Wreszcie Nordkapp! Do tego, nie wydalismy na niego ani grosza:D
Od jakiegos czasu szacowalismy ile nas to bedzie kosztowac, bo wszyscy ktorych spotykalismy mowili, ze jest koszmarnie drogo i malo ciekawie. Za sam tunel z naszych szacunkow wychodzilo nam miedzy 60- 100 zl w jedna strone (w zaleznosci od tego do ktorej grupy pojazdow nas zakwalifikuja:)).
Na szczescie spotkalismy harleyowcow, ktorych poznalismy, na ktorejs z naszych wczorajszych przerw na batona, ktorzy juz wracali z Nordkappu i zdradzili nam czadowy sekret (w sumie to nie sekret:D). Otoz oplaty za wstep (ponad 120 zl od osoby!) na przyladek sa pobierane tylko do 1 w nocy (no i potem jakos od rana). Do tego o 5 w nocy (oni o tej byli) nie ma tam w ogole ludzi, bo normalnie sa koszmarne, ale to koszmarne tlumy. Ta wiadomosc, oczywiscie diametralnie zmienila nasze plany:) Postanowilismy dojechac do Nordkappu jeszcze tego samego dnia i zaliczyc go w nocy.
Po drodze spotkalismy tez jeszcze bardzo milych Polakow, ktorzy poczestowali nas swoim obiadem. Z jednej storny to bylo super, bo miesko z cebulka smakowalo wysmienicie, ale niestey wtedy poczulismy, ze nasz makarona z tuna, ktory wydawal nam sie fantastyczny jednak nie jest taki dobry...
Nordkapp lezy na wyspie, na ktora trzeba sie dostac tunelem podwodnym, ktory rzecz jasna jest platny, dlugi i nieprzyjazny dla rowerow. Gdy juz mielismy don wjechac, stalo sie cos niezbyt dobrego. Otoz, zepsul sie extra wheel! Oderwalo sie mocowanie do kola, wiec dosc kluczowa sprawa, ktora uniemozliwila nam dalsza jazde. Usiedlismy na plazy, zjedlismy ciasteczka i myslelismy co z tym zrobic. Po jednej czekoladzie pozniej wymyslilismy ze poprosimy koogos, zeby nam przewiozl na druga strone extra wheela i sakwy do niego. Juz pierwsze zatrztymane auto stanelo i do tego byl to camper, wiec mialo duzo miejca. W srodku siedzieli przemili Szwajacarzy, ktorzy bez problemu zgodzili sie wziac nasze rzeczy i schowac je w jakims niezlym miejscu po drugiej stronie:)
Tak wiec chwile pozniej wjechalismy w czelusc tunelu. Tunel byl koszmarnie nie przyjemy. Po pierwsze jest tam bardzo bardzo zimno, na wstepie wieja opary, a wentylatory sa wrecz ogluszajace (tego z auta chyba nie slychac). Do tego najpierw zjezdza sie w dol po 9% stromiznie 3 km, potem 1 km po plaskim, a na koncu po 10% stromiznie 3 km w gore. Naprawde nie bylo latwo, a ja jeszcze nie bylam obciazona bagazem. Po wyjezdzie Rafal potrzebowal chwili zeby dojsc do siebie, a nawet Piotr 'zelazna kondycja' powiedzial, ze z extra wheelem to by chyba nie wjechal. Ruszylismy do punktu oplat, gdzie ku naszemu ogromnemu zdziwieniu, pan kasjer przepuscil nas bez placenia! (potem sie smialismy, ze na serio, ale rowerrow ten tunel powinien byc za darmo:))
Zostalo nam jeszcze jakies 50 km na Nordkapp, wiec ruszylismy w droge. Najpierw bylo przyjemnie, ale kiedy przyszlo nam jechac przez sam srodek wyspy (ktora nota bene jest bardzo ladna!) przy koszmarnych podjazdach, nie bylo juz tak dobrze. Przede wszystkim bylismy juz bardzo zmeczeni. Na serio, jak dla mnie pod sam koniec, to byla spora walka ze soba, zeby przejechac choc kawalek jezscze.
W odleglosci 4 km od przyladka rozbilsimy namiot i wypilismy herbatke snujac teorie jak renifery mogly sie dostac na te wyspe:)
Po zostawieniu rzeczy w namiocie, wzmocnieni ciasteczkami ruszyluismy na ostateczny podbij Nordkappu. Byla jakas 3 w nocy, bylo calkiem cieplo, nie wialo tak strasznie i prawie nie bylo ludzi. Mimo sredniej widocznosci bylo bardzo ladnie. Cyknelismy kilka zdjec, poszwedalismy sie i wrocilismy spac.
Udalo sie!