Nastepnym punktem tego dnia bylo dotarcie do Sisian. Oczywiscie okazalo sie, ze gdy zabieralismy sie za lapanie stopa w tamtym kierunku, Pajaki pojechaly juz do Goris!
Najpierw w dol z monastyru do glownej szosy jechalismy z wesola, grecka wycieczka (i dwoma milymi wloszkami), a potem udalo nam sie zatrzymac bmwice. Za kierownica siedzial masywny facet (choc usmiechniety), a z lusterka zgodnie zwisaly piekny rzezbiony krzyzyk i lisc marihuany. Facet zawiozl nas az do miejsca, skad odchodzi boczna droga prowadzaca do Sisian (Stolicy najbardziej poludniowego regionu Armenii, Sjunik). Potem widzac nas zatrzymalo sie dwoch wojskowych, strasznie ciekawskich:) Zawiezli nas oni do samego centrum miasta, gdzie natknelismy sie na wysiadajacych wlasnie ze stopa Basie, PAwla i Tomka:) Bylismy straszie glodni, wiec postanowilismy odhaczyc kolejny punkt na naszej kulinarnej mapie Armenii i zjesc chorowac - tradycyjny ormianski szaszlyk. Byl pyszny.
Poniewaz samo Sisian jest dosc brzydkim, blokowiskowym miastem, ruszylismy na piechote w strone wodospadu Szake, gdzie planowalismy spedzic noc. Po drodze spotkalismy malzenstwo turystow z Izraela, ktorzy polecili nam co zoabczyc w okolicy. Za ich namowa poszlismy do pobliskiego zoo:D Robilo ono dosc smutne wrazenie, bo zwierzaki siedzialy w bardzo malych klatkach i np. niedzwiedz wygladal jakby od tego zglupial. Ale i tak bawilismy sie tam swietnie. Dopoki nie zobaczylismy lamy. Przypomnialo nam sie, ze te stworzenia slyna z plucia, wiec na serio, koszmarnie sie wystraszylismy:D NA paluszkach przeszlismy kolo lamy obroceni plecami (wolelismy dostac jej slina w tylki niz twarze:D). Nikt jednak nie ucierpial:)
OD razu po wyjsciu z zoo zlapalismy czadowego stopa - byla to mala ciezarowka z otwarta paka, na ktorej siedzielismy. MEga trzeslo i wialo, ale byloo czadowo! Problem w tym, ze Basia lekko przesadzila z tlumaczeniem, gdzie chcemy dojechac, wiec znalezlismy sie na skrzyzowaniu dojazdowki do Sisian i glownej drogi (a chcielismy wysiasc na drodze do wodospadu, ktora byla jakies 3 km wczesniej:)) NA szczescie udalo nam sie szybko zlapac stopa, ktory wysiadzil nas juz dobrze, wiec chwile pozniej rozbijalismy namiotu nad rzeka w miejscu idealnym na namioty. Zrobilo sie chlodno (Pajaki, ktore siedza w Goris napisaly nam, ze marzna w hotelu!). Wieczor zakonczylismy siedzac w piatke w namiocie, pijac nasze swietnie wino z Areni i jedzac mase slodyczy.