Geoblog.pl    marianka    Podróże    Za Kaukazem    Ormianska goscinnosc
Zwiń mapę
2010
24
sie

Ormianska goscinnosc

 
Armenia
Armenia, Tatev
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 329 km
 
Rano obudzil nas dzwiek, ktoego ani troche sie nie spodziewalismy w tym kraju - deszcz! Na szczescie nie padalo bardzo, wiec w koncu udalo nam sie wykapac w rzece, zobaczyc pobliski wodospad (ktory jednak nie jest az tak szalowy, jak sie spodziewalismy) i w koncu zebralismy sie (chociaz byla juz 14!).
Pierwszympunktem do zobaczenia byc Zorac Karer - ormianski stonehedge. Nie do konca wiedzielismy jak tam trafic, jednak liczylismy na dobra orientacje zatrzymanych stopow. Rzecz jasna sie nie pomylilismy. Np. nasz stop (jezdzilismy: ja, Rafal i Tomek) nie dosc, ze zawiozl nas na postoj taksowek w Sisian, to jeszcze wynegocjowal cene dla Ormian, a nie turystow:)
Zorac Karer bardzo nam sie podobal. JEst mniejszy niz angielski stonehedge, ale starszy o jakies 3000 lat! W niektorych kamieniach sa wydrazone dziurki, ktore prawdopodobnie sluzyly do obserwacji gwiazd. Niesamowite.
W poblizu sa tez jasknie, pokryte petroglifami, do ktorych jednak bardzo trudno dojechac - trzeba wozu terenowego, wiec sila rzeczy musielismy z tego zrezygnowac. Dowiedzielismy sie jednak, ze sa tam rysunki sprzed 7000 lat, ktore przedstawiaja... Adama, Ewe, weza i jablon!
Tomek gadal chwile z facetami, ktorzy pilnowali Zorac Karer, ktorzy zaprosili nas na kawe! W ogole, jak wiekszosc wie, nikt z nas (poza Sabina, ale ona i KArol jezdza od wczoraj sami) nie mowi w zasadzie po rosyjsku. No, a tu bez rosyjskiego jak bez reki - jest to jedyny jezyk poza ormianskim, rzecz jasna, ktorym da sie tu dogadac. Praktycznie kazdy mowi plynnie pa ruski. Wyksztalcilismy jednak swoj wlasny dialekt polsko-ruski, ktory pozwala nam sie jako tako dogadac. Czasem kierowcy niesamowicie sie z nas smieja, gdy cos tlumaczymy, ale trzeba przyznac, ze jakos dajemy rade:) Zwlaszcza Rafal i Tomasz zapalali miloscia do tego jezyka i nawijaja tak nawet do nas. Czasem nawet sami sie nie rozumiemy:D
Drugim miejscem, ktore chcielismy dzis zobaczyc byl Tatev - monestyr w okolicach Goris, jeden z najpiekniejszych. Wyszlismy na glowna droge, aby lapac stopa i spotkalismy sie z Pajakami, ktorzy jechali juz nad Sewan!
Z Tomkiem i Rafalem dlugo nie moglismy zlapac dalszego stopa, ale w koncu zatrzymalo sie starenkie autko, w ktorym siedzial dziadek z babcia. Bylo niesamowicie ciasno (nogi mialam w jakiejs wiezionej przez nich poscieli, obojczyk mialam przycisniety przez lezacy na mnie plecak, a przy uchu darl sie glosnik z ormianskim disco polo), ale fajnie. Wysadzili nas przy drodze na Tatev. Wiedzielismy, ze jest kiepska, ale nie wiedzielismy, ze az tak - polna droga pelna kolein i blota, do tego potem bardzo kreta i stroma (jest to dobry kawal drogi, chyba z 30 km, za to co prawda obok buduje sie nowa, dobra droga, a koncowy, serpentynowy odcinek ma byc obslugiwany przez kolejke linowa).
Do tego pogoda sie zrobila srednia - mgla i chlodno. Tak czy siak, ruszlismy na piechote przed siebie.
Spotkalismy milego faceta z grabiami, ktory byl kiedys w Polsce (chociaz tu prawie kazdy byl w Polsce, albo ma kogos, kto tam jest) i serdecznie zapraszal nas na herbate. Wiedzieismy ze Basia z Pawlem czekaja na nas juz w Tatevie, wiec podziekowalismy. Pomogl nam za to zlapac stopa.

