Hygge było jednym ze słów zeszłego roku, zaraz po Brexicie i Trumpizmie. Cały świat oszalał na punkcie duńskiego podejścia do życia i odnajdywania szczęścia w codziennych, zwykłych czynnościach. Wszyscy próbują wzorem Duńczyków uczyć się nicnierobienia bez wyrzutów sumienia, cieszenia się drobnymi, codziennymi sprawami, dbania o czas spędzany w gronie najbliższych i otaczania przytulnymi przedmiotami. W księgarniach zaroiło się od książek o tym, jak zrobić sobie hygge-życie, a mała Dania, faktycznie przodująca w rankingach na kraj najszczęśliwszych ludzi, nagle znalazła się na ustach wszystkich.
Polecieliśmy więc do Kopenhagi w poszukiwaniu
hygge i my.
Hygge nr 1
Na pierwszy ogień poszła
kawa - Duńczycy, jak zresztą reszta narodów skandynawskich, przodują w spożyciu tego napoju. Kawa idealnie komponuje się z
duńskimi słodkimi wypiekami. Te najbardziej dla Danii typowe, swojsko zwane
daniszami, powstają ze specjalnego ciasta, podobnego do ciasta francuskiego, ale zawierającego drożdże. Jako słodyczowi smakosze byliśmy więcej niż usatysfakcjonowani.
Hygge nr 2
Samo centrum Kopenhagi jest dość kameralne. Idealnie na poruszanie się na
rowerze. Duńczycy używają zresztą tego środka lokomocji bardzo powszechnie, nie ograniczając się tylko do centrum miasta. Większość rowerów ma spore koszyki na zakupy czy torbę do pracy, a wiele ma nawet małe, drewniane przyczepki. Mijaliśmy wiele osób wiozących w nich swoje zwierzęta, dzieci, a nawet partnerów :)
Hygge nr 3
Kopenhaga jest miastem
otwartym na nowinki. I to nie tylko te współczesne (których jest tu naprawdę sporo - od zaawansowanych ułatwień dla niepełnosprawnych po igielitowy stok narciarski na dachu spalarni śmieci, będący sporą atrakcją w kraju pozbawionym gór!), ale także te w ujęciu historycznym. Przykładowo, oświetlenie miejskie (na tran!) wprowadzono tu już w XVII wieku, a wiek XIX bardzo szybko przyniósł miastu żarówki, a nawet elektryczny tramwaj!
Hygge nr 4
Duńczycy otaczają się pięknymi rzeczami, co widać też w kopenhaskiej
architekturze. Od tej najbardziej współczesnej, ale bardzo wysmakowanej i niezwykle funkcjonalnej (czyli m.in. Opera, nowe studenckie miasto nad brzegiem portu, wspomniana już spalarnia śmieci ze stokiem narciarskim) po tę starszą. Jej najsłynniejszym chyba przykładem jest
Nyhavn (dosł.
Nowy Port), dawna dzielnica o nieco ponurej sławie (jak to w porcie bywało - tawerny, prostytutki, szukający rozrywki po miesiącach rejsu marynarze, drobni przestępcy i pijacy), dziś będąca wizytówką Kopenhagi. Śliczne, kolorowe kamieniczki w dawnym porcie to kwintesencja skandynawskiego stylu.
A jeśli ktoś chciałby popatrzeć na kopenhaską architekturę z góry powinien wspiąć się na wież jednego ze stołecznych kościołów (których architektura również godna jest wspomnienia):
Marmorkirken czyli imponującego, barokowego kościoła z największą w Skandynawii kopułą, albo
kościoła Najświętszego Zbawiciela z bardzo charakterystyczną, spiralną wieżą o wys. 90 m.
Hygge nr 5
Aktywność na świeżym powietrzu i spacery to jedna z ważnych form spędzania czasu przez Duńczyków. Jednym z ulubionych spacerowych miejsc mieszkańców stolicy jest
Kastellet - gwiaździsta cytadela otoczona fosą i niewielkim parkiem. Całość dawnej twierdzy jest udostępniona turystom, mimo, że w części uroczych, czerwonych baraków wciąż mieszkają żołnierze. Chociaż patrząc na to, jak malowniczo prezentują te koszary, to naprawdę trudno im się dziwić.
Tuż obok Kastellet jest równie malowczy anglikański
kościół św. Albana, a obok niego jedna z najpopularniejszych kopenhaskich atrakcji turystycznych,
fontanna Gefion. Ta dziarska nordycka bogini używając swojego pługu zaprzężonego w cztery byki (w które zamieniła swoich czterech synów!), przeorała cieśninę łączącą Bałtyk i Morze Północne, na zawsze oddzielając Danię od Szwecji.
