Czy wspominałam już coś o fatalnej pogodzie, która zastała nas w Japonii? Tak?
No to jak przybyliśmy do Kōya-san, to zrozumieliśmy co to znaczy mieć pogodowego pecha w Japonii - do jej wybrzeży zbliżał się super tajfun Lan.
Wtedy też mieliśmy szansę zobaczyć jak zdyscyplinowana i świetnie przygotowana na takie ewentualności jest Japonia. Od paru dni działał system powiadomień (dotarł nawet do nas, za pośrednictwem naszego hosta z airbnb), a w poprzedzający główne uderzenie tajfunu wieczór na ulicach miast nadawano głośne komunikaty, tak aby naprawdę każdy dowiedział się o zagrożeniu.
Dla nas oznaczało to oczywiście zmianę planów - zamiast zwiedzać zaszyliśmy się na 1.5 doby w domu (położonym daleko od wybrzeża) wraz z zapasami jedzenia i słodyczy. Dzień 22.10 po prostu przeczekaliśmy.
Za to następnego dnia warunki pogodowe na tyle się uspokoiły, że ruszyliśmy dalej. Co ciekawe, tajfun pozrywał trakcje kolejowe, ale podróżnym zapewniono świetnie zorganizowane podwózki taksówkami. Niebywała logistyka!
A wyruszyliśmy w nie byle jakie miejsce, bo do nieziemskiego Kōya-san. Kōya-san to grupa ośmiu gór w malutkiej miejscowości Kōya-chō, wśród których rozsiane jest multum świątyń oraz przepiękny cmentarz (oczywiście na liście UNESCO). To wszystko to siedziba buddyjskiej sekty Shingon (Sekty Prawdziwego Słowa), o której więcej usłyszycie w naszym filmiku. Ale uwaga! Tym razem jest dwóch narratorów - zgadnijcie, który zmyśla? :)