O 10 miał odjechać bus z Suczawy do Czerniowców. Odjechał o 13, ale i tak byliśmy pod wrażeniem, bo panowie kierowcy po 3-godzinnej imprezie z przodu autobusu, za kierownicą prezentowali się całkiem trzeźwo:)
3 godziny czekania upłynęły nas całkiem miło (po tym jak na pytanie o bilety otrzymaliśmy świeżutki bochenek chleba, poznaliśmy jeszcze grupę Polaków, którzy właśnie wracali z Gruzji!). Podczas jazdy panowie kierowcy wielokrotnie pytali, czy te dwie Polki z tyłu na pewno nie chcą, żeby się zatrzymać (a na poboczu ani jednego krzaczka!). Udało nam się na szczęście dojechać jakoś do tych Czerniowców (kierowcy na wszelki wypadek zamienili się na granicy:D).
Po szybkiej kawie i uzupełnieniu zapasów wsiedliśmy do nocnego pociągu do Lwowa. Spałam na półce i trochę bałam się grawitacji. Zawsze to jednak lepsze niż macdonaldowe krzesełko:)