Geoblog.pl    marianka    Podróże    Za Kaukazem    Dwa dni w Erewaniu
Zwiń mapę
2010
19
sie

Dwa dni w Erewaniu

 
Armenia
Armenia, Yerevan
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 16 km
 
W srode, po przyjezdzie zapadlismy w krotki, ozywczy sen, ktory pozwolil nam sie zwlec z materacow kolo 14 tuteljszego czasu i mimo koszmarnego upalu ruszyc w miasto. Co do upalu, to dosc mocno daje nam sie we znaki. Podejrzewamy, ze jednak nie jest to szczyt mozliwosci tego kraju - ludzie chodza tu zwykle w dlugich spodniach i nie wygladaja na zbyt przegrzanych.
Pierwszym naszym celem byly Kaskady, dosc promowane jako jeden z ladniejszych, widokowych punktow miasta. Rzeczywiscie, poczatkowo zapowiadalo sie niezle - Kaskady to olbrzymie schody z jasnego kamienia, przecinane klombami i oczkami wodnymi. Nieco przypominaly nam (poniewaz nad schodami goruje iglica 50-lecia radzieckiej Armenii, a jakze) swiatynie azteckie:D
Wspinanie sie w gore w tym upale bylo nielatwe. Do tego gdzies w 2/3 schody sie skonczyly, a zaczal sie... plac budowy, nie widoczny z dolu. Podobno chodzi o modernizacje Kaskad i utworzenie w nich jednego z najwiekszych muzeow sztuki nowoczesnej w Eurazji. W rzeczywistosci, mimo, ze byl to srodek dnia roboczego, na placu nie bylo zywej duszy, a co wiecej nie wygladal on, jakby od paru miesiecy dzialo sie tam cokolwiek. Tak czy siak w nadziei na piekne widoki wspielismy sie na taras pod iglica bocznymi drozkami. Nasze rozczarowanie bylo spore. Po pierwsze fatalna widocznosc sprawila, ze nie bylo szans zobaczyc Ararat. Po drugie Erewan nie nalezy do najladniejszych miast niestety, wiec panorama nie byla najciekawsza. Miasto bylo 'odmlodzone' i przebiudowane przez wladze radzieckie w latach 30-stych XX wieku, wiec zniszczono wtedy wiekszosc cennych zabytkow i swiatyn, a cale centrum przebudowano wzorujac sie na New Delhi, Canberze i miastach radzieckich. Jaki byl efekt nie musze chyba opisywac.
Korzystajac z tego, ze bylismy na gorze, postanowilismy zoabczyc pobliski Park Zwyciestwa z pomnikiem Matki Armenii. Park robi fatalne wrazenie. Jest bardzo smutny i zaniedbany, a gdzieniegdzie przebijaja sie betonowe baraczki. Mozliwe, ze na wiosne wyglada to lepiej, bo w lecie w tej temperaturze roslinnosc wyglada na uschnieta.
Po zejsciu kaskadami w dol przeszlismy sie kawalek miastem, podziwiajac m.in. opere, ktorej projekt zostal nagrodzony na wystawie swiatowej w Paryzu w roku 1936 r. Mimo dosc ciezkiej architektury dosc dobrze wpasowuje sie w klimat miasta i wyglada ladnie.
Nastepnie nadszedl czas na jeden z najwazniejszych celow wyprawy - degustacje ormianskiej kuchni. Usher polecil nam malutka knajpke, gdzie bardzo tanio mozna zjesc pyszny lawasz (tradycyjny ormianski chleb, dosc posredniego miedzy maca, a nalesnikiem) z swietnie doprawionym miesem mielonym. Lawasz podbil nasze serca. I podniebienia:)
Poniewaz czulismy sie dosc zmeczeni z powodu goraca i niewyspania, zaczelismy poszukiwania kawiarni. Co jest wspaniale tutaj, prawie wszystkie lokale, nawet male spelunki sa klimatyzowane! Usiedlismy w malej herbaciarni z tysiacem rodzajow herbat i kaw. Kazdy z nas zamowil inny rodzaj kawy, a zdecydowanie wygrala Sabina zamawiajac kawe meksykanska.
Po kolejnym spacerze po miescie dotarlismy do jego serca - placu Republiki. Dominuja na nim budynki o dosc radzieckim wygladzie, ale mimo wszystko calosc wyglada ladnie i harmonijnie. Nastepnie przeszlismy sie pod glowna katedre w Erewaniu - nowo wybudowany, najwiekszy w Armenii, kosciol sw. Gregorza Oswieciciela. Niestety byl zamkniety, ale ladnie padajace swiatlo dostarczylo nam materialu na foty.
Wieczorem bylismy umowieni z Usherem, ktory wzial nas do knajki prowadzonej przez swojego przyjaciela, zrzeszajacej miedzynarowode towarzystwo przebywajace w ormianskiej stolicy. Wieczor spedzilismy na rozmowie z wlascicielem knajpki, Ormiano-Francuzo-Libanczykiem, zapalonym podroznikiem i dosc ciekawym czlowiekiem, anarchista i dosc nietypowym podejsciu do zycia.

