Geoblog.pl    marianka    Podróże    Za Kaukazem    Hej, w gory!
Zwiń mapę
2010
22
sie

Hej, w gory!

 
Armenia
Armenia, Biurakan
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 127 km
 
Dzien zaczal sie dla nas bardzo wczesnie - juz o 6:30 bylismy umowieni z Misza i jego kompania, ktorzy mieli nas podwiexc pod gore Aragac. Jest to najwyzsza gora Armenii, ktora jest wygaslym wulkanem. Dlatego tez ma 4 wierzcholki usadowione dookola dawnego krateru. Naszym celem byl najnizszy (ok. 3890 m), poludniowy, jako jedyny, na ktory moglismy wejsc bez specjalnego sprzetu i przewodnika.
Pozegnalismy sie rzewnie z cudownie goscinnym Usherem i zeszlismy na dol, bo taksowki juz na nasz czekaly. Ku naszemu zdziwieniu nie bylo Miszy, za to byl nowy facet z Volkswagenem oraz drugi wczorajszy kierowca. Bylismy umowieni na dla nas i tak wygorowana cene 40 000AMD, czyli jakies 400 zl. Po upewnieniu sie, ze cena zostaje, ruszylismy w droge. Bylsimy koszmarnie spiacy, wiec czesc z nas przegapila piekny wschod slonca, ktory bylo widac zza mijanych gor. Teraz dopiero doceniamy piekno gorzystej Armenii.
Trasa na Aragac zaczyna sie spod malego jeziorka Kari Licz, przy ktorym miesci sie stacja meteorologiczna. Tam tez mieli nas dowiezc taksiarze. Droga tak jest fatalna. Raz nawet musielismy na chwile wyjsc z auta, bo nie dalo sie przejechac z ciezkimi pasazerami:) Troche zal nam bylo ich aut. Do czasu. Na gorze bowiem (dodam, ze bylo bardzo zimno, mgliscie i pusto) taksowkarze powiedzieli, ze nie mieli pojecia, ze ta dorga tak wyglada, ze kompletnie sie zmienila i ze musimy im zaplacic 600 zl! Oczywiscie to wszystko bylo wierutnym klamstwem, bo doskonale wiedzieli jak tu jest. Ale ze nie bylo tam widac nikogo innego i balismy sie, ze nie bedziemy mieli jak wrocic na dol, zgodzilismy sie.
Ruszylismy spacerkiem w gore. Trasa nie jest zbyt trduna. Jedynym problemem moze byc wysokosc - przy prawie 4000 m. idzie sie jednak troche ciezej. Strasznie zalowalismy, ze jest koszmarna mgla i nie ma widokow, na ktore bardzo liczylismy. Na szczycie zrobilismy maly piknik pod wiatrochronem, kilka zdjec i ruszylismy w dol, bo myslelismy, ze zamarzniemy:)
Idac w dol mijalismy masy ludzi, a z gory widzielismy, ze w okol jeziora zaparkowana jest masa aut, busikow i marszrutek (taksiarze wmawiali nam, ze zaden bus tam nie wjezdza). Bylismy dosc zli, wiec postanowilismy sie jezscze potargowac z naciagaczami. Ci jednak, swiadomie, badz nieswiadomie zastosowali dosc niezly psychologiczny trik - jeden z nich pojechal autem na dol po benzyne, wiec chcac nie chcac, czekajac na niego okropnie wymarzlismy. Gdy przyszlo do targowania, mimo naszej trwadej postawy i woli walki:D, zbijanie ceny szlo nam kiepsko. A gdy Pajak powiedzial, ze on pojedzie nawet za 700 zl, nie bylo juz mowy o dalszej rozmowie... Tak wiec ruszylismy w dol, do Chor Wirap - monastyru, ktory lezy po drugiej stronie Erewania.
Po drodze oczywiscie nie raz zostalismy poinformowani, ze jeszcze 130 km przed nami (mimo, ze bylo tylko 60), ale w koncu dowiezli nas tam gdzie chcielismy.
W Chor Wirap znow przywital nas upal. Zdazylismy jeszcze zobaczyc przepieknie polozony monastyr (na tle Araratu), a my z Rafalem zeszlismy nawet po chyboczacej sie drabince do 6cio metrowej studni, gdzie poganski krol przez 13 lat wiezil sw. Grzegorza (ktory jest bohaterem Armenii i wszystko, co tylko sie da nazywaja jego imieniem:)). Poniewaz bardzo lubie legendy, skoncze watek - sw. Grzegorza karmila potajemnie siostra krola, ktora byla chrzescijanka. Potem krol oszalal, albo jak kto woli, jego glowa zamienila sie w leb swiniaka, a sw. Grzegorz go uzdrowil. Krol z wdziecznosci przyjal chrzescijanstwo (a za nim caly kraj), wiec Armenia w 301 r. stala sie pierwszym chrzescijanskim krajem na swiecie.
Namioty rozbilismy przy pobliskim sklepie (za darmo), dostalismy nawet krzesla do siedzenia, na betonowym tarasiku pod dachem z trzciny, co nadalo calosci ciekawy klimat:)
Bardzo fajnie siedzialo nam sie przy zachodzacym sloncu, pijac armenskie wino z granata, ktore bylo calkiem dobre. Gdy zrobilo sie ciemno, poszlismy sie myc. Co tu duzo mowic, woda byla tylko przy stanowisku ofiarnym (tu tez, jak w Geghard czasem sklada sie ofiare ze zwierzat), wiec po kolei zakradalismy sie tam po ciemku:D Gdy sie mylismy nagle na rowninie pod kosciolem rozlegly sie dziwne dzwieki. Nie wiedzielismy czy to jakies tajemnicze spiewy, czy ptaki, okazalo sie jednak, ze byly to ... szakale:D Pierwszy raz w zyciu slyszalam cos takiego. To nie byl jednak koniec.
Potem siedzielismy sobie jeszcze z Rafalem i Tomkeim i ogladalismy gwaizdy i leniwie gadalismy. Nagle uslyszelismy szakale, czajace sie w trawach, tuz kolo naszych namiotow. Nie musze mowic jak szybko sie w nich schowalismy!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (4)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
K-traveler
K-traveler - 2010-09-29 00:16
Trochę przepłaciliście z tym taxi, cena to ok 200 zł w obie strony...
 
 
marianka
Marianka
zwiedziła 37.5% świata (75 państw)
Zasoby: 671 wpisów671 3877 komentarzy3877 12806 zdjęć12806 25 plików multimedialnych25
 
Moje podróżewięcej
31.12.2021 - 01.01.2024
 
 
31.03.2016 - 26.07.2023