Plażowanie plażowaniem, ale po paru dniach na czarnogórskim wybrzeżu zatęskniliśmy za górami.
Najpierw udaliśmy się w pobliskie góry
Lovćen (jeśli ktoś nie był, najserdeczniej polecam
Mauzoleum Piotra II Petrovica- Niegosza!), którym ponoć cały kraj zawdzięcza swoją nazwę. Ale co tu dużo mówić, oboje z Rafałem wiedzieliśmy, że bez odwiedzin w południowo-wschodnim skraju Czarnogóry, w
Górach Przeklętych (zwanych też Północnoalbańskimi lub Prokletijami) się nie obejdzie!
W rześkie niedzielne popołudnie zawitaliśmy więc do
Vusanje, wioski najdalej wysuniętej w góry. Już tutaj krajobrazy były absolutnie zachwycające, powietrze tak rześkie jak tylko w górach bywa, a ludzie (głownie Kosowarzy, zimy spędzający w Prisztinie, lato tutaj) super serdeczni. Plan zakładał, że położony w pobliżu najwyższy szczyt Czarnogóry
Zlą Kolatę zdobywać będzie tylko Rafał, a ja z dziewczynami będziemy korzystać z uroków niższych partii tutejszego Parku Narodowego. Trasa na Zlą Kolatę niestety nie nadaje się dla dzidziusia w chuście/nosidle z przodu - bywa stromo i nie raz trzeba sobie pomagać rękami. A Weronika niestety była jeszcze za mała, żebym mogła zostawić ją na większą część dnia, więc opcja zamiany przy warcie z dziećmi też nie wchodziła w grę.
Trudno, jeszcze sobie tu wrócę!
*
Rafał wyruszył przed 5 rano, tradycyjnie biegiem. Było jeszcze przed świtem, ale początek trasy wiódł wygodną drogą przez wioskę Vusanje i Zarunice, jej przysiółek. Nie sposób było się tam zgubić, a zaraz potem, gdy droga przeszła w górski szlak, zaczęło szczęśliwie szarzeć.
Niestety wraz ze świtem pojawił się pierwszy problem. Był to agresywny pasterski pies, niestety bez właściciela w zasięgu wzroku. Pies nie kwapił się, aby zejść przybyszowi z drogi, dawał też wyraźne sygnały, że próby podejścia do niego mogą się źle skończyć. Rafał, będąc w kropce zaczął się powoli i spokojnie wycofywać. Nieoczekiwanie sprawiło to, że pilnie obserwujący go psiur dostrzegł... rozbity na uboczu łąki namiot! Na jego własnym terenie!
Od razu porzucił więc Rafała i rzucił się obszczekiwać śpiących biwakowiczów. Rafała do dalszego biegu nie trzeba było zachęcać!
I szczęśliwie więcej psów na swojej drodze nie spotkał.
*
Szlak na Zlą Kolatę początkowo nie jest zbyt trudny - wiedzie przez las i polanę, jest w miarę dobrze oznaczony (polecamy ściągnąć sobie też GPS tracka dla pewności) i prawie totalnie pusty. Potem jednak kilkukrotnie trzeba przejść po skałkach, nieraz używając wszystkich kończyn, co normalnie nie nastręcza trudności, ale niestety może być kłopotliwe z bobasem w chuście.
Ciekawostką mijaną po drodze jest krasowa
Jaskinia Lodowa - to jaskinia (a raczej skalny szyb!), z której nawet w środku lata wieje chłodem i mrozem!
Kolejnym celem na trasie była
przełęcz Preslopit na konkretnych 2039 metrach. Jej osiągniecie pozwoliło wejść na ostatni odcinek - podejście pod
Złą Kolatę. Te 2 kilometry podejścia trudno było pokonać biegiem, ale i tak zrobienie tego w godzinę było niezłym wynikiem :)
Hurra, najwyższy szczyt Czarnogóry zdobyty!
Rafałowi trudno było się oprzeć i wbiegł sobie na pobliski siostrzany szczyt, czyli
Dobrą Kolatę. Co ciekawe, pierwotnie uważano, że to właśnie Dobra Kolata jest wyższa niż jej ‚Zła’ siostra, stąd takie dopasowanie nazw. Dopiero ponowne pomiary ujawniły pomyłkę, lecz przydomki szczytów pozostały.
Masyw Kolata ma jeszcze trzeci szczyt,
Maja e Kollatës, najwyższy z tych trzech, lecz leżący całkowicie po albańskiej stronie.
Zbieg w dół był już samą przyjemnością i o 12, po 7-miu godzinach, Rafał z powrotem zameldował się w Vusanje! Zadanie wykonane, czas doskonały - byliśmy gotowi do powrotu po Polski!
Do usłyszenia przy okazji kolejnej podróży!