Ale najsłynniejszym parkiem Danii są bez wątpienia
Ogrody Tivoli, będące jednym z pierwszych otwartych na świecie Parków Rozrywki (wg Duńczyków, od założenia w 1843 r. odwiedziło go już 350 mln osób!), dziś kojarzące się przede wszystkim z najszybszym w Danii rollercoasterem. Warto jednak pamiętać, że mieści się tu też po prostu ogród z licznymi restauracjami.
Hygge nr 6
Życie Kopenhagi, mimo nadmorskiego położenia, nie koncentruje się tylko nad wodą. Nieco dalej od portu położone jest urocze stare miasto z pięknymi uliczkami i XVIII- i XVII-wiecznymi kamienicami. Głównym deptakiem jest tu
Strøget, ulica uznawana za najdłuższy trakt spacerowy Europy (promenada ma 1.8 km). Koniecznie spojrzeć trzeba także na
Rådhuset czyli ratusz ze 105-metrową wieżą oraz na stojący przed nim pomnik najsłynniejszego chyba Duńczyka, Hansa Christiana Andersena. Mnóstwo lokalsów spotyka się z kolei przy marmurowej
fontannie Caritas na
Rynku starego miasta.
W Kopenhadze znajdziemy mnóstwo wież (w tym jednym wpisie zdążyłam wymienić już chyba 3), ale najsłynniejsza chyba to Rundetårn. Mimo, że jej wysokość nie jest aż tak imponująca (ma 35 m), to wrażenie robi fakt, że dzięki wygodnej, 200-metrowej rampie, na jej szczyt wjechać można konno lub autem (pierwszy taki wjazd miał miejsce w 1902 roku)!
Hygge nr 7
Jedzenie!
Do najsłynniejszych duńskich potraw należy na pewno duńskie ciasto (vide hygge nr 1) i sos duński, ale oczywiście to nie wszystko czego warto tu spróbować.
Smørrebrød czyli kanapki z ciemnego pieczywa (m.in. z pasztetem z wątróbki
Leverpostej, rybami, jajkami, galaretkami, wędzonym serem z Fionii czy cebulowymi krążkami) to absolutna tutejsza klasyka. Je się tu też mnóstwo ryb, z których najpopularniejsze to chyba śledzie i makrele. Ryby podaje się w każdej możliwej formie - surowe, marynowane, pieczone, gotowane i w sałatkach.
Duńczycy cenią też mięso. Czy ktoś z Was wiedział, że spożycie wieprzowiny w tym kraju należy do jednych z najwyższych na świecie? Na obiad dostać tu więc można swojską pieczeń schabową (z tym, że tutaj schab piecze się ze skórą), popularne w całej Skandynawii mięsne klopsiki (
frikadelle) czy rozmaite pasztety.
Daniom mięsnym warzywa będą towarzyszyć w raczej oszczędnej formie - ziemniaków, sałatki ziemniaczanej, buraków albo warzyw marynowanych w occie.
Duńczycy są zdecydowanie bardziej kawoszami niż wielbicielami herbaty. W kwestii alkoholu też mocno się różnimy - Duńczycy spożywają alkohole bardziej umiarkowanie niż Polacy. Tutejszy flagowy alkohol,
snaps (rodzaj wódki) podaje się w kieliszku, który powinien starczyć na wiele toastów.
Nie można też nie wspomnieć o narodowym duńskim piwie, czyli
Carlsbergu. Jego browar można zwiedzać w Kopenhadze, a odwiedzających bardziej niż trunkiem, zadziwi niestandardową bramą ze słoniami i swastykami (oburzonych od razu uprzedzę, że swastyka to stary nordycki symbol szczęścia używany przez browar jako logo do 1938 roku :)).
A jeśli sami nie wiecie czego spróbować, to polecam wybrać się w Kopenhadze na
Papirøen, wyspę food trucków. Spora hala oraz jej otoczenie zapełnione są niewielkimi stanowiskami gastronomicznymi, oferującymi smaki z przeróżnych stron świata. Oprócz bardziej egzotycznych opcji typu kuchnia marokańska czy japońska, jest tu całkiem spora reprezentacja smakołyków duńskich. Wszystko to w towarzystwie duńskiego piwa, zjedzone z widokiem na kopenhaski port sprawia, że człowiek wreszcie wie o co w hygge Duńczykom chodzi :)