Geoblog.pl    marianka    Podróże    Za Kaukazem    To miejsce, ten czas
Zwiń mapę
2010
27
sie

To miejsce, ten czas

 
Armenia
Armenia, Haghpat
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 562 km
 
Rano obudzil nas juz zapach sniadania (ktorego pore moglismy sobie dowolnie wybrac). Mimo, ze byla to 10 rano, to po wczorajszych dlugich rozmowach (ja, T+ R, bo B + P poszli spac wczesniej) nie chcialo nam sie zupelnie wstawac. Jednak bylo warto: na stole czekaly na nas swiezo upieczone racuchy, domowe dzemiki i szeroko pojety szwedzki stol. Zaczelismy robic zaklady ile zaplacimy, bo na samo jedzenie, wlasciciele pensjonatu musieli wydac wiecej niz 13 zl! No i sie okazalo chwile pozniej, ze sie nie pomylilismy, bo policzono od nas po... 130 zl za osobe. Jakos to przelknelismy, choc byla to spora wyrwa dla naszego wyprawowego budzetu.
Caly wczorajszy wieczor i noc lal deszcz, wiec mielismy sporo szczescia, ze przestal jak tylko sie spakowalismy i bylismy gotowi do wyjscia. Przeszlismy sie po Dilijanie, starej uzdrowiskowej miejscowosci, troche na wyrost zwanej 'mala Praga'. Zaliczylismy smieszny 'tourist office', gdzie dumny pan poradzil nam gdzie sie przejsc. Tak tez zrobilismy, a potem wizyte w tym miasteczku zakonczylismy w bardzo przyjemnej kafejce na pysznej ormianskiej kawie (przyzwyczailismy sie juz do tych malych, czarnych, slodkich kaw). Kolo nas siedziala hiszpanska rodzina z ormianska przewodniczka, z ktorymi chwile pogadalismy. Gdy juz mielismy wychodzic, ponownie zadzialal nas wloczegowy urok, bo ci mili ludzie zaczeli nas (tak, dla odmiany...) dokarmiac:D Tak wiec uzupelnilismy nasza liste potraw ormianskich do sprobowania o kjufte (czyli idealnie, aromatycznie doprawione pulpeciki miesne) i kedajif czyli deserowe ciastka.

Przed nami ostatni punkt naszej ormianskiej czesci wyprawy - przygraniczne monastyry Sanahin i Haghpat, jedne z najbardziej urokliwych w kraju. Stopa lapalismy jeszcze w miescie, wiec szlo nam dosc opornie (choc jak zwykle Basi i Pawlowi udalo sie wczesniej:)). W koncu jednak wzieli nas mini busikiem Niemka z przyjacielem Ormianinem. Okazalo sie, ze jej niemiecka parafia od kilku lat wspolpracuje z Ormianami w miescie Wanadzor (przez ktore przejezdzalismy) i m.in. buduja tam osrodek dla ormianskich sierot, ktore po ukonczeniu 18stu lat i opuszczeniu domu dziecka nie maja zawodu i perspektyw na dobre zycie (ktore wlasnie ma dac im ten osrodek:)). Chociaz wydawalo nam sie, ze jestesmy tak pelni jedzenia, ze nie przelkniemy nic wiecej, nasi kolejni znajomi znow zatrzymali sie w drodze, zeby zjesc lunch i oczywiscie nas dokarmic. Ten kraj jest niesamowity - Rafal uwaza, ze to raj na ziemi:)
W dordze do Wanadzor (gdzie nas wysadzili) mijalismy 3 rosyjskie wioski (m.in. Fioletovo:)), zamieszale przez czlonkow sekty Molokan, czyli ludzi, ktorzy w liturgii uzywaja nie wina, jak my, ale mleka:)

Wysiedlismy na drodze wylotowej do granicy z Gruzja, ktora chcielismy dotrzec do Sanahin i Haghpat, lezacych kolo miasteczka Alaverdi. No i wtedy okazalo sie, ze bylismy w perfekcyjnym miejscu o idealnym czasie. Zaczelo sie od tego, ze Rafal z przejedzenia musial zazyc kropli zoladkowych, wiec na chwile nie lapalismy stopa. Jednak nagle cos mnie tknelo i zamachalam do mijajacej nas sporej srebrnej wolgi. Kiedy ta sie zatrzymala, zobaczylismy siedzacych w niej dwoch Ormian. Tak tez poznalismy SZEFA.

Szef to czlowiek, ktoremu nalzy sıe caly wpis, poniewaz odegral on w naszej wyprawie calkiem spory epizod, ale na to jeszcze przyjdzie czas. Na razie napisze tylko, ze byli oboje bardzo mili (on i Samvel, drugi Ormianin w aucie), a do tego Karen, czyli Szef mowil troszke po angielsku, co znacznie poprawilo komfort naszej jazdy:)
Zawiezli nas nie tylko do Alaverdi, ale do razu do monastyru Sanahin, ktory jest ulokowany na gorze nad miastem, co bylo bardzo mile z ich strony. Do tego, nie poprzestali na tym, ale razem z nami zwiedzili ruiny i kupili nam swieczki do zapalenia. Sam monastyr robi niesamowite wrazenie przepiekna, przestrzenna kolumnada przed wejsciem do kosciola. Zakochalam sie w tym miejscu.

Nastepnie szef upewnil sie, ze chcemy jechac do drugiego monastyru, Haghpat, gdzie czekaja na nas nasi przyjaciele (czyli Basia i Pawel) i gdzie zamierzamy spac, po czym oboje z Samem nas tam zawiezli! Po drodze zaliczylismy krotki przystanek na chlodzenie auta (Karen pomstowal na ruskie auta:)) i juz chwie pozniej bylismy na szczycie kolejnego wzgorza, tym razem pod Haghpat. Przedstawilismy Basie i Pawla naszym kierowcom, ktorzy upewnili czy na pewno nie boimy sie tam spac (nie balismy sie), czy mamy co jesc (mielismy) i czy tam zostajemy (zostalismy). Nie pozostalo im nic innego niz odjechac, a na pozegnanie dostalismy od nich po butelce Limoncelli, autorskiej lemoniady szefa, ktora nas powalila na kolana (w sensie pozytywnym, a nie zoladkowym:)), ale o tym za pare dni:)

Haghpat to jeden z najcenniejszych zabytkow Armenii, odwiecznie rywalizujacy z sasiednim Sanahinem (od ktorego jest troche mlodszy). Spokoj i majestat bijacy z tego miejsca znow nas oczarowal.
OD pani zajmujacej sie porzadkiem i ladem tego miejsca (siedziala ona dostojnie na jednym z grobow i szydelkowala:)) uzyskalismy pozwolenie na rozbicie namiotow tuz za murami monastyru, na trawce w poblizu zabytkowego pomieszczenia gospodarczego, co tez uczynilismy. dzien zakonczylimy siedzac na schodach przy monastyrze i gapiac sie na piekny zachod slonca.

A na koniec pozwole sobie wyrazic wscieklosc na tragiczna turecka klawiature oraz fakt, ze nie moge dodac zdjec w kafejce!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (16)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
marianka
Marianka
zwiedziła 37.5% świata (75 państw)
Zasoby: 671 wpisów671 3877 komentarzy3877 12806 zdjęć12806 25 plików multimedialnych25
 
Moje podróżewięcej
31.12.2021 - 01.01.2024
 
 
31.03.2016 - 26.07.2023