Geoblog.pl    marianka    Podróże    Za Kaukazem    Plebiscyt na najgorszy nocleg
Zwiń mapę
2010
10
wrz

Plebiscyt na najgorszy nocleg

 
Turcja
Turcja, Bolu
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2712 km
 
Dojechaliśmy busem do Nevsehir, w którym zamierzaliśmy zacząć łapać stopa.
Było jakoś koło 14, ale nie spieszyło nam się zbyt - w Istambule byliśmy z resztą umówieni dopiero na wieczór następnego dnia. Zrobiliśmy więc zakupy żywnościowe (chociaż i tak podejrzewaliśmy, że zostaniemy solidnie nakarmieni jadąc stopem:)), których cześć zjedliśmy od razu korzystając z przyjemnych stoliczków restauracji zamkniętej z powodu Bayramu:)
Potem nie spiesząc się zupełnie przespacerowaliśmy się po wielkiej plątaninie autostrad i różnych zjazdów, aby trafić na właściwy. Nawet jeszcze nie zdążyliśmy zaaklimatyzować się na nowej drodze, nie mówiąc już o machaniu, gdy zatrzymało się pierwsze auto. Jego kierowca, dość sympatyczny, ale sprawiający wrażenie nieco zagubionego mówił coś o Kayseri (mimo, że jechał w drugą stronę - na Ankarę;)), więc mu podziękowaliśmy. Chwilę później usłyszeliśmy klakson i ujrzeliśmy jak nam z drugiej stronie drogi (tej, której powinien był jechać na Kayseri). Ku naszemu absolutnemu zdziwieniu 2 minuty później ten sam facet zatrzymał się przed nami na naszej stronie drogi. Chwilę czasu zajęło nam dogadanie się (rzecz jasna nie było żadnego języka, który znałyby dwie strony), ale okazało się, że jedzie jednak do Ankary. Trochę wydawało nam się to dziwne, ale wsiedliśmy do jego, całkiem niezłego auta.
Facet był niesamowity. Był niesamowicie zagubiony i niezorientowany, a przy tym bardzo pedantyczny. Zanim więc na dobre wyjechaliśmy z miasta, pytał się jeszcze paru osób o trasę na Ankarę (co, swoją drogą nas uspokoiło po tych jego zawracaniach - wyglądało na to, że kompletnie nie wie, gdzie ma jechać). Przy tym wszystkim był ogromnie sympatycznym i dobrym człowiekiem. Aż nam było go trochę żal:) Czasem miałam wrażenie, że to człowiek wyjęty wręcz z któregoś z filmów Jarmuscha. Idealnie nadawałby się na takiego bohatera:)
Nasz kierowca nie pomny naszych tłumaczeń zamiast wysadzić nas na obwodnicy Ankary wwiózł nas do miasta. Dla nas było to fatalnym rozwiązaniem, bo wydostawanie się z nawet niewielkiego miasta jest problemem, o stolicy olbrzymiego państwa już nie wspominając. W końcu jednak chyba zrozumiał o co nam chodzi i 5 pytań o drogę dalej pędziliśmy w kierunku obwodnicy po drugiej stornie miasta. Facet był tak miły, że nie dość, że nas zawiózł na samą obwodnicę, to jeszcze pojechał z nami jakieś 50 km za miasto! Wysadził nas dokładnie przy rozjeździe ekspresówki i autostrady na Istambuł, zapytał się kogoś o drogę, przypomniał nam, że na autostradzie obowiązuje zakaz ruchu pieszych i odjechał. Niesamowity człowiek.
My oczywiście mając do wyboru autostradę albo ekspresówkę, rzecz jasna nie pomni wytycznych naszego prawożądnego dobroczyńcy ruszyliśmy na autostradę. I kolejny raz mieliśmy nieprawdopodobne szczęście - gdy maszerowaliśmy sobie po zjeździe na autostradę, niewielki tir (a właściwie laweta do ściągania aut) przed nami zaczął się cofać, skutecznie blokując ruch na tym wąskim pasku drogi. Okazało się, że jego młody kierowca dostrzegł nas kątem oka, postanowił się zatrzymać sam z siebie, a że już nas wyprzedził, więc cofnął się, żebyśmy nie musieli biec. Turcy są niesamowici:)
