Geoblog.pl    marianka    Podróże    Za Kaukazem    Dwa dni w Tbilisi
Zwiń mapę
2010
02
wrz

Dwa dni w Tbilisi

 
Gruzja
Gruzja, Tbilisi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1080 km
 
Odkad przyjechala Magda, nasza wyprawa nabrala tempa - ledwo wysiadla z samolotu juz nas poinformowala, co tez koniecznie musimy zwiedzic oraz ze mamy na to wszystko bardzo malo czasu;)

Dlatego tez od rana zaczelismy maraton po Tbilisi. Poniewaz szef za sniadanie uznaje tylko ciastka (w przeciwienstwie do naszych zoladkow), a nam taniej jest jesc np chaczapuri w miescie niz normalne sniadania (oto realia kaukaskich cen:)), dzien zaczelismy od takiego wlasnie sniadania w barowej knajpce.

Nastepnym punktem (nasz czlowiek odpowiedzialny za Gruzje, Basia, miala caly plan chodzenia po Tbilisi) byl spacer po alei Rustavelli. Tbilisi jest duzo ladniejsze, bardziej zadbane i europejskie niz Erewan, choc jednak w nocy prezentuje sie o wiele lepiej niz w dzien.Moze dlatego, ze w dzien temperatury sa zabojcze!

Przy alei Rustavellı dlugo poszukiwalismy muzeum Gruzji,ktore jak sie okazalo od dobrych paru lat jest w remoncie i jest nie czynne dla zwiedzajacych. Po tym srednim wstepie 'zaliczylismy' kosciol sw. Dawida, gdzie najbardziej podobala nam sie legenda o chrzescijance (z pierwszych wiekow chrzescijanstwa), ktora bedac w nieslubnej ciazy twierdzila ze ojcem jest ow sw. Dawid (ktory jak na swietego przystalo oczywiscie byl niewinny w tej kwestii). Gdy ten sie wyparl ojcostwa, klamczucha urodzila czarny kamien, ktory stal sie kamieniem wegielnym zwiedzanego przez nas kosciola! Te legendy sa niesamowite:D

W tych upalach odwiedzilismy bazylike Anczischatyjska, gdzıe akurat odbywal sie uroczysty chrzest malego Gruzina, a nastepnie katedre Sioni, gdzie przy akompaniamencie zapierajacych dech w piersiach spiewow dwojka ludzi brala slub. Oba koscioly bardzo piekne i stare, chociaz po ormianskich monastyrach nie robia az takiego wrazenia. Chlopcy mogli tylko zagladac do srodka, bo jak wspominalam, tu bardzo pilnuje sie ubioru zwiedzajacych.

Tuz obok znajduje sie slynna uliczka pelna kafejek, wiec skoczylismy na kawe do jednej z nich, nie mogac nacieszyc sie klimatyzacja. Po tej przyjemnej przerwie postanowilismy zobaczyc najslynniejszy kosciol w Tbilisi, katedre Matki Boskiej Metechskiej. Bylismy tez w Muzeum Sztuki, ktore niestety bylo fa-tal-ne! Dostepne byly trzy wystawy: o Zydach, o Litwie i o sztuce orientu. Trzecia z nich dla Polakow z Krakowa bylaby wzglednie najciekawsza, gdyby nie to, ze wszystkıe byly koszmarnie chaotyczne, pobiezne i biedne. Mielismy wrazenie jakby ktos na sile pozbieral to, co bylo i umiescil po wspolnym szyldem w jednej sali.

