Geoblog.pl    marianka    Podróże    Za Kaukazem    Prawdziwa Armenia
Zwiń mapę
2010
23
sie

Prawdziwa Armenia

 
Armenia
Armenia, Areni
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 231 km
 
Rano postanowilismy zobaczyc wschod slonca oswietlajacy Ararat. Koszmarnie nie chcialo nam sie wylezc z naszych cieplutkich spiworkow, jednak czego sie nie robi dla pieknych wrazen:)

Pierwszy raz widzielismy Ararat nie osloniety chmurami i moglismy wreszcie docenic jego majestat. Trzeba przyznac, ta gora robi wrazenie.

Jako, ze nauczylismy sie, ze taksowkarzom nie mozna ufac, z marszrutkami roznie bywa, a z reszta transportu w tym kraju roznie bywa, postanowilismy zmienic koncepcje i przerzucic sie na stopa.

To byla najlepsza decyzja na tej wyprawie. Z perspektywy paru dni moge powiedziec, ze naprawde poznalismy dzieki temu prawdziwa Armenie. Ale po kolei.

Jezdzimy podzieleni - Pajak z Sabina, Basia z Pawlem i ja + Rafal + Tomek, w trojke. Chciaz gwoli scislosci, akurat w poniedzialek (czyli dzis), Tomek jezdzil jeszcze z Basia i Pawlem.

Plan byl taki, ze wszyscy spotykamy sie w Areni, gdzie jest winnica (ktore lezy jakies 30-40 km na poludniwy wschod). Kupilismy sobie jeszcze w Erewaniu ormianskie numery telefonow (po jednym na grupe), co jest kolejnym pomyslem godnym polecenia, zwlaszcza, ze w Armenii rozmowy sa mega tanie.

Chor Wirap lezy kawalek od glownej szosy, wiec stopa zaczelismy lapac jeszcze na wiejskiej drozce, ktora do niej dochodzila. Najpierw zlapalismy stopa Basi, Pawlowi i Tomkowi. Potem do auta wsiadl Pajak z Sabina, a na samym koncu nam z Rafalem tez udalo sie wyhaczyc czarna wolge z dwoma roslymi facetami, ktorzy podwiezli nas do glownej szosy. Nastepny zlapany byl niebieski busik, ktory zawiozl nas jakies 10 km dalej. W tym czasie okazalo sie, ze Pajaki sa juz w Norawank (to monastyr kolo Areni, ktory mielismy nastepny na liscie do zoabczenia), a grupa Basi... w Erewaniu! (potem okazalo sie, ze Basia poprosila zeby podwiezc ich do przystanku marszrutki do Areni, a ze najblizszy-startowy jest w Erewaniu, to ci uczynni Ormianie wlasnie tam ich zawiezli:D).

Znalezienie nastepnego stopa poszlo nam bardzo szybko. Byl to idol Rafala - manager ormianskiego okncernu slodyczowego. Facet byl mega, mega mily. Zatrzymal sie nawet specjalnie tylko po to, zeby kupic nam lody i wode (powiedzial, ze jest ormianinem, wiec musi nam pokazac ormianska goscinnosc)! Poczatkowo nie moglismy w to uwierzyc, ale teraz po tygodniu wiem, ze to byl tylko wstep do ormianskiej goscinnosci...

Wysadzil nas w Areni dokladnie pod wspomniana fabryka wina. Mysmy z Rafalem nie byli jednak pewni, czy to na pewno to miejsce, wiec obeszlismy cala wioske wzdluz i wszerz, aby wrocic w to samo miejsce:) Po drodze czy szosie byla masa malych, zakurzonych straganikow, gdzie znudzone baby sprzedawaly wino w butelkach po coca-coli i lemoniadzie.

Sama fabryka wina nie bylaby zbyt godna uwagi, gdyby nie fakt, ze mozna tam pojsc na darmowa degustacje. W ogole dowiedzielismy sie ze ormianskie wina byly cenione juz w czasach rzymskich i robione sa z rozmaitych owocow, od winogron po brzoskwinie. Degustacja byla swietna. W wykafelkowanej salce pan ubrany prawie w garnitur dostojnie nalewal nam kolejnych win do sprobowania. Od 16-stoletniego wytrawnego (gdy dowiedzielismy sie, ze kosztuje ono tylko 30 zl, to naprawde zalamalismy sie, ze nie mozemy go przywiezc do Polski), po slodkie owocowe. Na koniec kupilismy czerwone polslodkie dla reszty ekipy na wieczor. Szkoda, ze nie eksportuja ich do Polski.

Aby dostac sie do pobliskiego monastyru Norawank poszlismy kawalek glowna droga (opedzajac sie od propozycji taksowkarzy ze za odpowiednia oplata nas tam podwioza - jednego sie nauczylismy: w Armenii nie wolno ufac taksowkarzom). Skwar byl okropny, wiec gdy doszlismy do kretej drogi, ktora odbija do monastyru, zrobilismy sobie przerwe w cieniu. JAkas mila kobieta zaproponowala nam, zebysmy siedli sobie na ocienionej lawce. Gdy potem kupilismy sobie u niej przepyszna, mocna, gesta, slodka ormianska kawe, czulismy sie jak w raju. Strasznie dobrze nam sie tak leniwie siedzialo, az do momentu, gdy zobaczylismy, ze z marszrutki, ktora przejezdza glowna dorga wysiada Basia, PAwel i Tomek (dopiero teraz dojechali z Erewania i musieli sobie odpuscic Areni). Nie zeby z nimi sie nie siedzialo milo, ale oznaczalo to, ze najwyzszy czas probowac lapac jakis transport do monastyru. W miedzyczasie okazalo sie, ze:

- Pajaki pojechaly juz do Sisian

- czar Tomasza dziala na starsze ormianskie kobiety (wspomniana wyzej kobieta sprzedala mu te sama kawe o polowe taniej)!

Zlapalismy super stopa grupie Basi. Gdy zostalismy na drozce, zeby zlapac stopa sobie, syn tej kobiety (wspomnianej juz dwa razy:)) zapytal sie, czemu zostalismy sami i zaproponowal ze podrzuci nas swoim autem za darmo. To bylo mega mile, zwlaszcza, ze mowil po angielsku i opowiadal nam w drodze o tym, ze w dolinie, ktora jechalismy odbywaja sie zawody wspinaczkowe i cala infrastruktura jest juz tam gotowa. W ogole dolina i gory w tamtym rejonie wygladaly czadowo. Nie bez powodu Norawank (nowy monastyr) nazywany jest najbardziej fotogenicznym monastyrem Armenii. Bylo tam pieknie - nie moglismy przestac robic zdjec!



** Zdjecia moje i Tomka H.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (18)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
Kasia
Kasia - 2010-08-26 22:42
Mary! ale fantastyczne masz te wakacje, zazdroszczę! :)

pozdrawiam
(p.s. udało mi się z V :D)
 
 
marianka
Marianka
zwiedziła 37.5% świata (75 państw)
Zasoby: 673 wpisy673 3884 komentarze3884 12828 zdjęć12828 25 plików multimedialnych25
 
Moje podróżewięcej
31.12.2021 - 01.01.2024
 
 
31.03.2016 - 26.07.2023