Do Chimborazo mieliśmy dwa podejścia.
O pierwszym razie nawet tu nie pisałam. Było to dwa lata temu, gdy Rafał przy okazji jakiejś konferencji był w Quito. Korzystając z tej wizyty wybył na parę dni w Andy próbując wejść na najwyższy ekwadorski szczyt. Ostatecznie jednak choroba wysokościowa wygrała i osiągnąwszy (po raz pierwszy w życiu!) pułap 6000 m. Rafał musiał ewakuować się pospiesznie na dół.
Bywa, choć zadra ambicjonalna została!
Minęły dwa lata, a my byliśmy w zupełnie innym miejscu - jedno dziecko więcej, w trakcie pandemii i z nieoczekiwanym miesiącem wolnego od pracy (Rafał zmieniał pracę i zafundował sobie miesiąc bezrobocia, ja byłam jeszcze na macierzyńskim). Oczywistym było, że gdzieś na ten miesiąc pojedziemy, a że wytęskniona Azja była zamknięta, padło na w miarę otwarty i z zadowalającą sytuacją epidemiologiczną Ekwador. Najmocniejszym punktem programu była rzecz jasna próba ponownego wejścia na Chimbo!
PrzygotowaniaTym razem mając więcej czasu, staranniej zaplanowaliśmy aklimatyzację:
Krok 1: Pobyt w
Quito - miasto to jest jedną z 4 najwyżej położnych na świecie stolic (kto zna pozostałe?) i leży na 2850 m.n.p.m.
Krok 2: Wbiegnięcie na sąsiadujący z Quito wulkan
Pichincha - jego niższy wierzchołek ma 4698 m.n.p.m., trasa nie jest technicznie trudna i nie ma tam lodowca. Tego celu nie udało się zrealizować - mocna mgła sprawiła, że Rafał wycofał się na dosłownie kilkadziesiąt metrów od szczytu. Ale najważniejsze, że aklimatyzacja się udała!
Krok 3: Wspinaczka na jeden z najpiękniejszych i najwyższych wulkanów na świecie,
Cotopaxi. Mierzy on 5897 m.n.p.m. i ma niemal idealny kształt stożka. Ten cel udało się zrealizować, choć było to okupione solidną chorobą wysokościową.
Ważne:
we wspinaczce na Cotopaxi, jak i na Chimborazo musi towarzyszyć
przewodnik. Co istotne, przewodnikom w Ekwadorze płaci się za samą próbę wejścia, bez względu na to czy będzie ono zakończone sukcesem czy nie.
Serdecznie polecamy usługi przewodnika
Marco Solis (oto jego numer telefonu +593 998572387, najlepiej kontaktować się przez Whatsappa). Marco oprócz bycia przewodnikiem, na codzień jest wulkanologiem i lata helikopterem nad wybuchającymi wulkanami na Galapagos - uwierzcie więc, że opowieści ma niesamowite! Za wejście na Cotopaxi i Chimborazo, wraz z transportem z i do stolicy, noclegiem i wyżywieniem w schronisku (Cotopaxi) i pod namiotem (Chimborazo) Rafał zapłacił Marcowi ok. 800 USD.
Większość sprzętu Rafał pożyczył od Marco za darmo (konieczny jest kask, czekan, raki), część wzięliśmy z Polski. W Quito Rafał pożyczał jedynie buty - bez problemu udało się to zrobić w zaprzyjaźnionym sklepie sportowym za 30 USD.
PrzebiegStacjonowaliśmy w Quito, oddalonym od Chimborazo o około 4 godzin jazdy (Panamericaną). Dlatego też Rafał i Marco wyruszyli ze stolicy o 9 rano w czwartek 7.10. Dojechali spokojnie drogą szutrową w okolice schroniska
Carrel na ok. 4830 m.n.p.m. Plan awaryjny zakładał nocleg w schronisku, ale że była wspaniała pogoda, zdecydowali się ruszyć do High Campu (
El Castillo high camp na 5350 m.n.p.m.) jeszcze tego popołudnia i tam spać w namiocie. Trasa poszła bez przeszkód, zajęła nieco ponad 2 h i jeszcze przed zachodem słońca R&M rozbili namiot w obozie. Poza nimi nie nocował tam nikt. Szybka, ciepła kolacja, podziwianie zachodu słońca i koło 20 już spali. Zbieranie się z namiotu trwa dłużej niż wybieranie się ze schroniska, więc pobudka została wyznaczona na godzinę 23:30. Sprawnie się zebrali i po godzinie ruszyli. Szli trasą klasyczną, oznaczoną stopniem trudności PD (
peu difficle - ‚dość trudno’ w skali alpejskiej) czyli o umiarkowanym stopniu trudności. Faktycznie, główną trudnością jest tam choroba wysokościowa (oczywiście poza lodowcowymi szczelinami i spadającymi kamieniami). Trasa prowadziła stromą granią (30-40 stopni) mniej więcej do wysokości 5700 m.n.p.m., gdzie zaczął się lodowiec. Potem nieco mniejszym nachyleniem, choć coraz trudniej ze względu na wysokość, szli aż do szczytu zwanego
Veintimilla (6267 m.n.p.m.). To niższy wierzchołek Chimborazo, stanowiący cel większości wypraw. Rafał musiał jeszcze oczywiście zaliczyć wyższy wierzchołek,
Whymper (6310 m.n.p.m.), będący prawdziwym szczytem Chimbo. Kolejna godzina powolnego marszu i koło 7 rano szczyt świata był ich! Hurra!
CiekawostkaDlaczego szczyt świata?
Z racji swojego kształtu - spłaszczenia na biegunach i wybrzuszenia w okolicach równika - Ziemia nie ma kształtu idealnej kuli, a bliżej jej do elipsoidy. Z tego względu powierzchnia ziemi na równiku jest znacznie bardziej oddalona od jądra ziemi niż na biegunie. Dlatego też położony zaledwie 1 stopień od równika Wulkan Chimborazo jest miejscem najbardziej oddalonym od jądra Ziemi! Przewyższa w tym względem Mount Everest o ok. 2 km!
Czyli Rafał i Marco stojąc na szczycie byli najbliższymi słońcu ludźmi na Ziemi!
ZejścieZejście (tą samą trasą) wcale nie było łatwiejsze. Choroba wysokościowa mocno zaczęła się dawać Rafałowi we znaki i ledwo szedł. Po prawie 11 godzinach od wyjścia zeszli z powrotem do High Campu. Tam mieli zwinąć swoje obozowisko, ale ostatecznie zrobił to Marco, bo Rafał przez godzinę dogorywał i dochodził do siebie. Szczęśliwie taka przerwa dobrze mu zrobiła i był w stanie dziarsko ruszyć w dół. Potem było już dosłownie z górki - ze schroniska pojechali już z przerwą na obiad, do Quito. O 18 Rafał był w domu i mogliśmy otwierać szampana!