Choć po niedawnej fali ochłodzenia i deszczu, zaczynamy powoli tęsknić za letnimi upałami, w Malezji jest dokładnie odwrotnie - to chłodniejszy klimat jest w cenie!
Dlatego też
Wyżyna Camerona, znana powszechniej jako
Cameron Highlands jest jednym z najczęściej odwiedzanych miejsc w kontynentalnej Malezji.
Nie tylko o klimat tu chodzi - płaskowyż porastają malownicze, intensywnie zielone pola herbaty.
Ich kolor, faktura nasadzeń i struktura terenu tworzą naprawdę urodziwe krajobrazy, zupełnie nie dziwi więc ich popularność.
Jest jednak kilka rzeczy, o których warto pamiętać wybierając się w tamte strony:
1. Uprawy herbaty w tym miejscu to relatywnie nowy projekt - pochodzą z 20-tych lat XX wieku.
2. Na Wyżynę Camerona z KL prowadzą właściwie dwie drogi, południowa - starsza i bardziej kręta, oraz nowsza, od zachodu z miasta Ipoh - również pełna serpentyn, ale momentami dwupasmowa i świetnej jakości. Obojętnie którą wybierzecie, polecam zadbać o tych, którzy cierpią na chorobę lokomocyjną :) Dodam jeszcze, że droga na ‚szczycie’ wyżyny jest węższa i bardziej zakorkowana, zwłaszcza popołudniami.
3. Pola herbaty są niezwykle malownicze, bywa jednak, że krzaczki przykryte są niezbyt estetycznymi plastikowymi tunelami, które nieco zaburzają widoki. Na szczęście, nie pokrywają one całości upraw, jest więc jak chłonąć zielone krajobrazy! Warto również zwrócić uwagę na licznych zbieraczy herbaty z wielkimi worami liści na plecach.
4. Ze względu na widoki, największą atrakcją Wyżyny są trasy trekkingowe. Nie wiem ile w tym prawdy, ale przewodnik mocno uczulał na kwestie bezpieczeństwa na niektórych z nich - nie sprawdzaliśmy, ale warto zweryfikować przed wędrówką.
5. Ponoć mieliśmy mnóstwo szczęścia - akurat nie padało. Będąc w Cameron Highlands przygotujcie się na deszcz i wilgoć. Kurtki przeciwdeszczowe to must-have!
6. Z tego wilgotnego względu wielką atrakcją tej okolicy jest spacer 'Omszałym Lasem' czyli
Mossy Forest. Czy warto nie wiem, bo nam się nie udało dotrzeć do tej atrakcji, mimo, że ze zdjęć wygląda wspaniale!
7. Inną atrakcją, którą odpuściliśmy była wizyta na plantacji truskawek, wielce egzotycznych w tym miejscu. Uznaliśmy, że akurat tę egzotykę mamy dobrze oswojoną :)
8. Byliśmy za to w najsłynniejszej chyba w okolicy plantacji herbaty
Boh. Na miejscu, w pawilonie, dostępna jest mała degustacja herbaty, ścieżka edukacyjna, zwiedzanie fabryki (co 30 min, ale w porze lunchu jest godzinna przerwa), herbaciany sklepik (z nader przystępnymi cenami) i bar z obiadami, deserami i, a jakże!, herbatą. Pawilon położony jest bardzo strategicznie - na zboczu jednego ze wzgórz, rozciągają się więc stąd wspaniałe widoki na pobliskie plantacje. Zdecydowaliśmy się więc oczywiście na spacer wśród tutejszych herbacianych pól. Co ciekawe - o ile w pawilonie były tłumy, na dole, wśród pól totalne pustki!
9. Jako ciekawostkę dodam, że wracając z BOH trafiliśmy akurat na remont bocznej drogi, którą jechaliśmy. Remont postanowiono zrobić gruntowny, bo zaczęto wylewać nowy asfalt na całą szerokość drogi, po prostu ją bez ostrzeżeń zamykając na godzinę. Dantejskich scen robionych przez rozjuszonych zablokowanych kierowców nie będę tu nawet opisywać ;)
Na koniec, z kronikarskiego obowiązku dodam, że w drodze do i z Cameron Highlands zatrzymaliśmy się w pobliskim Ipoh, będącym jednym z większych miast Malezji. Słynie ono z dużej populacji chińskich mieszkańców, kolonialnego (bardzo zaniedbanego!) centrum i pięknego dworca. Samo miasto zupełnie nas nie przekonało do siebie, aczkolwiek szkoda, że nie zobaczyliśmy choć jednej ze świątynek ulokowanych w okolicznych wapiennych skałach. Bo co jak co, ale Ipoh jest naprawdę pięknie położone.