Szybko zaprzyjaźniliśmy się z kierowcą lawety, który był niewiele starszy od nas i bardzo sympatyczny i ciepły. Jechał do Bolu, które jest na drodze do Istambułu, już całkiem blisko. Miał tam spać. Dla nas była to świetna sytuacja - postanowiliśmy też spać gdzieś w okolicach Bolu, tak, żeby w Istambule być koło południa następnego dnia, a nie dziś w nocy.
Po drodze, na jednym z przystanków przeżyliśmy pierwszą interwencję policji:) Otóż nasz kierowca poszedł na stację za potrzebą, zostawiając nas przy zaparkowanym aucie. Było już ciemno. Aha, zapomniałam napisać, że nasze plecaki leżały zupełnie nie przywiązane, jeden na drugim, na lawecie z tyłu. Podczas jazdy ciągle się odwracaliśmy, żeby sprawdzić czy aby nie spadają, co strasznie śmieszyło naszego kierowcę. Na postoju Rafał chciał sobie wyciągnąć polar, zaczęliśmy więc grzebać w plecakach. Gdy tak oddawaliśmy się temu zajęciu, podszedł do nas przyjemny pan w średnim wieku i coś powiedział po turecku. Rzecz jasna nic nie zrozumieliśmy, ale chcąc podtrzymać konwersację odpowiedzieliśmy 'Biz Polonya' (czyli dosłownie 'My Polska'). W oczach naszego rozmówcy ukazał się błysk zrozumienia (no dobra, trochę naciągam - było tak ciemno, że za bardzo nie widzieliśmy jego oczu, chodzi bardziej o to, że dzięki temu przestawiliśmy się na tryb migowy wspomagany nielicznymi angielskimi zwrotami:)). Przedstawiliśmy się więc sobie, my pokazaliśmy, że jedziemy stopem z Kapadocji do Istambułu i że jesteśmy studentami. Nasz nowy znajomy w rewanżu pokazał za to swoją legitymację służbową, okazało się, że jest policjantem. Bardzo miło nam się rozmawiało/gestykulowało, dopóki nie wrócił kierowca lawety, z którym pojechaliśmy dalej w mroczną dal. Dopiero wtedy uświadomiliśmy sobie, że musieliśmy nieźle podejrzanie wyglądać grzebiąc w tych plecakach przy cudzym aucie. Chwała skutecznej, tureckiej policji:)
W między czasie dostaliśmy smsa od naszych przyjaciół. Strasznie nam się chciało śmiać, bo owi przeciwnicy stopa pytali się nas jak tam sytuacja na drogach, bo... z powodu Bayram nie da się kupić biletów na pociąg ani autobus! Mając się do wyboru utknięcie w Kayseri, rozważali podróż stopem. Byłoby to niezłe rozwiązanie, z tym, że robiło się już późnawo, mogliby mieć problemy ze złapaniem czegokolwiek. Potem się okazało, że jednak udało im się kupić bilety na autobus. Środek lokomocji niestety droższy i mniej wygodny od pociągu, za to jadący dużo szybciej. W Istambule w końcu byli nawet przed nami!
My tymczasem w wesołej kompanii dotarliśmy już późnym wieczorem do Bolu. Nasz nowy przyjaciel zatrzymał się na jednym z zajazdów, gdzie firma, w której pracował miała baraki dla kierowców. Był tam też parking dla tirów, a kawałek dalej stacja benzynowa i duża knajpka dla przejeżdżających autobusów wycieczkowych. Parkingowy wskazał nam miejsce, gdzie mogliśmy rozbić nasz namiot. W sumie dość bezpiecznie, bo... między tirami (które osłaniały nas od ludzi). Ale za to na twardym asfalcie, poplamionym olejem silnikowym, przy jakiejś skarpie, która służyła jako wysypisko śmieci. Odlot. Zasypiając zastanawialiśmy się, czy kiedykolwiek któreś z nas spało w namiocie w mniej przyjemnym miejscu. Chyba nie.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
WK
WK - 2011-07-30 13:50
Spałem na wysypisku śmieci w Andorra la Vella w IX 1987. Trafiliśmy tam po ciemku było to jedyne w miarę płaskie miejsce. Rano okazało się wysypiskiem.
 
marianka
marianka - 2011-07-30 13:54
Niniejszym, drogi WK, przyznaję Wam miejsce pierwsze;)
 
 
marianka
Marianka
zwiedziła 37.5% świata (75 państw)
Zasoby: 673 wpisy673 3883 komentarze3883 12828 zdjęć12828 25 plików multimedialnych25
 
Moje podróżewięcej
31.12.2021 - 01.01.2024
 
 
31.03.2016 - 26.07.2023