Rower? Jest!
Woda na zapas? Jest!
Aparat fotograficzny? Jest!
Jaka-taka mapa? Jest!
To jedziemy!
Dolina Viñales to jedno z najpiękniejszych miejsc Kuby (a mówi się, że najpiękniejsze). Koszmarnie, z roku na rok bardziej zatłoczone turystami, ale nadal wystarczy tylko wyjść za rogatki miasteczka, aby znaleźć miejsca, gdzie oprócz nas nie będzie nikogo. Tylko my, rowery i cudowne widoki!
Zaczęliśmy od krętej drogi dojazdowej z Pinar del Rio. Mimo, że sama wylotówka nie jest miejscem najprzyjemniejszym (sporo turystycznych autobusów czy aut), to ma jedną, olbrzymią zaletę - ze wspinającej się trasy roztacza się najpiękniejszy widok na dolinę! Widać stąd wyraźnie
mogoty - charakterystyczne, strome skały odcinające się od płaskiego, intensywnie zielonego dna doliny. Całość wygląda tak magicznie i nierealnie, że ma się wrażenie, że zaraz zza skał wylecą smukłe smoki. Jest pięknie!
Podobno dawno, dawno temu była tu po prostu wapienna wyżyna, a pod nią płynęły podziemne rzeki. Wieki mijały, woda drążyła miękką wapienną skałę, aż nastąpiła kulminacja i całość, w wyniku erozji, runęła w dół. Ostała się część dawnych 'ścian' podziemnych rzek właśnie jako dzisiejsze mogoty (osiągające nawet do 100m!) i masa podziemnych jaskiń.
Później przyszli tu ludzie (Indianie), którzy w jaskiniach chroni się przed innymi ludźmi (konkwistadorami), którzy ostatecznie wzięli dolinę we władanie i zasadzili tu łany tytoniu. To właśnie te tytoniowe uprawy to drugi, oprócz mogotów powód sławy Viñales - niewątpliwie pomogła temu wyjątkowo żyzna ziemia (i wciąż popularny pług ciągnięty przez byka!).
Przepiękne okolice docenił także i kubański przywódca i ojciec narodu - Fidel. Pewnego dnia podczas spaceru po dolinie (to podobno jego ulubione miejsce na wyspie) zrozumiał, że temu pięknemu krajobrazowi brakuje tylko jednego - muralu na jednym z ostańców!! Jak rozkazał, tak też się i stało, jedną ze skalnych ścian zdobi teraz groteskowy, czterokolorowy mural przedstawiający historię ewolucji. W skrócie - ślimak, dinozaur i człowiek socjalizmu!
To kuriozalne miejsce to chyba najgorsza atrakcja turystyczna jaką widziałam (zresztą oceńcie sami;)).
Na szczęście pobliskie okolice i puste szlaki szybko złagodziły nasz niesmak. Krajobrazy są tam rzeczywiście bajkowe. Szkoda tylko, że po pewnym czasie zatrzymał nas jeden z tambylców i kazał zawracać z drogi. Troskliwe kubańskie władze oczywiście zakazały zbyt dalekich spacerów w dolinę bez drogiego przewodnika (nic to, że ani nie da się tam zgubić ani w jakikolwiek sposób uszkodzić).
*
Na szczęście na brak atrakcji w Viñales nie można narzekać.
Popołudnie postanowiliśmy więc spędzić w jaskini.
Cuevas del Indio to jedna z najsłynniejszych okolicznych grot - znajduje się tylko 5 km od miasteczka, jest łatwo dostępna i ma dobrze zorganizowaną infrastrukturę turystyczną - w jamie jaskini co rusz znikają grupki turystów, aby wsiąść do motorowej łódeczki, która opływa najbardziej malownicze jej zakątki. Trasa krótka i przyjemna i nawet jeśli nie przepada się za masową turystyką, to warto ją odwiedzić.
Znacznie mniej zatłoczonym miejscem w Viñales (a kto wie czy nawet nie przyjemniejszym!) jest
Ogród Botaniczny Caridad.
Spotkaliśmy się tu z tym, czego tak bardzo brak nam było podczas całej podróży - zainteresowaniem, niewymuszaniem pieniędzy (wstęp tu jest wolny!) i poświęceniem się swojej pasji.
Ogród został założony wiele lat temu przez Chińczyka z pochodzenia, a potem, po jego śmierci, ogród przejęły jego córki (od jednej z nich, Caridad, ogród nosi swoją dzisiejszą nazwę) i pielęgnowały z wielką pieczołowitością i oryginalnością. Dziś na jego sporym terenie znajdziemy przeróżne rodzaje roślin, drzew i krzewów (i gdzieniegdzie dziwnych... mebli!), a oprowadzą nas po nim entuzjastyczni pracownicy.
Takie miejsca aż chce się wspierać!