Mało jest miejsc, które budzi tyle szczerych zachwytów co Granada i jej najsłynniejszy klejnot, Alhambra.
Żeby przytoczyć tylko najsłynniejsze przysłowie o tym, że nie zobaczywszy Granady, nie można mówić, że widziało się cokolwiek. Albo rozliczne rankingi, w których Granada króluje jako najważniejsze turystycznie miejsce w Hiszpanii lub Europie.
Oczekiwania, nadzieje i presję związane z tym miejscem mieliśmy więc spore.
A akurat tego dnia nic nam nie szło, jak na złość. Zgubione dokumenty, zawracanie 200 km, utrata cennych godzin, spina, rzadko spotykany tutaj jesienny ziąb... Jakoś po prostu było nie tak. Pod Alhambrę przyjechaliśmy też w ostatniej chwili, jeszcze na szybko klnąc pod nosem na problemy z parkowaniem. Bieg do wejścia, wracanie po swetry, zagubienia...
Co z tym dniem było nie tak? Nie wiem.
Ale wiem, że wszystko minęło, gdy tylko przeszliśmy bramę Alhambry. I jakoś nie przeszkadzały nam tam wszechobecne tłumy, nie drażnił wiatr, nikt nie myślał o tym, że jesteśmy strasznie spóźnieni. Nagle po prostu zaczęło być pięknie.
Może naprawdę Alhambra ma w sobie taką magię?
Idealna harmonia cudnych ogrodów, pełnych basenów, kolumn i lekkich pawilonów, misterność ornamentów, spokojny szum wody - to wszystko musi razem działać. Szczęśliwie nawet dobudowany później pałac chrześcijańskich monarchów jakoś wpasował się w całą kompozycję (dla kontrastu, proponuję przypomnieć sobie co zrobiono meczetowi w
Kordobie), a dziś jest podawany jako przykład najpiękniejszej renesansowej rezydencji poza Włochami. Nic dziwnego, że tracąc tak niezwykłe miejsce, wygnany i pokonany emir zalewał się łzami.
Też bym płakała.
Ale Granada to nie tylko Alhambra.
To także cudowna, majestatyczna katedra, to pochyłe uliczki, pełne herbaciarni i mauretańskich pamiątek (trudno jednak mówić tu o klimacie rodem z Maroka!), to najstarsza dzielnica miasta
Albaicín z przepięknym widokiem na pałac położony na przeciwległym wzgórzu. Wciąż działa tu dawny arabski system irygacyjny, a kościelne dzwony dźwięczą ze strzelistych minaretów. A ci, którzy lubią nieco dalsze wędrówki z pewnością wybiorą się do
Sacromonte, cygańskiej dzielnicy jaskiń.
Atrakcji starczy tu na długo. I może dlatego, a może z powodu tej niezwykłej atmosfery, miasto uniknęło losu turystycznej wydmuszki, pozbawionej zwykłego życia. Spotkamy tu studentów, imigrantów, hipisów-awanturników i
grenadinos z dziada pradziada.
I to chyba największe szczęście Granady.
Andaluzjo, Twoje obrazy są warte tysiąca słów!