Na czwartek zaplanowalismy wieksze zwiedzanie. Z rana pojechalismy zatloczona marszrutka do Muzeum Ludobojstwa. Jest ono usytuowane na wzgorzu za hala koncertowa i dosc trudno niestety do niego trafic. Robi za to kolosalne wrazenie. Moze przez to, ze nitk nie patyczkowal sie z cenzura i pokazane sa nawet najbardziej drastyczne zdjecia z czasow pogromow.
Wracalismy do centrum miasta rowniez marszrutka, ledwo sie mieszczac.
Naszym problemem mimo wszystko jest (oprocz temperatury!) dostosowanie sie do tutejszego czasu. Jednak 3 h robia roznice. A wiekszosc zabytkow otwarta jest tu do 16, 17 (czyli 13, 14 naszego czasu). Do tego wszystkiego przemieszczamy sie dosc wolno, z racji przegrzania:)
W centrum na pierwszy ogien poszedl (oprocz sklepu z woda) kosciolek Kathogike. Byl on kiedys najwieksza katedra w miescie, usytuowana w centrum miasta, wybudowana pod koniec XVII wieku, po wielkim trzesieniu ziemi, ktore zniszczylo caly Erewan. W latach 30 XX w. w ramach odmladzania, mial on zostac rozebrany. Wyjatkowo jednak pozwolono ormianskim badaczom miec wglad do dokumentacji rozbiorki i nadzorowac caly proces. Po rozebraniu bocznych scian, okazalo sie, ze absyda to... malutenki, wczesnosredniowieczny kosciolek (zupelnie nienaruszony, lacznie z dachem!), ktory zostal calkowicie wchloniety przez pozniejsza katedre. Co za tym idzie, okazalo sie, ze to jedyna swiatynia, ktora przetrwala wielkie trzesienie ziemi w XVII w! Pod presja spoleczenstwa ugial sie nawet Stalin, wiec do tytulow tego kosciolka dolaczyl tez 'kosciol, ktorego nie mogl zburzyc nawet Stalin'.
Potem podeszlismy pod polska ambasade, zeby zglosic nasz pobyt tutaj, ale co tu duzo mowic - nikt nie byl tym zainteresowany:D
Powoli przeszlismy na druga storne miasta. Aaaa, w ogole dzisiejszego dnia cale miasto zyje przyjazdem Miedwiediewa (Ormianie, zwlszcza starsi sa bardzo prorosyjscy). Co chwile jezdza szalone radiowozy z megafonami, powiewa masa (naprawde masa) ormianskich i ruskich flag, a na chodnikach gromadza sie tlumy gapiow. Do tego wszedzie sa tlumy koszmarnie nudzacych sie policjantow. Wprowadza to dosc smieszny klimat.
Zobaczylismy niebieski meczet, jedyna muzulamnska swiatynie w Erewaniu, ktora symbolizuje dobre, sasiedzkie stosunki z Iranem. Niestety srodek byl w remoncie, wiec podziwialismy jedynie fasade i mozaikowa kopule. Wpadlismy tez do kosciola sw. Sergiusza, ktory jednak nie byl zbyt ciekawy (przebudowany w srodku w latach 70tych XX w), a do tego odbywalo sie w nim kilka chrztow na raz, wiec nie chcielismy przeszkadzac. Odwiedzilismy tez tradycyjny ormianski bazar, gdzie Pajak poczul sie jak ryba w wodzie. Co chwile ktos nas czyms czestowal w nadziei, ze od niego to kupimy. Mimo poczatkowej niesmialosci (i strachem przed zatruciem pokarmowym, czym wszytskie przewodniki bez przerwy strasza), szybko odkrylismy, ze samymi degustacjami mozna sie porzadnie najesc:) W koncu, troche sie targujac, nabylismy slodkie, swieze figi, sudzuchy (orzechy wloskie w soku winogronowym) i kandyzowanego arbuza. Kochamy ormianska kuchnie!
Na obiad poszlimy do iranskiej restauracji. Ale o reszcie dnia napisze kiedy indziej:) Dobranoc!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (4)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
marianka
Marianka
zwiedziła 37.5% świata (75 państw)
Zasoby: 673 wpisy673 3883 komentarze3883 12828 zdjęć12828 25 plików multimedialnych25
 
Moje podróżewięcej
31.12.2021 - 01.01.2024
 
 
31.03.2016 - 26.07.2023