Wellington-> Sceny z Władcy Pierścieni/Hobbita kręcone w pobliżu:* Rivendell (Kaitoke Regional Park)
* wszystkie sceny studyjne powstały w Wellington (tutejsza wytwórnia filmowa zwana jest także
Wellywood)
* Aragorn, Legolas i Gimli spotykają Armię Umarłych (Putangirua Pinnacles)
* Minas Tirith i Bitwa o Helmowy Jar (Lower Hutt)
* lasy Osgiliath (las Waitarere)
* lasy i droga do Hobbitonu (las Otaki)
* Ogrody Isengardu (Upper Hutt)
Choć Wellington jest stolicą Nowej Zelandii (i do tego najbardziej wysuniętą na południe stolicą świata!), to zupełnie nie ma w sobie stołecznej dumy i majestatu. To miasto bardzo wyluzowane, ultra przyjemne i zupełnie pozbawione zadęcia.
Zresztą brak zadęcia to nie jedyna rzecz, którą Wellington zaskakuje.
Zacznijmy od tego, że Wellington ma co najmniej 4 nazwy: pozostała po Brytyjczykach i najbardziej znana
Wellington (upamiętniająca Arthura Welleseya, księcia Wellington), maoryska
Te Whanga-nui-a-Tara oznaczająca 'Wielki Port Tara', również maoryski skrót
Pōneke oznaczający miejsce kultu oraz najdłuższa
Te Upoko-o-te-Ika-a-Māui czyli 'Król ryb Maui'. To tyle w kwestii nazw, bo przydomków Wellington dorobiło się jeszcze kilku (o tym dalej).
Nieco mniej zaskakującym, choć dalej nietypowym faktem jest to, że Wellington mimo iż jest stolicą, to wcale nie jest największym miastem kraju. Mieści się dalej na podium, ale jest trzecie - po Auckland i Christchurch.
Wellington ma za to o wiele bardziej centralne położenie niż te dwa miasta - leży blisko geograficznego centrum NZ, na południowym skraju Wyspy Północnej. Co ciekawe, w granicach miasta znajdziemy i port i plażę i niziny, a nawet tereny górzyste (góry Rimutaka)!
Swoją drogą, umiejscowienie stolicy w centrum kraju nie jest takie przypadkowe - początkowo stolicą NZ było położone na północy Auckland. Przeniesienie stolicy do Wellington w 1865 roku podyktowane było strachem przed... odłączeniem się od kraju Wyspy Południowej, na której w tym czasie odkryto złoża złota!
Gorączka złota co prawda szybko minęła, ale Wellington stolicą zostało do dziś.
A propos położenia geograficznego, to kto z Was słyszał o
Ryczących Czterdziestkach (bo o Ryczących Dwudziestkach pewnie tak:))? Otóż Wellington leży w pasie między 40° a 50° szerokości geograficznej południowej, który charakteryzuje się silnymi wiatrami zachodnimi o bardzo dużej prędkości. Sprawia to, że ten pas wód oceanicznych jest bardzo trudnym miejscem do nawigacji (zresztą nazwę 'Ryczące Czterdziestki' nadali mu właśnie marynarze), a nieliczne miasta położone na tej szerokości narażone są na mocne wiatry. Stąd przydomek Wellington -
'Windy City' ('Wietrzne Miasto').
Swoją drogą, wiedzieliście, że na południe od Ryczących Czterdziestek jest jeszcze gorzej? Znajdują się tam
Wyjące Pięćdziesiątki i Bezludne Sześćdziesiątki :)
Innym przydomkiem Wellington jest
'Wellywood'. Tak, tak, skojarzenie z Hollywood lub Bollywood jest jak najbardziej trafne, bo tu również chodzi o prężną wytwórnię filmową, jedną z największych na świecie! Oprócz legendarnego 'Władcy Pierścieni' zrealizowano tutaj np. 'King Konga', a oprócz Petera Jacksona czy Richarda Taylora swoje dzieła kręcili tutaj np. Jane Campion, Taika Waititi (od powrotu z NZ namiętnie oglądamy jego wszystkie filmy!), Vincent Ward czy Robert Sarkies.
Wellington może nie ma długiej i imponującej historii, ale jeden fakt z pewnością zasługuje na wspomnienie. Na zjeździe w Wellington właśnie w 1893 roku ziściło się marzenie nowozelandzkich sufrażystek - kobiety uzyskały tu prawa wyborcze jako pierwsze na świecie!
W Wellington zaskoczyło nas też to jak fajne może być Muzeum Narodowe.
Te Papa Tongarewa to muzeum, którego nazwę tłumaczyć można jako
'Nasz rezerwuar cennych rzeczy i ludzi, które wyrastają z matki ziemi w Nowej Zelandii' i która to nazwa całkiem celnie oddaje zawartość muzealnych zbiorów :) Muzeum jest wielkie, darmowe i super interaktywne, co sprawiło, że świetnie bawiliśmy się w nim zarówno my jak i dwuletnia Róża.
Zaskoczyło nas w Wellington także i to, że odnaleźliśmy tam wątek polski - spacerując po nadbrzeżu natknęliśmy się na tablicę pamiątkową poświęconą 'Polskim Dzieciom z Pahiatua'. W roku 1944 na zaproszenie premiera do nowozelandzkich brzegów przybił statek wiozący 733 polskich sierot i ich 105 opiekunów, którym udało się wydostać z Syberii. Po zakończeniu wojny dzieci miały wrócić do wolnej Polski, ale po konferencji jałtańskiej stało się jasne, że nie jest to dla nich najlepszy wybór. Większość z nich została na stałe w NZ.
*
Jedna rzecz natomiast nie była w Wellington ani trochę zaskakująca - nasza tradycyjna wizyta u fryzjera!