Udało nam się (a właściwie blond Basi) złapać stopa.
I to nie byle jakiego!
Pan Tirowiec podwiózł nas z przełęczy Prislop aż do Suczawy, racząc nas rumuńsko-bałkańskim popem, proponując 'alkohol natural', czekoladę, kawę, a nawet próbując z nami rozmawiać:) A na koniec prawie się obraził, gdy chcieliśmy mu dać tyle pieniędzy, ile i tak wydalibyśmy na pociąg!
Autobus do Czerniowiec mieliśmy dopiero rano, więc czekała nas dłuuuga noc w Suczawie, w której ostatni lokal (McDonald rzecz jasna) zamykany jest na 7 godzin o 24.
Tak więc spędziliśmy te 7 godzin na metalowych stoliczkach przed makiem.
Rafał znalazł sobie szczekającego przyjaciela, Basia wykorzystała prawdziwą moc swojego śpiwora, a ja, cóż, zdobyłam wielbiciela w postaci pana ochroniarza:D