Glownym punktem popoludnia byl odbior rzeczy z pralni. Co prawda musielismy przejsc w tym celu kawal drogi, ale gdy tylko poczulismy zapach swiezo upranych naszych ubran, wiedzielismy, ze bylo warto:)

Dzien sie nie liczy bez obiadu, wieczorem zaczelismy szukac wiec jakiegos miejsca, ktore spelnialoby dwa warunki: ma menu w jezyku angielskim (albo chociaz translacje gruzinskich krzaczkow na alfabet lacinski), a ceny sa na rozsadnym poziomie. Jak zwykle szlo ciezko, w kazdym razie skonczylismy w bardzo przyjemnej tawernie, ktora szybko okazala sie miejscem trudniejszym do zniesienia - bylismy poczatkowo jedynymi goscmi, wiec aby nas uhonorowac zaczeto wykonywac muzyke live. Cala obsluga knajpki byla zachwycona i nakrecala 'koncert' telefonamı, a my mielismy serdecznie dosc:) Za to jedzenie bylo calkiem dobre - probowalismy lobiani (rodzaj chaczapuri z fasola zamiast sera), kinkali (specjalne gruzinskie pierozki w ksztalcie sakiewek faszerowane np. miesem albo ziemniakami, ktore je sie rekami) oraz gruzinskich zup.
Niestety w kazdej knajpce do tej pory bylismy okantowani na jakas kwote. Nie byly to duze pieniadze, ale jednak. Niestety, jak sie pozniej okazalo, jest to proceder w Gruzji dosc powszechny.

Do domu wrocilismy kolo 22, akurat zeby pozegnac sie z Szefem i Samem, ktorzy wracali do Armenii. Szef oczywıisciezapewnial nas, ze mozemy siedziec w jego office jak dlugo chcemy, bo poki on chce zeby ktos tu byl, to ten ktos tu bedzie:) To strasznie mile ı co by tu nie mowic,ogromnie nam ulatwıa pobyt w Tbilisi, ale smutno nam, ze odjezdza.


****


Dzien drugi przeznaczylismy przed poludniem na wyprawe do Mcchety, dawnej stolicy Gruzji (byla nia do V w.n.e). Jest to obowiazkowy punkt zwiedzania w Gruzji, dla jej mieszkancow bedacy czyms w rodzaju naszego Wawelu. Pojechalismy tam marszrutka, ktora o dziwo miala miejscowki! Na miejscu jako sniadania, sprobowalismy lobio, tradycyjnej gruzinskiej potrawy z fasolı (cos a la tlusta zupa z fasolı z kolendra, ktora tu dodaje sie do wszystkiego), ktorej ponoc trzeba sprobowac wlasnie w Mcchecie. No coz, nie podbila ona naszych podniebien.

Nastepnie poszlismy do glownej katedry, bedacej miejscem slubow, koronacji ı pogrzebow gruzinskich krolow. Katedra welokrotnie rzecz jasna burzona przez najezdzcow, zawsze byla odbudowywana i robi duze wrazenie. Jest przepiekna, przestrzenna, a ogromna ikona z Bogiem znajdujaca sie nad oltarzem sprawia, ze czlowiek czuje sie malutki.,

Przeszlismy sie uliczkamı miasteczka, bardzo ladnymi i zadbanymi. Kusilo nas, zeby pozrywac rosnace wszedzie figi i granaty:)

Widzielismy jeszcze ruiny starego kosciolka,niestety ogrodzone jako teren prywatny, oraz kosciol Samtwelo. Bardzo ladny, ale podobnie jak katedry w Tbilisi, po monastyrach nie robi az takiego wrazenia.

Wracalismy do Tbilisi w samo poludnie bardzo zatloczona marszruta, wiec wrazen chyba nie musze opisywac:) Gdy dotarlismy do centrum i znalezlismy piekarnie z buleczkami,bylismy bardzo szczesliwi.

Dalsza czesc dnia, to ciag dalszy zwiedzania stolicy. Najpierw ruiny twierdzy na wzgorzu, gdzie wspinalismy sie kretymi schodkami bez zabezpieczen na szczyt (nawet Magdalena z lekiem wysokosci dolaczyla do nas:D). Z gory dojrzelismy charakterystyczne,niebieskie 'cebule' wystajace z ziemi u podnoza twierdzy, do ktorych potem zeszlismy. Sa to Carskie Banie - dawne laznie (wciaz dzialajace!) miejskie, pochodzace jeszcze z czasow ıslamskiej okupacji. Sa czadowe!