Zlapalismy stopa dzieki niemu i to nie lada stopa. Byl to gazik po brzegi zapakowany worami ze zbozem. Tzn nie calkiem po brzegi, bo udalo nam sie jeszcze tam zmiescic we trojke z plecakami. Co prawda doslownie lezelismy pod sufitem gazika, ale wazne, ze posuwalismy sie do przodu. Kierowca wraz z towarzyszem byli bardzo mili. Do tego kierowca opowiadal nam, ze ma corke, ktora mowi po angielsku i widac bylo, ze jest on z tego bardzo dumny. W ogole przypadl nam bardzo ten czlowiek do gustu - mniej wiecej w wieku srednim, dosc spracowany i mial cudowne zmarszczki ze smiechu! Gdy przejechalismy kawalek zaproponowal, zebysmy pojechali do jego wsi i pogadali z jego corka (tzn nie do konca zaproponowal - my po prostu nie do konca zrozumielismy co mowil, wiec tak wyszlo:D). Gdy dojechalismy na miejsce i wjechalismy na podworeczko przez automatyczna brame (czyt. blaszana brame obslugiwana przez pania domu) przywitala nas wspinana corka domu. Zostalismy zaproszeni na kawe/herbate, cukierki, poczestowani pysznym, soczystym melonem i lawaszem z tradycyjnym, armenskim miodem (znamy tajemnice jego smaku i konsystencji! Ormianie miksuja z miodem takze i czesc woskowych plastrow). W ogole zestaw lawasz + miod jest niesamowity - gdy czujesz, ze juz pekasz i nie jestes w staie zjesc chocby kawalka wiecej, zawsze, ale to zawsze wezmiesz jeszcze jeden.
Okazalo sie, ze corka tego roku skonczyla lingwistyke w Erewaniu i bedzie nauczycielka angielskiego w szkole we wsi. Byla przeurocza! W ogole rodzina niesamowicie goscinna - juz sam poczestunek przechodzil nasze najsmielsze oczekiwania. A gdy w rozmowie wyszlo, ze jedziemy do Tatevu, gdzie czeka na nas dwojka przyjaciol, ci kochani ludzie zaproponowali nam, ze nas zawioza, a potem cala piatke przenocuja! Mimo, ze dalismy im kase przynajmnije za benzyne, to bylo cos niesamowitego.
W kazdym razie zebralismy sie chwile pozniej i ruszylismy gazikiem z ojcem rodziny, corka - Gochar i jej kuzynka. I cale szczescie, bo zmierzchalo, a droga do Tatevu jest koszmarnie dluga i kreta. Nie wierze, ze maja zamiar ja zmodernizowac w ciagu roku.
Monastyr Tatev to jeden z najbardziej wysunietych na poludnie tutaj chrzescijanskich monastyrow. Co by tu duzo mowic, mimo tego, ze czesciowo w ruinie, jest przepiekny, majestatyczny i napawa nostalgia. Dosc szybko obeszlismy calosc, lacznie ze stromymi schodkami bez zabezpieczen, salami dawnego uniwersytetu, gdzie olbrzymie okna nie maja szyb i murami. Widzielismy tez wzgorze panny mlodej, nazwane tak dzieki legendzie - otoz podczas jednego z najazdow tureckich, Turcy opanowawszy monastyr, gdzie akurat odbywal sie slub, zaczeli zrzucac Ormian z murow w przepasc (monastyr stoi w niesamowitym miejscu - na szczycie gory, nad wyyyyyyyyyyysoka skarpa). Wsrod zrzucanych byla tez i panna mloda, ktorej szaty slubne zadzialaly jak spadochron i cudem uniknela smierci.
Wracajac nasi gospodarze zatrzymali sie przy goracych (no, najwyzej letnio-cieplych) zrodlach, gdzie wszyscy (poza kierowca i Gochar) wskoczylismy w ubraniach! Bylo juz ciemno, gdzies daleko byla burza, wiec co chwile niebo sie blyskalo, a nas nami wisial slynny most szatana - naturalny 'most' caly z jednego, wielkiego kamienia, klimat byl niesamowity.
Pozniej, cali mokrzy zostalismy zawiezieni do domu rodzinnego Gochar. Tam czekala juz na nas kolacja - pyszna ormianska kielbaska z ziemniakami, fasolka, sery, warzywa i cala masa innych rzeczy. Do tego stala butelka domowego samogonu z mirabelek, 70%wego.
Ojceic rodziny, nazwany przez nas 'prezesem' wznosil prawdziwe ormianskie toasty (na szczescie nam z Basia nie dolewal tego alkoholu, bo na serio,ledwo bylysmy w stanie tego sprobowac).
To wszystko, a przede wszystkim ich goscinnosc byla tak niesamowita, ze ciagle musielismy sie szczypac, zeby w to uwierzyc.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (9)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (4)
DODAJ KOMENTARZ
mirka66
mirka66 - 2010-09-06 14:57
Prosimy o zdjecia !!!!!!!!!!!!!!!!!!!
 
Staniek
Staniek - 2010-09-10 11:46
Tak jest! :)
 
kiclaw
kiclaw - 2010-09-23 14:25
Foto, foto, foto! :) Relacja bardzo fajna, ale brakuje obrazków :)
 
marianka
marianka - 2011-11-15 15:46
Ze sporym opóźnieniem, ale bardzo proszę, oto zdjęcia;)
 
 
marianka
Marianka
zwiedziła 37.5% świata (75 państw)
Zasoby: 673 wpisy673 3883 komentarze3883 12828 zdjęć12828 25 plików multimedialnych25
 
Moje podróżewięcej
31.12.2021 - 01.01.2024
 
 
31.03.2016 - 26.07.2023