nie obyło się bez okrycia głów i nóg) oraz mały meczet Firuz Aga. No a potem nie było rady - ostatnia turecka kawa i ruszyliśmy na obwodnicę...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (12)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
mirka66
mirka66 - 2011-11-15 19:27
Piekne miejsca i zdjecia.Pozazdroscic.
 
rav
rav - 2013-12-15 16:41
Istambuł skompresowany - aż trudno uwierzyć, że można jeszcze bardziej :)
 
marianka
marianka - 2013-12-15 16:49
Hih, z Twoich opowieści wynika, że owszem;)
 
 
marianka
Marianka
zwiedziła 37.5% świata (75 państw)
Zasoby: 673 wpisy673 3883 komentarze3883 12828 zdjęć12828 25 plików multimedialnych25
 
Moje podróżewięcej
31.12.2021 - 01.01.2024
 
 
31.03.2016 - 26.07.2023