Nasze zoladki czuly sie zaglodzone, wiec kolejny raz chyba z 40 minut szukalismy miejsca, gdzie daloby sie cos zjesc. W koncu trafilismy do czegos w rodzaju fast foodu sprzedajacego, a jakze, chaczapurı:). Nie jest to zla potrawa, ale jest tak koszmarnie sycaca, ze nıe bylismy sie w stanie ruszac. Czulismy sie tak ociezali, ze naszym jednym celem stalo sie znalezienie jakiegos chlodnego miesjca, gdzie moglibysmy spokojnie umrzec;) Dlatego tez odwiedzilismy wczorajsza kawiarnie, gdzie na wygodnych sofach w chlodzie powoli dochodzilismy do siebie po obzarstwie:) Kelnerzy tam musieli miec z nas niezly ubaw.

Tbilisi to miasto polozone nad rzeka Kura, dlatego tez oczywiscie ma wiele mostow. Jeden z nich cieszy sie szczegolnymi wzgledami u wszystkich. Lezy on tuz pod rezydencja prezydenta, jest zbudowany bardzo niedawno (nawet jeszcze nie da sie przejsc calym) i z racji swojego wygladu pzez Gruzinow nazywany jest podpaska:D Nie da sie go nie zauwazyc. Oczywiscie poszlismy sie nim przejsc:)

Pozniejszym popoludniem postanowilismy pojsc na slynny bazar. Gdy tam doszlismy okazalo sie, ze to, ze w przewodniku sprzed dwoch lat jest napisane, ze jest obecnie w remoncie, to nie znaczy, ze ow remont sie skonczyl. Nie ma jednak tego zlego,co by nie wyszlo na dobre, wiec korzystajac z tego, ze jestesmy blısko dworca, poszlismy kupic bilety na jutro. Nie bylo to latwe zadanie. Dworzec w prawdzie jest bardzo przyjemny, lepszy niz w niejednym duzym europejskm miescie, ale to co sie tam dzieje, przechodzi ludzkie pojecie. Aby kupic glupi bilet, trzeba w ekspresowym tempie nauczyc sie torowac sobie droge lokciamı i biodrami, dzialajac w grupie razem trzymac raz wywalczone pozycje i glosniej krzyczec. Ale i tak nie mielismy szans. W koncu, po strasznie dlugim czasie, gdy juz nikogo prawie nie bylo, zostalismy obsluzeni. Najlepsze bylo to, ze potem w domu Basia zorientowala sie, ze jednak wczesniej jedziemy do calkiem innego miasta, a bilety musimy oddac:D

Wieczorem siedlismy jeszcze na chwile na piwo/wino, aby uczcic nasz ostatni dzien w Tbilisi, a potem ponad godzine czekalismy na autobus do domu. Jutro opuszczamy stolice Gruzji.

*******

Zdjecia Magdy i Tomka.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (9)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
\/it
\/it - 2013-01-05 12:32
Współczuję Autorce języka, bo tego tekstu wprost nie da się czytać! Kłuje w oczy ciągłe narzekanie, można wręcz odnieść wrażenie, że cały wyjazd był nieudany- a to za ciepło, drogo, sycąco, tanio... Może lepiej, ku uciesze ogołu, lepiej zostać w domu?
 
marianka
marianka - 2013-01-06 21:52
Bardzo przykro czytać mi tak ostre słowa pod moim adresem.

Rzeczywiście, te teksty nie są dopracowane, ale w większości były pisane na szybko z losowym kaukaskich kafejek, tak aby rodzina i bliscy w miarę wiedzieli co się u nas dzieje.

Może w takim razie moje późniejsze, bardziej dopracowane wpisy bardziej Cię zadowolą?
 
 
marianka
Marianka
zwiedziła 37.5% świata (75 państw)
Zasoby: 673 wpisy673 3883 komentarze3883 12828 zdjęć12828 25 plików multimedialnych25
 
Moje podróżewięcej
31.12.2021 - 01.01.2024
 
 
31.03.2016 - 26.07.2023