Z wazniejszych wydarzen tylko to, ze padal pierwszy deszcz od dawna. Najpierw maly, zwiastun tego co mialo nastapic (przeczekalismy go pod jakas przyjemna stodola), potem drugi, tak krotki, ze go zignoroiwalismy. Ale trzeci, to byla burza z prawdziwego zdarzenia.
Na szczescie widzielismy co sie swieci, wiec udalo nam sie znalezc miejsce na przeczekanie i ugotowanie obiadu pod jakimi garazami z duzym dachem na froncie. W najlepsze gotowalismy obiad, kiedy rozpetala sie ulewa. Wszystko byloby ok, gdyby nie to, ze nierowny asfalt, na ktorym siedzielismy zaczal byc zalewany!
Zaczelismy smieszna ewakuacje (a raczej chyba 4 male ewakuacje), aby ostatecznie skonczyc na malej, asfaltowej wysepce, gdzie otoczeni woda wcinalismy w najlepsze nasz makaron:) Poniewaz zdarzylismy zjesc, a nie zanosilo sie na rozopgodzenie, zrobilsimy to, co bylo najlepsze w danym momencie - poszlismy spac, a potem zrobilismy sobie herbate i wcinalismy ciastka (o wdziecznej nazwie 'Maria' - az smutne ze w ten sposob nazwwano najtansze finskie ciastka:)).
Po poludniu spowrotem bylo ladnie.
Widzielismy jezscze wieczorem jakas dziwna, drewniana konstrukcje, gdzie umocowano mnostwo starych, niemieckich dzwonow. Nie bardzo rozumiemy czemu cos takiego ktos postawil na jakims niezbyt uczeszczanym skrzyzowaniu:)